"Ukrainie - pokój!", "Rosji - wolność!", "Ukraino - jesteśmy z tobą!", "Rosjanie nie chcą wojny!" i "Rosja bez Putina!" - skandowali uczestnicy akcji. Niesiono flagi państwowe Rosji i Ukrainy. Wielu trzymało w rękach fotografie rosyjskich żołnierzy poległych w Donbasie, na wschodzie Ukrainy.
"Cofnijcie naszą armię z urlopu!" - głosił jeden z plakatów nawiązując do informacji, że rosyjscy żołnierze są zmuszani brać urlopy, a następnie wysyła się ich na Ukrainę.
Według moskiewskiej policji, w "marszu pokoju" uczestniczyło od 3 do 5 tysięcy osób. Natomiast organizatorzy zarejestrowali blisko 20 tysięcy maszerujących. Unia Obserwatorów Rosji, niezależna organizacja pozarządowa, która liczyła osoby przechodzące przez ustawione przez policję bramki z wykrywaczami metalu - a musieli przez nie przejść wszyscy biorący udział w manifestacji - podała, że marsz przeciwko wojnie na Ukrainie zgromadził 26,1 tys. osób.
Uczestnicy antywojennej demonstracji przekonywali, że chcieli pokazać światu "inną niż kremlowska twarz Rosji". - Wyjście na ulice powinno zmusić prezydenta Władimira Putina do zastanowienia się nad dotychczasowym postępowaniem wobec Ukrainy. Chcemy, żeby nasze zdanie dotarło do przedstawicieli władz i do zwykłych ludzi - mówili.
Część przeciwników polityki Kremla skarżyła się, że policjanci nie pozwolili im wnieść na miejsce zbiórki transparentów z napisami odnoszącymi się do udziału rosyjskich wojsk w walkach w Donbasie. Lider Jabłoka Siergiej Mitrochin poinformował, że przy bramkach z wykrywaczami metalu, przez które musieli przejść wszyscy biorący udział w manifestacji, policja kontrolowała treść i odbierała niektóre z przyniesionych przez nich transparentów. Jabłoku - jak przekazał jego przywódca - zarekwirowano transparent o treści: "Wojna na Ukrainie - hańbą Rosji!".
(źródło: Лента Новостей, YouTube.com)
Większość uczestników demonstracji twierdzi, że wzięła udział w "marszu pokoju", aby pokazać światu, że nie wszyscy Rosjanie są tacy jak rosyjskie władze. - Wprowadzać wojsko i zaprowadzać porządek na czyimś terytorium nie przystoi, ale nasi politycy nie wiedzą co to znaczy - mówili.
W pobliżu "marszu pokoju" można było zauważyć młodych ludzi z flagami separatystycznych regionów Ukrainy, a także z plakatem - "marsz pokoju - marszem zdrajców".
Wśród organizatorów demonstracji, która odbywa się za zgodą władz Moskwy, są demokratyczne partie i ruchy, w tym Jabłoko, Solidarność, Republikańska Partia Rosji-Parnas, Partia 5 Grudnia i Partia Postępu.
Manifestacja zakończyła się przyjęciem rezolucji, w której uczestnicy akcji ostrzegli, że w Rosji w szybkim tempie powstaje reżim faszystowski podobny do dawnych reżimów Benito Mussoliniego we Włoszech i Francisco Franco w Hiszpanii. W dokumencie podkreślono, że "agresja przeciwko Ukrainie jest konsekwencją nieuczciwych i nieswobodnych wyborów parlamentarnych i prezydenckich w Rosji w latach 2011-12, w wyniku których w rękach prezydenta Władimira Putina i jego otoczenia skoncentrowana została ogromna, niekontrolowana władza - wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza".
- My, obywatele Rosji, patrioci swojej ojczyzny, wyznający zapisane w Konstytucji FR demokratyczne wartości, uważamy za niedopuszczalną i zgubną dla naszego kraju oraz jego narodu dokonywaną przez kierownictwo polityczne zbrodniczą agresję w stosunku do sąsiedniego, suwerennego państwa - głosi rezolucja.
Zażądano w niej m.in. "położenia kresu agresywnej awanturze - wycofania z terytorium Ukrainy rosyjskich wojsk, a także zaprzestania propagandowego, materialnego i wojskowego wspierania separatystów na południowym wschodzie Ukrainy".
W dokumencie zażądano również przeprowadzenia śledztwa w sprawie przymuszania przez władze Rosji rosyjskich wojskowych do udziału w działaniach bojowych w Donbasie oraz uchylenia kontrsankcji wprowadzonych przez Moskwę w odwecie za sankcje krajów zachodnich, zastosowane przeciwko Rosji z powodu jej agresywnej polityki wobec Ukrainy.
W rezolucji sformułowano też żądanie zaprzestania wojny handlowej i wojny gazowej przeciwko Ukrainie. - Jesteśmy przekonani, że wszyscy organizatorzy wojny na Ukrainie powinni odpowiedzieć za swoje zbrodnie tak przed narodowym, jak i międzynarodowym sądem - głosi dokument.
Z inicjatywą przyjęcia rezolucji wystąpili znani opozycyjni politycy, obrońcy praw człowieka, aktywiści niezależnych organizacji pozarządowych, naukowcy i dziennikarze, m.in. były premier Michaił Kasjanow, były wicepremier Borys Niemcow, przywódczyni Moskiewskiej Grupy Helsińskiej Ludmiła Aleksiejewa, ekolożka Jewgienija Czyrikowa, historyk Andriej Zubow, ekonomista Siergiej Aleksaszenko, socjolog Georgij Satarow oraz publicyści Jewgienij Kisielow, Aleksandr Podrabinek i Wiktor Szenderowicz.
- Możemy i musimy zatrzymać bratobójczą wojnę na wschodzie Ukrainy. Trzy tysiące zabitych Rosjan i Ukraińców. To straszna cena dla naszych narodów. Dość tego. Dość kłamstw i narzucania nienawiści. Trzeba powstrzymać partię wojny - oświadczył Niemcow przed manifestacją.
Akcję przeciwników wojny na Ukrainie kilkakrotnie próbowało zakłócić kilkudziesięciu stronników Noworosji, jak w Rosji nazywane są samozwańcze Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa. Skandowali oni hasła poparcia dla Putina i separatystów w Donbasie. Wyrywali również uczestnikom manifestacji flagi Ukrainy.
Protesty przeciwko wojnie na Ukrainie odbyły się też w innych miastach FR, w tym w Petersburgu, Jekaterynburgu, Saratowie, Permie, Nowosybirsku, Tomsku, Krasnojarsku i Barnaule.
Kreml wielokrotnie zapewniał, że nie stoi za wydarzeniami na wschodzie Ukrainy. Przedstawiciele władzy rosyjskiej odpowiedzialność za rozlew krwi w Donbasie zwala na Kijów, który - jak twierdzi - odrzuca separatystyczne dążenia wschodnich regionów Ukrainy. W zapewnienia te nie wierzy Zachód, który dysponuje dowodami na to, że Moskwa dozbraja bojowników. Co więcej, z danych przedstawionych przez NATO wynika, że na Ukrainie wciąż przebywa nawet do tysiąca rosyjskich wojskowych.
WOJNA NA UKRAINIE - serwis specjalny >>>
IAR/PAP/asop