Według teorii "eko-eto" to młodzi przedstawiciele dużych miast, dla których pieniądze i stan posiadania nie są najważniejsze, stawiają na aktywność, ekologię i naturalność. Poznać można ich dzięki temu, że noszą dzieci w chustach, jeżdżą na rowerach, zakupy robią na bazarkach i w kooperatywach. Stronią od supermarketów i centrów handlowych.
- Z perspektywy mojej grupy, Kooperatyw Spożywczej "Dobrze" nie możemy mówić tylko o młodych ludziach - sprzeciwia się Nina Józefina Bąk. - Są to często ludzie, którzy od dłuższego czasu poszukiwali miejsc, w których mogą zaangażować się i dzielić swój czas na tworzenie wspólnych inicjatyw. Dodatkowo nie uważam, że w tym wypadku możemy mówić o krótkiej modzie - wyjaśnia.
Krzysztof Grzybowski zastanawia się czy styl "eko-eto" nie jest tylko domeną bogatych mieszczuchów, gdyż tylko oni mają czas wolny poza swoją pracą. Nina Józefina Bąk stanowczo protestuje przeciwko takiemu spojrzeniu. Podkreśla fakt, że wiele przedsięwzięć powstaje w odpowiedzi na konkretne problemy, są odpowiedzią na rzeczywistość, która się ludziom nie podoba.
Wojciech Kacperski, socjolog miasta związany z "Kulturą Liberalną" zwraca uwagę, że klasa średnia w dużych miastach ma jednak większe możliwości i mimo mody na "eko-eto", samochodów wciąż jest dużo, do centrów handlowych chodzi wiele osób, a na bazary i targowiska wybiera się niewielu młodych.
Eksperci w "4 do 4" podkreślają, że ci, dla których "eko-eto" jest to modą, włączają się w różne działania zaledwie na sezon, zaś ci, dla których są to wartości, zostają w tych działaniach dłużej, wyrywają się z trybów systemu.
(pj/kd)