Wprowadzenie stanu wyjątkowego oznacza, że władze będą mogły zdecydować o godzinie policyjnej, zakazać zgromadzeń, wstrzymać publikację gazet i książek oraz programów radiowych i telewizyjnych. Będzie też można blokować ruch na ulicach, przeszukiwać obywateli, samochody i domy oraz konfiskować majątki.
Prezydent Turcji Recep Erdogan tłumaczył po wieczornym posiedzeniu rządu, że zasady demokracji będą przestrzegane, a decyzja pomoże zapewnić bezpieczeństwo w kraju.
"Celem wprowadzenia stanu wyjątkowego jest tak naprawdę to, abyśmy mogli podjąć skuteczne kroki i zlikwidować zagrożenie terrorystyczne tak szybko, jak to możliwe" - mówił prezydent.
Jak relacjonuje ze Stambułu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, decyzję prezydenta chwalą jego zwolennicy, którzy wieczorem demonstrowali swoje poparcie na placu Taksim w Stambule. "Nasz rząd robi wszystko to, co trzeba. Ufamy im. Będziemy tu czekać, aż naród przezwycięży problemy" - podkreśla Ali.
Tureckie władze twierdzą, że za puczem stoją zwolennicy mieszkającego w Ameryce Fethullaha Gullena. Domagają się jego ekstradycji. Do tej pory zatrzymano lub zawieszono w obowiązkach 60 tysięcy osób w całym kraju, które albo miały brać udział w spisku albo mają być zwolennikami Gullena.
Stan wyjątkowy w Turcji zacznie obowiązywać zaraz po tym, jak stosowne rozporządzenie ukaże się w rządowej gazecie.
W zamieszkach i starciach do jakich doszło w trakcie puczu w nocy z piątku na sobotę zginęły według tureckiego rządu 232 osoby, a półtora tysiąca zostało rannych.
IAR/Wojciech Cegielski/Stambuł
Zachęcamy do śledzenia nas na Twitterze. Więcej i najwięcej wiadomości IAR po wykupieniu dostępu do serwisu.