Sprawa dotyczy właściwie wszystkich miast w Polsce. Zmorą są na przykład tzw. tagi, czyli napisy, które pojawiają się na świeżo odmalowanych elewacjach. - Najczęstszymi problemami, z którymi się borykamy, są wulgaryzmy i nazwy drużyn piłkarskich - mówi Daniel Kucewicz z firmy Clean City, zajmującej się m.in. usuwaniem napisów na murach. - Takich rzeczy się pozbywamy. W historii mojej pracy nie spotkałem się jednak jeszcze z czyszczeniem ładnego graffiti.
Według Jarosława Chołodeckiego, społecznika z Warszawy, kolejnym powodem, dla którego graffiti wciąż pokrywają elewacje gmachów w większości polskich miast jest fakt, że niewiele osób ma odwagę, by przeciwstawić się aktom wandalizmu. - Jeśli miasto zdominowane jest przez bazgroł, to ludzi onieśmiela. Istnieje jakaś psychologiczna bariera przed zareagowaniem - mówi gość "4 do 4". - To się mieszkańcom nie podoba, większość ludzi tego nie chce, ale nikt nie wie, co i w jaki sposób z tym zrobić.
Błażej Papiernik i Jarosław Chołodecki w Czwórce/fot. Wojciech Kusiński
Tymczasem możliwości, by "oczyścić miasto" jest mnóstwo. - Przyzwyczailiśmy się do wszelkiego typu rysunków na murach - mówi Błażej Papiernik, reprezentujący klubokawiarnię "Państwo Miasto" w Warszawie. - A można byłoby na przykład pójść do administracji osiedla, na którym są graffiti albo udać się do Straży Miejskiej po pomoc.
Mimo wszystko jednak, zdaniem ekspertów, niektóre napisy na murach są nam potrzebne, a przynajmniej nie powinny przeszkadzać. - To te, które są estetyczne, albo dają wyraz wyznawanym przez autorów wartościom - mówi Papiernik. - Warto więc znaleźć złoty środek między walką z nimi, a cichym przyzwoleniem na ich powstawanie.
(kd)