– Przypomniałem sobie, że z moim ojcem mieliśmy przed świętami zwyczaj rozkładania tej kolejki – opowiadał pisarz. – Zajmowała ona dość dużo miejsca i nie wszyscy byli z tego zadowoleni. Była to jednak magiczna chwila, na dodatek przeciągająca się, bo tory były rozstawione przez jakiś czas – wspominał.
"Transsyberyjska" jest więc podróżą nie tylko w przestrzeni, lecz także w czasie - również w tym literackim. Początek podróży w Petersburgu przywodzi na myśl scenę rozpoczynającą "Idiotę" Dostojewskiego, gdy Myszkin z Rogożynem wjeżdżają do Petersburga. Też jest szaro, mgliście i deszczowo. – To przypadkowa zbieżność, ale rzeczywiście taka była wtedy pogoda i taki był nastrój. Gdy podczas pisania książki czytałem ponownie Dostojewskiego, zobaczyłem tę chwilę, gdy ja wysiadam z pociągu. Miałem wrażenie, że niewiele się zmieniło – powiedział Piotr Milewski.
Książka opowiada również historię kolei transsyberyjskiej. – Jej budowa trwała około 25 lat - od momentu, gdy carewicz wbił pierwszą symboliczną łopatę we Władywostoku, do chwili, w której doprowadzono kolej do Chabarowska – mówił autor. – Dzieje budowy są bardzo zawiłe, zarówno w kwestiach geopolitycznych, jak i problemów z pogodą, zaopatrzeniem, siłą roboczą. Zmieniano przebieg trasy. Na trasie kolei stanęło jezioro Bajkał. Początkowo statki przewoziły pociągi na jego drugi brzeg, zimą zaś układano tory na lodzie. To nie zawsze się sprawdzało, wiele składów poszło na dno. Następny krok, czyli elektryfikacja kolei transsyberyjskiej, ciągnął się przez kilkadziesiąt lat. Zakończył się dopiero w 2002 r. – dodał.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy z autorem książki, którą w "Świecie młodych" przeprowadziła Katarzyna Nowak.
mc / ac