Jechali ponad dwa miesiące. Złomski opowiada, że jednym z głównych problemów, z którymi musieli się mierzyć, był brak stacji benzynowych. Poza tym autko - stara, wysłużona toyota - też czasem odmawiało posłuszeństwa. - Gdybym miał to zrobić drugi raz, nie wahałbym się - mówi Złomski. - I również wybrałbym się kilkunastoletnim samochodem, bo żadnego z nowoczesnych, pełnych elektroniki modeli, nikt by tam nie naprawił.
Zobacz także: Marcin Złomski opowiada o podróży do Maroka <<<
Zwiedzanie Afryki zaczęli od Maroka, potem trafili m.in. do Mauretanii, Senegalu i Mali. Walczyli z pustynią, przejechali przez rwącą rzekę, a przez półmetrowe koleiny i góry piachu po prostu "przeskakiwali" samochodem. - Trzeba było się cofnąć, a potem rozpędzić i przejechać przez przeszkodę z prędkością 120 km/h. To się zawsze sprawdzało - mówi Złomski. - Takich przygód było mnóstwo. Gdzieniegdzie drogi były dziurawe jak ser, trzeba było jechać slalomem, by nie zgubić kół.
Osada na pustyni w Maroku/fot. Glow Images/East News
To, do czego musieli się przyzwyczaić - jak wspomina Złomski - to nadzwyczajna uprzejmość mieszkańców okolicznych wiosek. - Wręcz trudno było otrzymać konkretną odpowiedź na swoje pytanie, trudno było o informację - mówi gość "4 do 4". - Ludzie albo nie wiedzieli, o co nam chodzi, albo chcieli być tak mili, że po prostu potwierdzali to, co im mówiliśmy.
Dziś Złomski przyznaje, że wyprawa do Afryki wiele go nauczyła. Nie tylko w zakresie offroadu. - Pękły pewne bariery, przeszkody, które wcześniej miałem w głowie - mówi gość Czwórki. - A to, że jechaliśmy starym samochodem, a nie nowoczesną, drogą maszyną, o którą musielibyśmy się martwić, dawało nam dodatkowy luz psychiczny.
(kd/asz)