Roy Hodgson zaskoczył wyjściowym składem Anglików na mecz ze Słowakami. Doszło aż do 6 zmian w pierwszej jedenastce, wymienieni zostali m.in. boczni obrońcy, a swoją szansę od pierwszej minuty dostali Jamie Vardy oraz Jack Wilshere. Anglia, która w dotychczasowych meczach zdobyła 4 punkty (remis z Rosją i wygrana z Walią), chciała walczyć o to, co miało być dla niej właściwie obowiązkiem - o pewne wygranie grupy B.
Mecz od pierwszych minut był prowadzony w szybkim tempie, a Słowacy pokazali jasno, że nie zamierzają odstawiać nogi w pojedynkach z bardziej renomowanymi przeciwnikami. Anglicy prowadzili grę, wymieniali większą ilość podań i byli w stanie stworzyć sobie przynajmniej kilka dogodnych sytuacji.
O ile nie można mieć zarzutów do tego, jak piłkarze Hodgsona budowali swoje akcje, to wrócił koszmar z dwóch poprzednich spotkań - nieskuteczność. Z 27 strzałów oddanych na bramkę Kozacika, żaden nie znalazł drogi do siatki. Kilka razy golkiper przeciwników popisywał się bardzo dobrymi podaniami, kilka razy napastnicy i pomocnicy chybiali, bądź ich strzały były blokowane.
Statystyki mówią wiele jeśli chodzi o to, kto dominował w tym spotkaniu, ale na tym turnieju mieliśmy już przecież okazję, by przekonać się, ile potrafi zdziałać mądra, konsekwentna gra w obronie.
Defensywa Słowaków stanęła na wysokości zadania - przez zdecydowaną większość czasu stanowiła prawdziwy monolit, wystrzegała się poważniejszych błędów i uniemożliwiała Wyspiarzom wyjście na wymarzoną pozycję. Podopieczni Jana Kozaka kilka razy przedostali się na połowę Anglików z groźnymi kontratakami, ale priorytetem było bramki nie stracić. Najlepszą okazję mieli po błędzie Chrisa Smalling, który zbyt lekko odegrał piłkę do bramkarza klatką piersiową. Robert Mak był bliski pokonania Harta, ale nie trafił czysto w piłkę.
Remis mógł wystarczyć Anglikom do tego, by zająć pierwsze miejsce w grupie, jednak rewelacyjni Walijczycy pod batutą Aarona Ramseya i Garetha Bale'a zniweczyli te plany, pewnie rozbijając Rosję 3:0. Piłkarze Roya Hodgsona, jeśli marzą tutaj o tym, by rzucić wyzwanie wielkim zespołom, muszą znaleźć sposób na nieskuteczność, znaleźć optymalne rozwiązanie w swoim ustawieniu i poszukać nowych sposobów na to, by zaskoczyć kolejnych rywali.
W trzech dotychczasowych meczach oglądaliśmy zespół, któremu cały czas czegoś brakuje. Ostatniego podania, błysku którejś z gwiazd w odpowiednim momencie, błyskotliwej akcji, która pozwoliłaby na odblokowanie tego dużego potencjału, który momentami było widać przez kolejne minuty bicia głową w mur - jak dotąd wszyscy rywale stawiali wysokie defensywne zasieki i robili to bardzo skutecznie. Może nie przegrali na razie żadnego meczu, jednak ich postawa jest nieco rozczarowująca.
Słowacja - Anglia 0:0
Żółta kartka - Słowacja: Viktor Pecovsky. Anglia: Ryan Bertrand.
Sędzia: Carlos Velasco Carballo (Hiszpania). Widzów 40 000.
Słowacja: Matus Kozacik - Peter Pekarik, Martin Skrtel, Jan Durica, Tomas Hubocan - Juraj Kucka, Viktor Pecovsky (66. Norbert Gyoember), Marek Hamsik, Robert Mak, Vladimir Weiss (78. Milan Skriniar) - Ondrej Duda (57. Dusan Svento).
Anglia: Joe Hart - Nathaniel Clyne, Chris Smalling, Gary Cahill, Ryan Bertrand - Jordan Henderson, Eric Dier, Jack Wilshere (56. Wayne Rooney) - Adam Lallana (60. Dele Alli), Jamie Vardy, Daniel Sturridge (76. Harry Kane).
ps, PolskieRadio.pl