Cezary Gmyz powiedział w radiowej Jedynce, że są to badania dokonane przez spektrometry, a nie te, których wyniki za pół roku poznamy dzięki ekspertyzom laboratoryjnym. Dodał, że po publikacji artykułu rozmawiał z ludźmi, którzy poinformowali go o tym, jaki sprzęt był używany w Smoleńsku do poszukiwania śladów materiałów wybuchowych.
Dziennikarz utrzymywał, że nie żałuje publikacji artykułu. Co więcej, gdyby miał go napisać jeszcze raz, to dodałby kolejne informacje, które potwierdzają to, co napisał wcześniej.
W Pierwszym Programie Polskiego Radia powiedział, że nie był proszony przez wydawcę "Rzeczpospolitej” Grzegorza Hajdarowicza o ujawnienie informatorów. Dodał, że nie ma on, według prawa prasowego, możliwości go o to prosić.
Cezary Gmyz zauważył, że Tomasz Wróblewski, były redaktor naczelny tego dziennika, wie z jakich kręgów wywodzą się jego informatorzy. Wspominał, że był on sceptycznie nastawiony do informacji przez niego przedstawionych, dlatego pojechał do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, by sprawdzić te informacje. Po tym spotkaniu doszło do publikacji artykułu.
Dziennikarz przyznał, że Grzegorz Hajdarowicz został powiadomiony o publikacji tekstu, ale nie wie czy go czytał.
Rozmawiała Kamila Terpiał-Szubartowicz
Gmyz: Rosjanie znają wyniki badań materiałów wybuchowych - Jedynka - polskieradio.pl