Do tej pory odwiedził 120 krajów, przejechał 340 tysięcy kilometrów. Nigdy nie przebił opony, dziesięć lat nie śpi na łóżku. Początkowo na życie wydawał pięć dolarów dziennie. Obecnie wydaje dwa.- Do każdego kraju wjeżdżam, wysyłając poprzez ambasadę informację, że jadę rowerem dookoła świata, że mam w kieszeni tyle i tyle pieniędzy i chce zwiedzić wasz piękny kraj – opowiada.
Kiedy w 2000 roku rozpoczynał swoją przygodę miał nadzieję, że podróż zakończy dojeżdżając na Olimpiadę w Pekinie.- Ale po badaniach w ośrodku kosmonautów pod Moskwą , lekarze powiedzieli mi, że z tym zdrowiem, które mam mogę spokojnie dojechać na olimpiadę w Brazylii – przyznaje rowerzysta.
Janusz Strzelecki jest buddystą, w związku z tym, kiedy podróżuje często zatrzymuje się w klasztorach. Kiedyś najstarszy przeor powiedział mu: Bądź spokojny, do Brazylii dojedziesz, ale ja tobie mówię, będziesz żył sto lat.- I to mi nie daje spać – zwierza się 75 letni rowerzysta.
Jego motto brzmi: jedziesz dopóki żyjesz. Więc jedzie. Plan ma taki: Australia, Japonia, Filipiny, Indonezja, Papua, Nowa Gwinea, Ameryka Południowa wzdłuż, a następnie meta, czyli igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro w 2016 roku.
Przygotowując się do podróży zamierza zahaczyć o polskie morze…zgodnie z zasadą: wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
(mb)
Aby wysłuchać całej relacji Ewy Kwaśnik, wystarczy wybrać "Dojechać i umrzeć" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
"Sygnałów Dnia" można słuchać w dni powszednie od godz. 6:00.