Od lat o bezpieczeństwo pieszych i kierowców bardzo dba Szwecja. Wprowadzono tam m.in. projekt "Wizja: 0", który ma polegać na ograniczeniu liczby ofiar wypadków drogowych do zera. - Jej organizatorzy doszli do słusznego wniosku, że w ruchu drogowym najsłabszym ogniwem jest… kierowca - mówi Grzegorz Telega, współwłaściciel Akademii Bezpiecznej Jazdy Tomasza Kuchara. - Wszystko zmierza tam do tego, by kierowca podczas pokonywania codziennych tras, napotykał jak najmniej barier, mogących powodować zagrożenie. Po to jest tam m.in. system monitoringu nawierzchni, w ramach którego specjalne maszyny, jeżdżące po drogach, badają ich nawierzchnię, a potem wysyłają sugestie, kiedy dana droga powinna zostać wyremontowana, by nie stwarzać zagrożenia dla użytkowników.
Zdaniem Wojciecha Pasiecznego, byłego policjanta, biegłego sądowego i eksperta ds. wypadków drogowych, by w Polsce takie nowoczesne rozwiązania można było wprowadzić, musi upłynąć sporo czasu. - 50 lat - mówi gość "4 do 4". - Dopiero "raczkujemy" w tym temacie. Potężny boom motoryzacyjny rozpoczął się w Polsce w połowie lat 90. ubiegłego stulecia, a w wielu krajach europejskich to miało miejsce dużo wcześniej.
Jak przyznają eksperci Czwórki, by na drogach w naszym kraju było bezpiecznie, wprowadzone muszą zostać nie tylko supernowoczesne rozwiązania technologiczne. Przede wszystkim powinna zmienić się mentalność kierowców. - Jeśli polski kierowca trafi na dobry, niezniszczony odcinek drogi, zaczyna "grzać" z maksymalną prędkością, bo "nareszcie można", jest równo, prosto i szeroko - mówi Pasieczny. - To jedna z przyczyn dla której w Polsce jest najwyższy wskaźnik śmiertelności w wypadkach drogowych. Na 100 osób ginie 9,6.
Poza tym polski kierowca jest "kreatywny". Nawet stojąc w korku potrafi "wyprzedzać". Jeśli nie mieści się w pasach drogowych, bywa, że przejedzie poboczem. Według Sylwestra Ropielewskiego z Polskiego Związku Motorowego nie jest z nami jednak tak źle. - I tak wiele już w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego osiągnęliśmy - uważa ekspert. - Wciąż jednak posiadacze dobrych, supernowoczesnych samochodów traktują je nie tylko jak pojazdy, służące do przemieszczania się, ale przede wszystkim jak "zabawki", którymi chcą się chwalić. Na Zachodzie jest inaczej. Ludzie jeżdżą lepszym sprzętem, ale nikt nie ma pretensji o to, że na co dzień nie może wykorzystać wszystkich możliwości swojego auta. Tę naszą mentalność trzeba zmienić.
(kd/pj)