Wielu ekspertów przed turniejem to właśnie w zespole Austrii upatrywało jednego z kandydatów do miana niespodzianki turnieju. Mocny, wyrównany i głodny sukcesów zespół przystępował do starcia z Węgrami z dużymi aspiracjami. Austriacy w eliminacjach do Euro nie przegrali meczu, a powszechnie wiadomo, że dobry start na początku Euro może zdeterminować dobrą postawę w dalszych fazach turnieju.
Dla Węgrów zaś mistrzostwa są przede wszystkim nagrodą za dzielna walkę w eliminacyjnych barażach.
- To cud, że w ogóle się zakwalifikowaliśmy. Pokazaliśmy dobry futbol w barażach, zasługujemy na to, żeby grać we Francji, damy z siebie wszystko - powiedział sam selekcjoner Węgrów, Berd Storck.
Inauguracja zmagań w grupie F była pierwszym meczem Austrii z Węgrami na dużej imprezie od mundialu w 1934 roku. Wówczas, zespół Austriaków wygrał 2:1.
Od początku mocno ruszyli Austriacy. Już w 30. sekundzie meczu, po wywalczeniu piłki w środku pola z dystansu w słupek huknął David Alaba. Gracz Bayernu zresztą od początku brał na siebie ciężar gry, a w 9. minucie znów znalazł się w świetnej sytuacji, po dobrym dograniu Marko Arnautovicia - tym razem na posterunku był Gabor Kiraly.
Węgrzy jednak z biegiem czasu zaczęli coraz śmielej odpowiadać i pod koniec pierwszego kwadransa kilka razy zawędrowali pod pole karne Austriaków, zawiązując akcje szybką wymianą podań.
Dopiero w 34. miuncie po raz pierwszy poważnie przetestowany został bramkarz Węgrów, kiedy to z szesnastego metra z powietrza uderzał Zlatko Junuzović. Mocny strzał został jednak sparowany przez doświadczonego golkipera na rzut rożny.
W 40. minucie powinno być 1:0 dla Austriaków, ale po świetnej kontrze fatalnie uciął się Martin Harnik. W odpowiedzi wspaniałą okazję na prawym skrzydle zmarnował Balazs Dzsudzsak - jego strzał nieznacznie minął długi słupek bramki Roberta Almera.
Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem walki i niedokładności, mimo kilku dobrych momentów z obu stron, składnych akcji mieliśmy jak na lekarstwo. Można było odnieść wrażenie, że obie ekipy nie chcą przesadnie ryzykować. Umiarkowany pressing ze strony Austriaków, dobrze zorganizowana obrona Węgrów – do przerwy mecz z gatunku tych "dla koneserów”.
Od początku drugiej połowy podkręcili tempo Austriacy, którzy ruszyli odważnie na bramkę Kiraly’ego, ale znów brakowało dokładności. W odpowiedzi z trzydziestego metra mocnym strzałem popisał się Dzsudzsak, ale bomba Węgra została sparowana przez bramkarza Austriaków.
Kiedy gra trochę się uspokoiła, w 61. Minucie po świetnej klepce z Kleinheislerem sam na sam z Almerem wyszedł Adam Szalai, który płaskim strzałem dał prowadzenie swojej drużynie. Napastnik Hoffenheim zasłużył zresztą na tę bramkę jak mało kto, gdyż w większości sytuacji w pojedynkę musiał radzić sobie z obrońcami rywali, bardzo często wychodząc z zresztą nich zwycięsko.
Na domiar złego dla Austriaków, w 65. minucie z boiska wyleciał po drugiej żółtej kartce Aleksandar Dragović. Od tego momentu gra zdecydowanie się otworzyła. Węgrzy chcieli pójść za ciosem i przejęli inicjatywę, a Austriacy siłą rzeczy musieli skupić się na kontratakach. Przedmeczowi faworyci dopiero w samej końcówce zdołali zepchnąć rywali do obrony, ale to szybko się zemściło.
Dzieła zniszczenia dokonał w 87. minucie Zoltan Stieber, który po szybkiej kontrze stanął oko w oko z Almerem i pięknym lobem ustalił wynik meczu na 2:0.
Węgrzy sprawili sporą niespodziankę, ale trudno mówić tutaj o przypadku. Dobra organizacja w obronie, świadomość taktyczna zawodników drugiej linii, przytomne wyjście spod pressingu. Szczególnie podobał się Laszlo Kleinheisler, a także Adam Szalai.
Z drugiej strony jednak Austriacy pretensje mogą mieć tylko i wyłącznie do siebie. Faworyt tego meczu nie zagrał jak na faworyta przystało. Dużo niedokładności, brak zrozumienia pomiędzy zawodnikami przednich formacji, liderzy nie pokazali na co ich stać. Alaba był dobry tylko w pierwszej połowie, Christian Fuchs nie zaliczył ani jednej oskrzydlającej akcji, Junuzović do momentu kontuzji w zasadzie niewidoczny, Arnautović przegrywał niemal każdy pojedynek.
Podopieczni trenera Kollera znaleźli się zatem w bardzo trudnej sytuacji, bo przed nimi jeszcze mecz z faworytem grupy, Portugalią. Jeżeli chcą się jeszcze liczyć w turnieju, będą musieli wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, bo z taką grą, jak z Węgrami, nie mają we Francji czego szukać.
Grupa F:
Austria - Węgry 0:2 (0:0).
Bramki: 0:1 Adam Szalai (62), 0:2 Zoltan Stieber (87).
Żółta kartka - Austria: Aleksandar Dragovic. Węgry: Krisztian Nemeth. Czerwona kartka za drugą żółtą - Austria: Aleksandar Dragovic (66).
Sędzia: Clement Turpin (Francja). Widzów 38 000.
Austria: Robert Almer - Florian Klein, Aleksandar Dragovic, Martin Hinteregger, Christian Fuchs - Julian Baumgartlinger, David Alaba, Martin Harnik (78. Alessandro Schoepf), Zlatko Junuzovic (60. Marcel Sabitzer), Marko Arnautovic - Marc Janko (65. Rubin Okotie).
Węgry: Gabor Kiraly - Attila Fiola, Adam Lang, Richard Guzmics, Tamas Kadar - Zoltan Gera, Adam Nagy, Balazs Dzsudzsak, Laszlo Kleinheisler (79. Zoltan Stieber), Krisztian Nemeth (89. Adam Pinter) - Adam Szalai (69. Tamas Priskin).
Przemysław Kornak, PolskieRadio.pl