Historia muzyki bywa wybiórcza, przewrotna i niesprawiedliwa. Swoje kolejne etapy zaznacza wyłącznie nazwiskami wielkich twórców. Myślimy "barok" – mówimy: Bach, Haendel, Vivaldi; klasycyzm to dla nas niemal wyłącznie wielka trójka Klasyków Wiedeńskich. Dla romantyzmu – czasowo, emocjonalnie i intelektualnie okresu nam bliższego – historia jest łaskawsza, bo pozostawiła na piedestale zdecydowanie więcej nazwisk twórców uznanych za wybitnych. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę ogromną liczbę kompozytorów XIX wieku okaże się, że większość z nich również została – w wielu przypadkach niesłusznie – zlekceważona i zapomniana.
A przecież to fałszywy obraz minionego czasu. Oczywiście, historia recepcji muzyki Haydna, Haendla czy Chopina to chlubne wyjątki. Jednak za czasów Jana Sebastiana Bacha – kompozytora o sławie lokalnej – triumfy święcili raczej Telemann i Tartini. W drugiej połowie XVIII wieku za wielkiego kompozytora uważany był nie Mozart, lecz Salieri, Graun, Koželuch albo Pleyel. W czasie, gdy swe największe dzieła komponował Schubert, publiczność zachwycała się Kalkbrennerem, Czernym i Moschelesem. Wystarczy spojrzeć na listę nazwisk twórców, u których wariacje na temat swojego walca zamówił Anton Diabelli, by przekonać się, jak mało wiemy o życiu muzycznym pierwszych dekad XIX stulecia.
Dlaczego tak się dzieje? Co sprawia, że twórczość tylko niektórych kompozytorów przetrwała próbę czasu? Czy ich dzieła – uznane za genialne, a więc ponadczasowe – są również traktowane jako te, w których najlepiej odbija się duch epoki? Ergo: czy wystarczy poznać jedynie kilka arcydzieł, by wiedzieć, czym był muzyczny barok lub klasycyzm? A co z takimi "wpadkami" jak Antonio Vivaldi – kompozytor zapomniany przez dwieście lat, dziś uważany za jednego z najwybitniejszych twórców muzycznych wszech czasów? Dlaczego Johannes Brahms za wielkiego kompozytorów uważał Louisa Spohra, którego muzyki dziś prawie nie słuchamy? Czy Brahms się pomylił? A twórcy polscy, którzy jeszcze niedawno święcili triumfy, zaś dziś odłożeni zostali do lamusa? Gdzie podziali się Różycki, Szeluto, Nowowiejski? Czy naprawdę nie warto o nich pamiętać?
W audycji "W kontrapunkcie, czyli za i przeciw" porozmowy o tym, czy rzeczywiście znamy dzieje muzyki, czy tylko wstydliwie ukrywamy własną ignorancję, zasłaniając się znajomością twórczości Bacha, Beethovena i Wagnera.
Na program zapraszają Marcin Majchrowski i Piotr Matwiejczuk.
27 stycznia (poniedziałek), godz. 19.00-21.30