Za kilka dni, podczas festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu twórca filmów animowanych Mariusz Wilczyński będzie bohaterem retrospektywy, największej w jego życiu. Drugim polskim reżyserem, którego retrospektywa zostanie pokazana podczas festiwalu jest Andrzej Munk. Z Mariuszem Wilczyńskim rozmawiał Michał Nogaś (Trójka).
Mariusz Wilczyński: Radość zamienienia się u mnie w wielką tremę im bliżej wrocławskiego festiwalu. To jest najpoważniejsza prezentacja moich prac jaką kiedykolwiek miałem w Polsce. Nigdy wcześniej tak wielkiego, szerokiego pokazu, nie miałem.
Michał Nogaś: Mówi to człowiek, który pokazywał już swoje prace w MOMA (nowojorskie Museum Of Modern Art)?
MW: Tak, bo w Nowym Jorku pokazywałem po prostu filmy. We Wrocławiu będą pokazywane także rzeczy, które nie są filmami, organizatorzy nazwali je "kino Wilka w służbie". To są moje najstarsze Księgoklipy, które kiedyś robiłem - sam oglądałem je teraz po raz pierwszy od 15 lat! Niektóre z nich są zaskakująco fajne, niektóre po prostu okropne! Są także teledyski, które robiłem, są fragmenty oprawy dla TVP Kultura mojego autorstwa. Poza tym pokazuję moich wspaniałych studentów, z których jestem bardzo dumny. To są młodzi ludzie, mają niesamowite pomysły i świetnie jest z nimi współpracować. Niektórzy z nich urodzili się w 90 lub 91 roku, myślą zupełnie inaczej niż ja i to jest niezwykle frapujące w tych spotkaniach. Okazuje się, że wspólna praca nad filmami jest międzypokoleniowym mostem, wymiana doświadczeń i energii idzie w obie strony. Dodatkowo organizatorzy poprosili mnie o wybranie 10 moich ulubionych filmów animowanych i z tym miałem największy kłopot. Tworzyłem różne listy, zmieniałem podejście do tego wyboru - czy pokazać najważniejsze animacje w historii gatunku, czy postawić na moje ulubione pomijając klasykę... Doszedłem w końcu do wniosku, że postawię na filmy mi najbliższe i wtedy okazało się, że nie są to wyłącznie filmy animowane. Są fabuły, filmy muzyczne i 2 animacje. Poza tym poproszono mnie o wybranie ulubionego filmu fabularnego... I tu też miałem kłopot.
MN: Co wybrałeś ze swoich filmów?
MW: Zestawiam moje kino, nie ma tu niespodzianek, poza tym, że jeden film przemontowałem. Najbardziej znane to "Kizi Mizi", "Śmierć na pięć", "Niestety". Z jednej strony filmy, które są pokazywane na festiwalach na świecie, z drugiej te mniej znane. Pokażemy "Mojej mamie i sobie", film dla mnie bardzo istotny, dedykowany mojej mamie, ostatnia rzecz, którą moja mama widziała przed śmiercią. Będzie "Niestety", film, z którego jestem bardzo dumny, zresztą kupiła go ode mnie The National Gallery w Londynie. "Śmierć na pięć" to kolejny istotny dla mnie moment w życiu. Do muzyki i słów Grzegorza Ciechowskiego. Spotkanie z nim w 2001 roku, kiedy przyszedł do mnie i powiedział "zróbmy film animowany" było przełomem w moim myśleniu o sobie jako autorze filmów, bardzo mnie dowartościowało. Grzegorz zostawił mi muzykę, sam jeszcze pisał teksty na nadchodzącą płytę Republiki. To było w listopadzie 2001 roku. A potem nagle umarł. Tak wyszło, że płyta, którą u mnie zostawił była jedynym zapisem piosenki "Śmierć na pięć". Film, o którym rozmawialiśmy z Grzegorzem nie powstał, zrobiłem klip do tego utworu. Podczas festiwalu pokażę także zwiastun tego, nad czym pracuję od czterech lat czyli "Zabij to i wyjedź z tego miasta". Prawdopodobnie premiera tego filmu będzie miała miejsce - kiedyś - podczas Nowych Horyzontów.
MN: Co pokazujesz w tej części, której autorem nie jesteś?
MW: Zacznę od filmów studentów. Najmłodsze autorki, "pierwszoklasistki", które pod pieczą moją i Marka Skrobeckiego zrobiły filmy na pierwszym roku studiów w łódzkiej Filmówce. Te filmy idą jak burza przez festiwale w Polsce, dziewczyny dostają nagrody. Natalia Brożyńska i jej "Drżące trąby", śmieszny ale głęboko wzruszający film o przyjaźni, niepewności. Drugim filmem, piekielnie wysmakowanym i dojrzałym jest "Protozoa" Anity Kwiatkowskiej. Ten film zrobiony na pierwszym roku studiów mógłby być jej filmem dyplomowym. Oprócz tego będą 2 filmy moich studentów ze starszych lat, "Reszta Świata" Agaty Gorządek, "Ukryte" Piotrka Szczepanowicza - tym filmem Piotrek wygrał w zeszłym roku festiwal Animator w Poznaniu. Animator jest największym festiwalem filmów animowanych w Polsce, w zeszłym roku do konkursu zgłoszono 600 prac z całego świata! Będzie też film Kuby Wrońskiego, historia królika, jeden ze śmieszniejszych filmów jakie widziałem. Bardzo polecam te filmy! Mamy bardzo zdolnych młodych ludzi, martwi mnie jedynie fakt, że statystycznie, po studiach, tylko 1 na 100 zajmuje się kinem autorskim, reszta gdzieś znika. Bardzo bym chciał, żeby Polska stała się krajem kulturalnym, aby było zapotrzebowanie na sztukę i warunki do jej rozwoju. Jest jak jest, niestety.
MN: Co kryje w sobie lista Twoich ulubionych filmów?
MW: Przy jej tworzeniu wpadłem w największe tarapaty, początkowo miała być to lista 10 filmów animowanych... Długo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że nie mam tylu ulubionych animacji. Nie jestem krytykiem, nie chciałem wybierać filmów najważniejszych dla gatunku. Ostatecznie wybrałem filmy, które są mi najbliższe, które mnie inspirowały. Właściwie o każdym z wybranych filmów czy fragmentów mógłbym rozprawiać godzinami! I tak mamy tu "Somewhere in California" czyli fragment "Kawy i papierosów" Jarmusha, Iggy Pop i Tom Waits, oglądałem ten film dziesiątki razy. Pokażemy "Modlitwę" Tadeusza Nalepy wykonaną podczas koncertu, Tadeusz był niezwykle ważną postacią w moim życiu. Jedną z 2 animacji, które wybrałem jest "Tango" Rybczyńskiego. Pojawią się Frank Zappa i Bruce Bickford i ich "Baby Snakes". Zappa wyprodukował ten film, zatrudnił Bickforda. Kiedy Zappa wyjeżdżał w trasy koncertowe Bickford głównie przepijał budżet, mnóstwo rock'n'rollowych historii towarzyszyło powstawaniu tego filmu. Najważniejsze, że film udał się znakomicie. Po raz pierwszy zobaczyłem go kilka miesięcy temu i pomyślałem - na szczęście. Gdybym zobaczył go wcześniej nigdy nie ośmieliłbym się robić własnych animacji. Bickford był geniuszem, pracował w swoim pokoju, nie korzystał z efektów, animatorów... Jest oczywiście Miles Davies - kolejna ważna postać w moim życiu i jego koncert "Time after time" z Hamburga. Do tego fragment "Tam gdzie rosną poziomki" Bergmana, najmagiczniejsze 5 minut w historii kina czyli sen Profesora. To nie wymaga wyjaśnienia, wchodzi po prostu do głowy i zostaje na zawsze.
MN: Poproszono Cię także o wskazanie ulubionego filmu fabularnego...
MW: Znowu miałem problem, każdego dnia inny pomysł. Ostatecznie zdecydowałem się na zapis całego koncertu, który Miles Davies zagrał w Warszawie w 1983 roku. Wiele osób uważa, że to było najważniejsze wydarzenie muzyczne w historii Polski. U nas mroczne czasy, a tu przyjeżdża geniusz z całkowicie innego świata. Oglądając nie wiadomo co obserwować, publiczność czy muzyków bo wszystko jest tak fascynujące. A sam koncert - genialny! Jeden z nielicznych, które Davies wspominał w swojej autobiografii.
MN: Za kilka dni wystartuje festiwal, jak się czujesz tuż przed?
MW: Dużo pracy za mną, a teraz emocje spotkania z publicznością. Do tego wydano książkę, której autorem jest Jerzy Armata, krytyk filmowy i muzyczny. Podczas Nowych Horyzontów jest kuratorem mojego przeglądu. Wiele naszych rozmów, zdjęć z mojej przeszłości, kadrów z filmów, mnóstwo materiałów zebranych w jednym miejscu. Nieskromnie powiem, że wygląda pięknie! Pierwszego dnia festiwalu ma się odbyć premiera "Z Armatą na Wilka. Animowany blues Mariusza Wilczyńskiego"
MN: Do zobaczenia we Wrocławiu!
MW: Będę tam przez cały festiwal, bardzo denerwuję się jak publiczność przyjmie te wszystkie pokazy. Przygotowania uświadomiły mi, że przez ostatnie 15 lat zrobiłem ponad 5 godzin animacji, a to bardzo dużo. Zapraszam także do klubu festiwalowego na pokaz "Wilk na horyzoncie" czyli muzyka i rysowanie na żywo. W Arsenale. Zapraszam!
opracowała AS