Młody zawodnik Werderu przyleciał do Polski, żeby obejrzeć mecz z Francją. To było drugie spotkanie na które przyjechał, mimo że nie zagrał z powodu kontuzji. W wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" piłkarz opowiada jak bardzo zaangażował się w życie kadry.
– Jestem częścią tej drużyny, niedługo znowu będę w niej grał, za dwa lub trzy miesiące. To dla mnie fajne uczucie, gdy mogę jeść posiłki z zespołem, rozmawiać z chłopakami, oglądać mecze, widzieć postęp – opowiada Boenisch.
– Pamiętam mój pierwszy mecz z Ukrainą. Gdy wychodziliśmy na rozgrzewkę trochę się denerwowałem. Potem kibice odśpiewali hymn i za chwilę zastanawiałem się, co się dzieje. Uczucie było niesamowite. Czułem jak dumni są Polacy – opowiada. – Wtedy na Widzewie było w sumie mało ludzi. Podczas następnego meczu w Krakowie uczucie było jeszcze bardziej niesamowite. I potem to samo w Poznaniu...
Występy w meczach towarzyskich w barwach biało-czerwonych nie eliminowała go z gry dla Niemiec, jednak odpowiedział: „Podjąłem świadomą decyzję".
– Całą karierę spędziłem w Niemczech, nazwisko też mam niemieckie, ale krew polską, bo tu się urodziłem. Dlatego nie mogłem zrozumieć ludzi, którzy mówili: „Boenisch, nigdy nie będzie Polakiem".
Pierwszy raz "reprezentacja" upomniała się o niego jeszcze za kadencji Leo Beenhakkera.
– Polscy trenerzy zaprosili mnie na zgrupowanie ale potem dowiedziałem się, że chodzi tylko o drużynę młodzieżową. Odpowiedziałem, że interesuje mnie wyłącznie pierwszy zespół. Wytłumaczyłem, że gdybym miał grać w młodzieżówce, byłby to dla mnie krok w tył. Występowałem wtedy w młodzieżowej reprezentacji Niemiec, naprawdę fantastycznej drużynie – przypomina.
Nie ma się co dziwić - na mistrzostwach Europy w 2009 roku młodzi Niemcy byli rewelacyjni, m.in. pokonali Anglię 4:0.
– Polacy przestali do mnie dzwonić, ale potem spróbowali raz jeszcze. Chcieli żebym pojechał z drużyną złożoną z ligowców gdzieś do Azji. Powiedziałem, że nie chcę – opowiada.
Czy miałeś kiedyś ofertę z Niemiec? – pytamy. – Raz było zainteresowanie. Zadzwonili z kadry do klubu, że są mną zainteresowani, obserwują mnie. Kto wie, może akurat nie byłem w formie, bo nigdy nie dostałem powołania. Nie ma o czym mówić, to już przeszłość – mówi.
pk, Przegląd Sportowy