Jednomandatowe okręgi wyborcze, takie jak na przykład w Wielkiej Brytanii, to najstarszy i sprawdzony w ponad dwustuletniej praktyce, system wyborczy. Polega na tym, że z każdego okręgu wyborczego możliwy jest do obsadzenia tylko jeden mandat. Otrzymuje go kandydat, który otrzymał największą liczbę głosów obywateli. Publiczne liczenie głosów i brak komisji wyborczych eliminuje możliwości do oszustw i "cudów nad urną". Wybierani są ludzie znani wyborcom z dobrej strony, a o tym, kto zostanie posłem decydują obywatele, a nie wodzowie partii.
Plusem tego systemu jest, zdaniem Marcina Wasiaka z Instytutu Spraw Publicznych, większa czytelność tego systemu. – Osoba, która wybiera wie, że jej głos nie zostanie zmarnowany, tylko otrzyma go ten konkretny, a nie żaden inny, kandydat – mówi ekspert. Poza tym chodzi o zwiększenie mocy czynnego prawa wyborczego. – Większy udział organizacji społecznych w tworzeniu komitetów, zlikwidowanie braku równowagi pomiędzy przywilejami partii politycznych - wymienia Wasiak. – Zwiększyłoby to także szanse obywateli na polityczny sukces.
Żaby wprowadzić jednomandatowy system wyborczy nie zmieniając przy tym liczby parlamentarzystów, należałoby podzielić kraj na 460 okręgów wyborczych. Teraz mamy ich zaledwie 41.
To trochę utopia, bo okazuje się, że na przykład słuchacze Czwóki, ankietowani w naszej sondzie w znakomitej większości nie mają bladego pojęcia, czym różnią się JOW-y od systemu, który mamy teraz. – Nawet trochę czytałam na ten temat, ale teraz nie pamiętam – mówi jedna z słuchaczek. – Nie mogę teraz skojarzyć – dodaje inna.
By dowiedzieć się więcej na temat JOW-ów, a takze poznać wady tego systemu, posłuchaj nagrania materiału reporterskiego Bartka Wasilewskiego z "Poranka OnLine".
(kd)