Mimo skromnego dorobku płytowego popkulturowe dziedzictwo zmarłego dokładnie przed pięciu laty Syda Barreta jest imponujące. Swojemu dawnemu koledze z zespołu Pink Floyd poświęcili piosenkę "Shine On You Crazy Diamond".
Istnieje frakcja fanów Pink Floyd, która uważa, że zespół "skończył się" z chwilą odejścia Syda Barretta. Można zrozumieć ten pogląd. Za jego obecności w Pink Floyd zespół był jedną z najbardziej poszukujących formacji na świecie, rozszerzającą świat rocka o nowe, egzotyczne elementy. Do dziś Barrett pozostaje ucieleśnieniem romantycznego mitu "szalonego artysty" - pozbawionego cynizmu, bezkompromisowego i niezrozumianego geniusza. Wycofując się z funkcjonowania publicznego na początku lat 70., stał się legendą za życia. Zawsze więcej mówiono jednak o jego chorobie psychicznej i nadużywaniu narkotyków niż o muzyce.
VIDEO
Syd Barrett wydał tylko dwa solowe albumy oraz dwa z Pink Floyd. Przez kolejne dekady funkcjonował bardziej jako mityczna figura niż realnie istniejąca postać.
Zapowiadał się jednak na najbardziej utalentowanego autora w historii rocka. Gdy w początkowej fazie istnienia Pink Floyd odeszli od r&b i bluesa w stronę psychodelicznego rocka i improwizacji, Barrett stał się szybko naturalnym liderem formacji i jej głównym kompozytorem. Naszpikowany kompozycjami jego autorstwa, debiutancki album Pink Floyd, "The Piper at the Gates of Dawn" (1967), wydany w tym samym roku, co "Sierżant Pieprz" Beatlesów to na dobrą sprawę początek psychodelicznego rocka. Był innowatorem, jeśli chodzi o technikę gry na gitarze - użycie echa, przesteru, delayu, taśm. Jednym z jego patentów było przepuszczanie gitary przez specjalny efekt dający echo i ślizganie po gryfie zapalniczką - dawało to tajemnicze, kosmiczne momentami brzmienie.
Oto kompozycja Barretta i jeden z wczesnych, niealbumowych singli Pink Floyd:
VIDEO
Odjechana muzyka wiązała się z równie bezkompromisowym stylem życia i przyjmowaniem znacznej ilości zróżnicowanych używek. LSD to narkotyk, który nawet po jednorazowym zażyciu potrafi zmienić trwale psychikę. Tak też stało się z Barrettem. Po jednej z narkotykowych sesji Barrett bardzo się zmienił, jak twierdzą niektórzy, właściwie z dnia na dzień. Choć inni uważają, że Barrett oszalałby i bez pomocy używek. Nie był osobą przygotowaną na odniesienie tak wielkiego sukcesu, jaki miał stać się udziałem Pink Floyd. Psychodeliki stały się po prostu katalizatorem tych zmian.
Z czasem zaczął być coraz bardziej nieprzewidywalny. Regularnie sabotował koncerty Pink Floyd. Potrafił stać na scenie i przez godzinę uderzać w jeden akord albo stopniowo rozstrajać swoją gitarę. Choć podobało się to publiczności, kolegów z kapeli wprowadzało w konsternację. W pewnym momencie zachowanie Barretta stało się na tyle nieznośne, że zespół znalazł człowieka, który miał zastępował Syda w momencie jego niedyspozycji. Okazał się nim David Gilmour. Stąd blisko było do ostatecznego stadium wykluczenia niesfornego muzyka z zespołu - 26 stycznia 1968 zespół postanowił nie brać Barretta na koncert do Southampton.
Syd Barrett był cennym elementem Floydów - pisał ogromną ilość piosenek. Zespół chciał więc, aby pozostał on niekoncertującym członkiem Pink Floyd. Szybko okazało się to jednak niemożliwe. Okazało się, że w czasie pracy na sali prób nad nowymi piosenkami, Barrett ciągle zmienia aranże. Pozostali muzycy zdali sobie sprawę, że są ofiarami jego poczucia humoru. W kwietniu 1968 Barrett nie był już członkiem Pink Floyd. Ostatnią kompozycją Barretta dla Pink Floyd jest zamykający płytę "Saurceful of Secrets", utwór "Jugband Blues". - Oczywiście nie byłoby Pink Floyd, gdyby nie Syd. Ale ten zespół nie istniałby już, gdybyśmy go potem nie wyrzucili - komentowali powód rozstania z nim muzycy.
VIDEO
Większość piosenek, które trafiły na jego dwie wydane wkrótce później solowe płyty powstało w latach 1966-1967, czyli w okresie największej kreatywności z zespołem Pink Floyd. Oba albumy - "Madcap Laughs" i "Barrett" to kolekcje wyciszonego, w dużej mierze akustycznego grania. Uważa się, że po odejściu z zespołu, Barrett pisał już niewiele. Ostatni publiczny występ dał zresztą 16 lutego 1971 roku - na antenie radia BBC. Przez natępne lata widywany był sporadycznie. Przypomniały sobie o nim... zespoły punkowe, takie jak The Damned, próbując, bezskutecznie, zatrudnić go jako producenta. Barrett cieszył się uznaniem na scenie punkowej, mimo że w modzie było wówczas śmianie się z coraz bardziej napuszonych Pink Floyd. On jednak, szalony, niezrozumiany geniusz, pozostawał poza krytyką.
Syd Barrett z czasem stał się obiektem fascynacji dla tysięcy niezależnych kapel - takich jak jedno z dzieci rewolucji punkowej, brytyjskie Television Personalities. Personalities poprzedzali w 1981 roku na trasie koncertowej Davida Gilmoura. Lider młodego zespołu, Dan Treacy, postanowił na pierwszym koncercie zagrać piosenkę "I Know Where Syd Barrett Lives" i... oznajmić całej sali, jak brzmi adres, pod którym zamieszkuje w Cambridge dawny lider Pink Floyd. Młodzi, gniewni i nie liczący się ze świętościami TV Personalities zostali przez Gilmoura z trasy koncertowej błyskawicznie wykopani . Była to zapewne jeden z najbardziej spektakularnych samobójów promocyjnych w historii muzyki pop.
VIDEO
Barrett stał się inspiracją dla sceny punkowej, ale także eksperymentalnych, poszukujących singer-songwriterów. Nick Drake, Daniel Johnston, Jandek, Devendra Banhart czy nawet nasz Maciej Cieślak (Ścianka) - wszyscy oni są spadkobiercami "szalonego diamentu".
Fascynację Barrettem wyrażali jednak także najwięksi gracze muzyki rockowej - Paul McCartney czy David Bowie, który nagrał i wydał cover "See Emily Play". Kevin Ayers z zaprzyjaźnionego z Floydami zespołu Soft Machine napisał w 1972 roku piosenkę-hołd dla Barretta "Oh Wot A Dream": "jesteś najbardziej niesamowitą osobą / piszesz najdziwniejsze kawałki jakie słyszałem" śpiewał o swoim koledze Ayers:
VIDEO
Dziedzictwo popkulturowe Barretta niedługo być może zostanie powiększone o film biograficzny - zainteresowanie takim obrazem wyraził Johnny Depp.
Mimo trudnego rozstania (Barrett przychodził jeszcze przez jakiś czas na koncerty Pink Floyd i wgapiał się z wyrzutem w zastępującego go Gilmoura), Pink Floyd nie zapomnieli o swoim koledze. Pochodząca z 1975 roku piosenka "Shine On You Crazy Diamond" to jeden z utworów poświęconych ich pierwszemu liderowi. Końcówka epickiego tematu zawiera odwołanie do "See Emily Play", wczesnego singla Pink Floyd i jednej z najlepszych piosenek Barretta. Album "Wish You Were Here" z 1975 roku, którego centralnym punktem jest kompozycja, został zresztą luźno oparty na jego biografii. W czasie nagrywania tej płyty Syd zresztą dość nieoczekiwanie odwiedził w studiu muzyków Pink Floyd. Początkowo Waters i spółka nie rozpoznali go - znacznie przytył i miał krótko ścięte włosy. Zapytany, co sądzi o kompozycji, nad którą zespół właśnie pracował - a było to właśnie "Shine On" - Barrett odpowiedział: "brzmi trochę...staro!", po czym opuścił pomieszczenie. Poza jego krótkim spotkaniem z Watersem w londyńskim sklepie Harrodsa kilka lat później, był to ostatni raz, kiedy widzieli go koledzy z zespołu.
VIDEO
Przez lata 70. Barrett próbował utrzymać się w Londynie, ale gdy wpływy z tantiemów ze sprzedaży płyt z jego udziałem coraz bardziej malały, wrócił do rodzinnego Cambridge, gdzie mieszkał razem z matką. Wrócił też do swojej pierwszej aktywności twórczej, malarstwa. Malował wielkie, abstrakcyjne płótna. Mimo że żył na odludziu, do miejscowości, jednego z najważniejszych ośrodków uniwersyteckich w Anglii, zjeżdżały się tłumy ciekawskich i paparazzich. Sam jednak starał się zapomnieć o swojej przeszłości z Pink Floyd i nie utrzymywał kontaktu z kolegami z zespołu. Tylko David Gilmour, przy okazji kolejnych kompilacji i reedycji płyt z udziałem Barretta, pilnował, żeby pieniądze na pewno trafiły do jego poprzednika w składzie Pink Floyd.
Piotr Kowalczyk