Większości użytkowników sieci wydawało się, że w internecie są anonimowi. Jednak przy okazji awantury o ACTA wyszło na jaw, że swoje ślady zostawiamy wszędzie i nie mamy tego świadomości. Tak naprawdę ktoś nas śledzi, ktoś rejestruje, ktoś może to wykorzystać.
Andrzej Pająk wyjaśnia, że jesteśmy anonimowi, ale tylko dlatego, że fizycznie nas nie widać. Jednak już to, co wrzucamy do internetu zostaje tam. - Jeśli wrzucimy zdjęcie na serwis społecznościowy i potem skasujemy je, to ono zniknie, ale w wyszukiwarce jako miniaturka będzie - powiedział Pająk.
Czego zatem nie należy robić przy komputerze wiedząc, że po drugiej stronie może być ktoś dla nas nieżyczliwy? Zdaniem Pająka z duża dozą nieufności powinniśmy traktować serwisy społecznościowe. Szczególnie ostrożnie pod względem publikacji zdjęć. - Niektóre nadają się do obejrzenia dla naszych przyjaciół, ale już np. nie dla pracodawcy - powiedział. Jego zdaniem lepiej dwa razy zastanowić się, co upubliczniamy.
Poza tym jeśli łączymy się przez internet np. z bankiem, to róbmy to z domu, z zaufanego komputera, a nie z miejsc publicznych. - Również połączenie się z telefonu za pomocą sieci ogólnodostępnej np. w centrum handlowym wystawia nas na to, że ktoś będzie w stanie dostać się do naszego telefonu albo tabletu - powiedział Pająk.
Tłumaczy też, że przed szpiegowaniem w sieci nie zabezpiecza program antywirusowy. - Program antywirusowy to jedno, a program typu internet security zabezpieczający komputer wszechstronnie, to coś innego. Dopiero ten drugi chroni nas przed cyberprzestępcami np. przed kradzieżą loginu do internetowego konta bankowego - wyjaśnia Pająk.
Rozmawiał Roman Czejarek
tj