Mimo, iż II Rzeczpospolita była krajem młodym i niezbyt bogatym, przeznaczała znaczące kwoty na rozwój przemysłu zbrojeniowego. Już na początku lat trzydziestych mieliśmy jedną z największych armii pancernych za sprawą kilkuset tankietek i najlepszy myśliwiec PZL P.11. Przykładów rodzimego sprzętu wojskowego wysokiej jakości było zresztą znacznie więcej.
- Samoloty bombowe Łoś były najnowocześniejsze w swojej klasie na świecie. Bardzo dobre były również samoloty obserwacyjne Mewa i samoloty wielozadaniowe Wilk. Myśliwiec PZL.48 Lampard – supernowoczesny w porównaniu z niemieckimi Messerschmittami 110. Dla artylerii przeciwlotniczej produkowano NKM kaliber 20 mm, czyli karabiny maszynowe całkowicie polskiej konstrukcji. Amunicją do nich były tzw. likwidatory – pocisk po osiągnięciu pewnego pułapu automatycznie się rozrywał żeby nie spaść na ziemię i nie zranić cywili oraz własnych żołnierzy - wyliczał w Jedynce historyk Piotr Zarzycki z Muzeum Techniki.
Klęska Polski we wrześniu 1939 roku nie powinna przesłaniać niewątpliwych osiągnięć naszej myśli inżynierskiej. - Jeżeli ma się tak potężnych przeciwników, to nie ma państwa, które byłoby w stanie się oprzeć. Nasze granice wolne od zagrożenia to tak naprawdę była niewielka granica z Litwą, minimalna z Łotwą i malutki fragment z Rumunią. Poza tym, z jednej strony Prusy Wschodnie i granica zachodnia łącznie z terenem Słowacji, czyli piękny półksiężyc zagrożenia niemieckiego. Z drugiej strony - cała granica wschodnia ze Związkiem Sowieckim. Nikt by nie był w stanie obronić takich granic - przekonywał gość "Naukowego zawrotu głowy".
Posłuchaj całej rozmowy Doroty Truszczak z Piotrem Zarzyckim.
pg