Piłka nożna to gra błędów - to powiedzenie jest stare jak sama dyscyplina, ale jego prawdziwość jest bardzo trudno podważyć.
W meczu z Portugalią reprezentacja Polski była o krok od tego, by awansować do półfinału mistrzostw Europy. Wymarzony początek, później stonowanie nastrojów, kiedy mecz zaczął się od nowa po bramce Renato Sanchesa. Przede wszystkim jednak było starcie na wyniszczenie, w którym oba zespoły miały w nogach dogrywki z poprzednich spotkań i musiały pokazać, jak gospodarować siłami. I ile można jeszcze dać, kiedy te siły będą na wyczerpaniu.
Polska - Portugalia. Przegraliśmy wojnę nerwów. Koniec marzeń po heroicznym boju
Ktoś musiał zejść z boiska pokonany, choć drużyny szły łeb w łeb aż do mety. Spotkały się dwa równorzędne zespoły, ale w kluczowym momencie to jeden z biało-czerwonych nie wytrzymał ciśnienia i nie trafił do siatki z jedenastego metra.
- Tego już nie zmienimy. To się stało i trzeba iść dalej. Jest mi przykro z tego powodu, ale będę dalej walczył. W moim życiu zbyt dużo razy leżałem na ziemi, żeby nie wiedzieć, że najważniejszą rzeczą jest to, że trzeba dalej walczyć - mówił po zakończonym spotkaniu, kiedy jego strzał obronił Rui Patricio.
Mogło przydarzyć się każdemu, jednak trafiło właśnie na Błaszczykowskiego. Kiedy do piłki podchodził Robert Lewandowski, można było przypomnieć sobie fatalną atmosferę sprzed kilku lat, która towarzyszyła mu, kiedy blokował się w kadrze. Na początku tego spotkania jednak zdobył arcyważnego gola w idealnym dla siebie momencie.
Arkadiusz Milik miał problemy ze skutecznością i można było obawiać się, że tym razem nie zmieści piłki między słupkami lub lepszy okaże się bramkarz.
Trzech kolejnych naszych piłkarzy, którzy mieli powtórzyć wyczyn z meczu ze Szwajcarią, Kamil Glik, Jakub Błaszczykowski i Grzegorz Krychowiak, byli na tym turnieju tymi, którzy absolutnie nie zawodzili i którym trudno cokolwiek zarzucić.
Kiedy futbolówkę na jedenastym metrze ustawił zawodnik Borussii Dortmund, kibice nie mogli spodziewać się, że to właśnie jego strzał zostanie obroniony.
Błaszczykowski to jeden z tych zawodników, obok których trudno przejść obojętnie. Zawsze daje z siebie wszystko, przywykł do tego, że niczego nie dostawał za darmo. Właściwie w każdym klubie, w którym był, zdołał zapracować sobie na wielki szacunek. Braki był w stanie nadrobić charakterem, a trenerzy, z którymi pracował, doceniali jego chęć zwycięstwa i bycia najlepszym. Klęski i gorsze momenty przekuwał w swoją siłę.
I to on jest jedną z twarzy tej reprezentacji, choć jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawało się, że jego miejsce w niej nie jest pewne. Poważna kontuzja odebrała mu prawie rok z kariery, uniemożliwiając grę i sprawiając, że stracił opaskę kapitańską w kadrze biało-czerwonych.
W mediach pojawiały się rozmaite teorie, które często stawiały go w niekorzystnym świetle, dużo mówiono o konflikcie z Robertem Lewandowskim, z którego Adam Nawałka zrobił lidera swojego zespołu. Czasem szatnia jest za mała na duże osobowości, a to było spotkanie właśnie takich.
Błaszczykowski zrobił jednak to, z czego jest znany. Zacisnął zęby, wrócił silniejszy i skupił się na ciężkiej pracy, której efekty oglądaliśmy we Francji. W czwartek po golu Lewandowskiego razem cieszyli się z bramki.
To był moment, w którym pękało serce. Moment skrajnej niesprawiedliwości, ale po raz kolejny nasz zawodnik był w stanie wziąć ciężar na swoje barki, wyjść w światło kamer i stanąć twarzą w twarz z dziennikarzami.
Na wielkich turniejach w takich chwilach zawodzili też piłkarze, których zna cały świat. Mylił się David Beckham, a Anglia musiała przełknąć gorzką pigułkę. W 1994 roku przestrzelił Roberto Baggio w finale mistrzostw świata z Brazylią. Ostatnio presji nie wytrzymał Leo Messi i zadecydował o rozstaniu z reprezentacją Argentyny. Błaszczykowski nie jest jedyny, choć na pewno nie chciał dołączyć do tego grona. Nie jest jednak sam, bo nikt się od niego nie odwrócił.
Po mistrzostwach Europy, których byliśmy gospodarzem, zawodnik Borussii Dortmund stał się jednym z tych, na których skupiła się złość kibiców i potężne rozczarowanie. Jako kapitan poniósł odpowiedzialność za beznadziejny występ Polaków. Teraz, już bez opaski na swoim ramieniu, ale wciąż z ogromnym szacunkiem kolegów, był współodpowiedzialny. Ale nie za odpadnięcie z turnieju przez nietrafiony rzut karny, a za świetne ostatnie tygodnie, w których Polska żyła występami biało-czerwonych we Francji.
Błaszczykowski był na Euro 2016 jednym z najlepszych naszych zawodników. Tej reprezentacji nie udałoby się zbudować bez niego.
Źródło:TVP
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl