O tych tragicznych wydarzeniach opowiada produkcja Netflixa "Wielka woda". Serial pokazuje dramat mieszkańców walczących z powodzią, ich problemy i trudne decyzje. Jak podkreślają twórcy, wszystkie wydarzenia i postaci są jedynie inspirowane prawdziwymi, realia tamtych dni zostały dobrze przedstawione. W serialu wyraźnie podkreślono brak odpowiednich przygotowań do walki z wielką wodą, problemy ze sprzętem, brak kompetencji decydentów i opieszałość władz.
Na początku lipca 1997 roku ulewne deszcze nawiedziły południową i zachodnią Polskę, Czechy, Słowację, Austrię i wschodnie Niemcy. W południe 4 lipca wrocławski Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wysłał do państwowych i wojewódzkich organów odpowiedzialnych za przeciwdziałanie powodziom ostrzeżenie o groźnych zjawiskach pogodowych. W komunikacie informowano, że z powodu intensywnych opadów w dorzeczu Nysy Kłodzkiej i górnej Odry może dojść do przekroczenia stanu alarmowego.
"Wielka woda" - historyczne tło. "Trzeba się ubezpieczać"
Pierwsze decyzje zostały podjęte dzień później, gdy w kilku śląskich miastach ogłoszono alarm powodziowy, ale już 7 lipca zalane zostały Kłodzko, Głuchołazy i Racibórz. Tego samego dnia minister spraw wewnętrznych i administracji Leszek Miller spotkał się z przewodniczącymi komitetów antypowodziowych, a premier Włodzimierz Cimoszewicz udał się z wizytą na tereny objęte powodzią.
W tym czasie kataklizm dotknął kolejne miasta i wsie. 8 lipca pod wodą znalazło się już 250 miejscowości i 35 tys. hektarów ziemi. Śmierć poniosło 13 osób. Po zakończonej wizji lokalnej szef rządu oświadczył, że dobytek mieszkańców ucierpiał w niewielkim stopniu, a straty wystąpią tylko w zbiorach. Cimoszewicz oświadczył również, że powodzianie nie otrzymają żadnego odszkodowania ze strony państwa.
39:56 powódź wszystkich polaków czyli dla przyszłości jedno spojrz___6585_97_i_tr_0-0_99871110020252f[00].mp3 "Powódź wszystkich Polaków, czyli dla przyszłości jedno spojrzenie wstecz" - reportaż Janiny Jankowskiej o powodzi tysiąclecia. (PR, 18.09.1997)
- To jest niestety kolejny przypadek, w którym potwierdza się, że trzeba być przezornym, zapobiegliwym, że trzeba się ubezpieczać. Niestety ta prawda jest ciągle jeszcze mało powszechna - mówił ówczesny premier.
Słowa premiera oburzyły polskie społeczeństwo. Odniesienie do tej wypowiedzi widzimy w trzecim odcinku serialu "Wielka woda", gdy mieszkańcy wsi Kęty bronią wału przed wysadzeniem i zalaniem ich majątków. Na słowa głównej bohaterki, że wszyscy otrzymają pomoc, jeden z miejscowych przywołuje słowa premiera o ubezpieczaniu się.
Dwa dni później, 10 lipca minister finansów Marek Belka poinformował, że jednak będą pieniądze dla powodzian - z rezerw oraz z Banku Światowego. Władze państwowe były wówczas zaabsorbowane innymi problemami. Przede wszystkim trwającymi przygotowaniami do wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonym Billa Clintona, który miał odwiedzić Polskę 10 lipca 1997 roku.
"Człowiek odzyskał wiarę w człowieka"
W tym czasie żywioł zalewał kolejne miejscowości i niszczył dobytek ich mieszkańców. Ludzie często walczyli z wielką wodą na własną rękę - jedni umacniali wały, układali worki z piaskiem, własnymi łódkami ewakuowali sąsiadów, inni dostarczali żywność lub przygotowywali posiłki pracującym. Ludność wspierały służby, przede wszystkim straż pożarna. Ta walka została pokazana w najnowszej produkcji Netflixa.
- Słyszy się, że młodzież się nie nadaje do niczego. Wystarczyło spojrzeć na tych nastolatków, jak oni pracowali. Chłopak, który waży 40 kilogramów brał worek 50-60 kilogramów i niósł na plecach. To jest rewelacja. Przy okazji tej powodzi człowiek odzyskał wiarę w człowieka - mówił w 1997 roku jeden z mieszkańców Wrocławia.
Sztab kryzysowy
Działania podejmowała też władza państwowa. Na tereny objęte powodzią wysłani zostali żołnierze z innych części Polski. Uaktywnił się też Główny Komitet Przeciwpowodziowy przy Ministrze Ochrony Środowiska z oddziałami wojewódzkimi oraz Komitet Spraw Obronnych Rady Ministrów. Powołano również Sztab Kryzysowy ds. koordynacji przedsięwzięć przeciwpowodziowych.
Nie zawsze jednak urzędnicy wywiązywali się ze swoich obowiązków. Tak było m.in. w zalanym Opolu, gdzie dziennikarz miejscowej stacji radiowej wzywał pracowników komitetu przeciwpowodziowego, aby pojawili się w pracy.
Wielka woda ciągle przybierała na sile. Do 11 lipca Racibórz został odcięty od świata, trudna sytuacja panowała m.in. w Kędzierzynie-Koźlu. Następnego dnia fala dotarła do Wrocławia. Mieszkańcy podmiejskich wsi nie zgodzili się na wysadzenie wałów, co zmniejszyłoby zniszczenia miasta, ale równałoby się z zalaniem ich dobytku.
Brak sprzętu i kompetencji
Osoby, które w lipcu 1997 roku brały udział w walce z powodzią zwracały uwagę na chaos, jaki wówczas panował. Rozkazy padały z opóźnieniem, brakowało sprzętu, występowały problemy z łącznością, co uniemożliwiało koordynację działań. Wyszły wówczas na jaw wieloletnie zaniedbania w infrastrukturze przeciwpowodziowej, sprzęcie i przeszkoleniu. W serialu "Wielka woda" przedstawiona jest też postać wiceministra, który nie pozwolił na wysadzenie wałów przeciwpowodziowych i zalanie pól uprawnych, ponieważ uderzyłoby to w wizerunek rządu tuż przed wyborami.
- Nawet w służbach, gdzie są już nowoczesne radiotelefony, ludzie, którzy nimi się posługują, nie umieją z nich korzystać. Okazuje się, że w klubie krótkofalowców można wyszkolić człowieka, który po paru miesiącach potrafi się posługiwać najbardziej skomplikowanym sprzętem, natomiast w profesjonalnych służbach jest to niemożliwe - mówił w reportażu Polskiego Radia jeden członków klubu krótkofalowców, którzy w lipcu 1997 roku okazali się niezbędni w nawiązywaniu łączności między służbami i sztabami komitetów przeciwpowodziowych.
"Fałszywe przedstawienie sprawy"
W drugiej połowie lipca sytuacja zaczęła się uspokajać, a na północy kraju Odra nie uderzyła już z taką siłą. Wtedy dyskusje na temat chaotycznych, nieskoordynowanych działań podczas powodzi przeniosły się do parlamentu. Posłowie opozycyjni zwracali uwagę m.in. na fakt powołania sztabu kryzysowego dopiero kilka dni po otrzymaniu pierwszych sygnałów o zbliżającej się katastrofie czy braków paliwa dla sprzętu wojskowego i policyjnego.
- W moim przekonaniu wspólnie powinniśmy przeciwstawiać się szerzonemu niesprawiedliwemu uproszczeniu, że dominowały chaos i nieudolność. To jest fałszywe przedstawienie sprawy - stwierdził premier Cimoszewicz.
Straty poniesione w wyniku kataklizmu z lipca 1997 roku wyceniono na 12 mld złotych. Powódź dotknęła 25 z 46 ówczesnych województw. Woda zalała blisko 700 tys. hektarów i 1362 miejscowości. Dach nad głową straciło 7 tys. ludzi, a uszkodzeniu uległo 680 tys. mieszkań, 4 tys. mostów i 613 kilometrów wałów przeciwpowodziowych. Wielka woda pochłonęła w Polsce 56 ofiar. Do końca sierpnia samobójstwo popełniło 50 kolejnych osób.
18 lipca 1997 roku był dniem żałoby narodowej dla uczczenia ofiar katastrofy. Dopiero trzy dni później, 21 lipca szef rządu przeprosił za swoje słowa o konieczności ubezpieczania się. Obiecał też zorganizowanie spotkania, podczas którego wskaże się winnych zaniedbań i wyciągnie wnioski na przyszłość. Nigdy do tego nie doszło.
Tomasz Horsztyński/bm