- Jako młodzik podyktował tak naprawdę program Nowej Fali - mówił o Stanisławie Barańczaku w 2009 roku prof. Przemysław Czapliński, przypominając jego pierwszy, niezwykle istotny etap twórczości. - W 2. poł. lat 60. zaproponował poetom wdarcie się do języka oficjalnego, języka propagandy. By porwać go do poezji i wykorzystać. Poddać obróbce, pokazać, jak jest asemantyczny, jak służy w gruncie rzeczy sprawowaniu władzy - wyjaśnił.
Tak rodząca się poezja zaangażowana daleka jednak była od ubranej w poetycką formę publicystyki. - Chodziło nam o to, by wykorzystać te zadania, które tylko poezja może spełnić, chodziło tu o sposób na porozumienie się, przekazanie indywidualnego doświadczenia - tłumaczył sam poeta w wywiadzie udzielonym na początku lat 80. Poezja, według autora "Jednego tchu", powinna być przede wszystkim "nieufnością" - powinna obnażać nieautentyczność, konfrontować język z rzeczywistością, z codziennością, a jednocześnie: być głosem jednostki, świadectwem jej niepokojów, poszukiwań, poczucia braku.
W grudniu 1981 roku Barańczak - działacz opozycyjny (sygnatariusz Listu 59, uczestnik głodówki w kościele św. Marcina w Warszawie, wreszcie: członek założyciel KOR) - stał się z konieczności poetą emigracyjnym, poetą-wygnańcem. Oderwanie od krajowych realiów, wyczerpanie nowofalowej poetyki skierowało jego poezję ku, jak to określił w Dwójkowej audycji Czapliński, metafizyce indywidualnej. Tematyka egzystencjalna wierszy, refleksje natury metafizycznej miały jednak zawsze za punkt wyjścia (tło, kontekst niezbędny) indywidualne, skonkretyzowane, czasem podszyte biografią autora doświadczenie.
W tych pełnych językowej wirtuozerii tekstach odnajdziemy bardzo wiele migawek z amerykańskiej (tak jak wcześniej krajowej) codzienności, zapis zmagań z własnym ciałem, z chorobą, świadectwo szczególnej wrażliwości: współpasażerowie "lotu do Seattle"; "msza za Polskę w St. Paul's Church, grudzień 1984"; zajęcia z pochodzącymi z różnych stron świata studentami, ich kłopoty z Mickiewiczowską frazą; podnoszona z progu niedzielna gazeta; zmarły pięć lat temu poprzedni mieszkaniec domu, pan Elliot Tischler, jego (nie)trwałe istnienie. I jeszcze "z okna na którymś piętrze" aria Mozarta. Przejmująca "widokówka z tego świata", trudna, choć piękna, "podróż zimowa".
Zapraszamy do wysłuchania wybranych audycji poświęconych życiu i twórczości Stanisława Barańczaka. Przypominamy również archiwalne nagrania z udziałem poety.