Mecz towarzyski był dla obu zespołów elementem przygotowań do startu w eliminacjach ligi europejskiej. Białostocczanie do zmagań przystąpią jednak już w najbliższy czwartek, zaś wrocławianie na przygotowania do potyczki z Dundee mają o dwa tygodnie więcej. Dodatkowo szkoleniowcy WKS-u w ostatnim czasie zaaplikowali zawodnikom ciężkie treningi w czasie obozu w Spale, dlatego też na wynik meczu nie można patrzeć jedynie przez pryzmat wyniku.
Trener Lenczyk zdecydował, że przeciwko Jagiellonii wystąpią dwie jedenastki, co oznaczało, że trzech graczy Śląska tego dnia nie pojawi się na murawie. Los ten spotkał Sztylkę, Madeja, Kelemena i Sochę. Wrocławianie w pierwszej połowie wyszli na boisko w teoretycznie rezerwowym składzie, m.in. z młodymi Dudu, Alexandre, Perońskim, Szuszkiewiczem i Staszewskim, zaś między słupkami stanął Żukowski. I trzeba przyznać, że golkiper WKS-u razem z Alexandre byli wyróżniającymi się graczami wrocławskiej ekipy w tej części meczu.
Spotkanie od pierwszych minut mogło się podobać i choć rywale wystawili silny skład, to wrocławianie grali ambitnie i nie zamierzali oddać pola. W szóstej minucie bramkarza Śląska postanowił sprawdzić Frankowski, ale Żukowski test zaliczył celująco. W odpowiedzi groźnie uderzał Alexandre, który choć ustawiony na pozycji prawego pomocnika, często przyzwyczajony do gry na szpicy zbiegał do środka. W 14. minucie Abramowicz wślizgiem zaatakował Plizgę, co mogło zakończyć się rzutem karnym, ale arbiter nie dopatrzył się przewinienia. Choć w tej części meczu więcej przy piłce byli gracze Jagiellonii, to gracze WKS-u także kilka razy próbowali zaskoczyć Sandomierskiego, m.in. Gancarczyk, Staszewski, Jezierski i Alexandre. Tuż przed przerwą do wrocławian uśmiechnęło się szczęście, gdy po uderzeniu Plizgi futbolówka trafiła w słupek.
Po zmianie stron na placu gry w barwach Śląska pojawiła się całkowicie nowa drużyna i wydawało się, że to wrocławianie będą faworytem do zwycięstwa – najpierw w dobrej sytuacji znalazł się Diaz, a po chwili Ćwielong stanąłby oko w oko z bramkarzem, gdyby lepiej opanował piłkę. Jak to jednak w futbolu bywa, nie wykorzystane okazje zemściły się i w 54. minucie Makuszewski uderzył nie do obrony. Jagiellonia nie cieszyła się jednak długo z prowadzenia, bo Śląsk szybko odpowiedział za sprawą Diaza, który dobił piłkę po strzale Celebana. W 65. minucie Gikiewicz musiał jednak znów wyjmować piłkę z siatki, gdy kolejny „strzał życia” wyszedł tym razem Seratliciovi.
Wrocławianie próbowali doprowadzić chociaż do wyrównania i wypracowali sobie sporo bramkowych sytuacji. Kilka razy uderzał Diaz, strzelali także Spahić, Sobota, Ćwielong, Celeban, ale futbolówka nie znajdowała drogi do siatki. Tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego przed szansą stanął także Pietrasiak, który po rzucie rożnym strzelił z woleja bardzo mocno, ale i bardzo niecelnie.
Jagiellonia Białystok – Śląsk Wrocław 2:1 (0:0)
Bramki: Makuszewski 54’, Seratlić 65’ – Diaz 56’
Jagiellonia Białystok:
1. poł:Sandomierski - Pejović, Skerla, Cionk, Arzumanyan, Plizga, Hermes, Grzyb (23\' Kukol), Kupisz, Burkhardt, Frankowski.
2. poł: Słowik - Bartczak, Arumanyan, Lencewicz, Mido - Makuszewski, Seratlić, Radecki (65\' Cionek), Kukol - Maycon, Pawłowski
Śląsk Wrocław (stroje: zielone):
1. poł:Żukowski - Dudu, Pawelec, Abramowicz, Szuszkiewicz - Alexandre, Peroński, Dudek, Jezierski – Gancarczyk, Staszewski.
2. poł: Gikiewicz - Wołczek, Celeban, Pietrasiak, Spahić - Ćwielong, Elsner, Mila, Sobota - Szewczuk, Diaz.
pk, Śląsk Wrocław