Jakub i Wilhelm Grimmowie, szanowani profesorowie filologii, autorzy "Gramatyki niemieckiej" i "Słownika języka niemieckiego", znani są przede wszystkim z obszernego zbioru baśni, które obok bajek Andersena należą do najsłynniejszymi na świeci utworów dla dzieci. "Tomcio Paluch", "Królewna Śnieżka" czy "Kopciuszek" nie są jednak ich autorskimi pomysłami, ale spisanymi ze starych rękopisów i ustnych opowieści historiami.
Charakterystycznym rysem baśni braci Grimm jest mroczna atmosfera, wyraźna polaryzacja dobra i zła oraz sporo jak na utwory dla dzieci – okrucieństwa. Ale może te straszne baśnie są dzieciom potrzebne do odreagowania tych emocji, z którymi konfrontacja w rzeczywistości jest zbyt trudna?
W "Sezonie na Dwójkę" naszymi gośćmi byli Grzegorz Leszczyński i Irena Koźmińska, którzy rozmawiali na temat żywotności baśni dzisiaj i ich odbioru u najmłodszych czytelników.
Bracia starannie podzielili się pracą nad baśniami – Jakub odpowiedzialny był za zbieranie materiałów i ich dokumentację, Wilhelm z kolei nadawał im formę literacką, starając się jednocześnie zachować formę ludowej narracji. Metody braci Grimm spotykały się niejednokrotnie z krytyką ze strony antropologów, którzy zarzucali im zbytnią beztroskę w spisywaniu tekstów źródłowych. Jednak Grzegorz Leszczyński zwrócił uwagę, że w owym czasie nadawanie autorskiej interpretacji było zwyczajową formą pracy naukowej filologa. – Bracia zbierali kilka wersji baśni, a potem tworzyli ich wypadkową, wybierając te elementy, które były wspólne dla wszystkich wersji, albo te, które okazywały się najbardziej porywające literacko - mówił nasz gość.
Skąd wzięło się jednak nagromadzenie tak mrocznych elementów w tych utworach? Grzegorz Leszczyński tłumaczy, że taki sposób opowiadania miał kilka przyczyn. Po pierwsze, w XIX wieku baśnie nie były utworami specjalnie przeznaczonymi dla dzieci, pełniły one raczej rolę historii, które opowiadano przy rodzinnych kominku w długie jesienne wieczory. Nie służyły one tylko celom rozrywkowym, były przede wszystkim formą nauki. Po drugie, prawda o rzeczywistości, niezwykle istotna w XIX-wiecznych baśniach, musiała zawierać także mniej przyjemne elementy świata. Stąd też bez pardonu, obok uroczych księżniczek, odważnych rycerzy, pojawiały się w baśniach czarownice, złośliwe karły i podstępne zwierzęta.
Jak słusznie zauważają znawcy literatury dziecięcej, coraz częściej pojawia się tendencja do retuszowania baśni, upiększania ich, pokrywania grubą warstwą różowego lukru. Te efekty widać chociażby w animowanych filmach Disneya. Zdaniem Ireny Koźmińskiej jest to dobre zjawisko, bo dziecko ma prawo do jak najdłuższego okresu dorastania w świecie, który jest dla nich bezpieczny. Zupełnie inaczej uważa Grzegorz Leszczyński, który zwraca uwagę na fakt, że trzeba dziecko od najmłodszych lat oswajać ze światem, w którym panuje wiele przemocy.
Audycję przygotowała Hanna Maria Giza.
Aby dowiedzieć sie więcej, kliknij ikonę dźwięku w boksie Posłuchaj po prawej stronie.
(Lm)