Z taką inicjatywą wyszedł ostatnio prof. Bohdan Jałowiecki, socjolog miasta z Uniwersytetu Warszawskiego, my zapytaliśmy słuchaczy Czwórki czy Polacy są gotowi na taką rewolucję. Jak się okazuje dla większości pytanych przez nas osób "kanar" nie jest postacią groźną, często jednak za mało wyrozumiałą. Skąd zatem bierze się powszechna niechęć do kontrolerów biletów?
- Kontrola w komunikacji miejskiej ma pewne cechy terroru. Oczywiście w tym wypadku, w jak najbardziej słusznej sprawie, niemniej jednak jest tak samo nieprzewidywalna, a ludzie tego nie lubią - tłumaczy socjolog Sławomir Nowotny. - Już samo słowo "kanar" budzi negatywne skojarzenia, które od lat rzutują na nie najlepszy wizerunek tych, którzy wykonują ten zawód.
A jak kogoś nazywamy, tak o kimś myślimy - twierdzi psycholog Wojciech Kulesza. - Konduktor, który w pociągu sprawdza bilety, jest obdarzony większym szacunkiem niż tak zwany "kanar" - mówi ekspert. - Ten ostatni od lat źle się konotuje i żadne akcje ocieplające jego wizerunek nie pomogą, jeśli nie przestaniemy go nazywać w ten właśnie sposób.
Tymczasem władze różnych polskich miast robią co mogą, żeby zmienić społeczny odbiór kontrolera biletów. W Gdańsku podstawieni przez miasto pasażerowie będą oceniać pracę kontrolerów, w Poznaniu trwają specjalne szkolenia dla kandydatów do tego zawodu, we Wrocławiu zorganizowano kampanię społeczną, a w Lublinie kontrolerzy otrzymali specjalne uniformy.
Są też tacy, którzy postulują całkowite wycofanie kontroli biletów z komunikacji miejskiej. Przeciwnicy twierdzą, że jako naród nie jesteśmy zdolni do tego, by regularnie płacić za coś, czego nikt nie sprawdza.
- Jako naród mamy tendencję do tego, żeby unikać zachowań, które mogłyby sprawić, że zostaniemy na czymś przyłapani. Ale wystarczy przeświadczenie, że nam nic nie grozi i już przestajemy przywiązywać do tego wagę - podsumowuje ekspert.
kul