Dyskwalifikacja zawieszona

Ostatnia aktualizacja: 22.09.2011 07:14
Związkowy Trybunał Piłkarski rozpatrzył odwołanie Łukasza Piszczka. Piłkarz reprezentacji Polski został ukarany roczną dyskwalifikacją, jednak w zawieszeniu na trzy lata, i grzywną w wysokości 150 tys. zł.

Dzięki tej decyzji, która nie oszukujmy się, żadnym zaskoczeniem nie jest, piłkarz może bez przeszkód ponownie występować w niemieckiej Bundeslidze i reprezentacji Polski.

"Mieliśmy okazję sami przepytać pana Łukasza i ustosunkowaliśmy się do jego odwołania. W naszej ocenie niektóre fakty go obciążały, ponieważ działanie korupcyjne wynikało z chęci zysku. Na korzyść piłkarza przemawiał jednak młody wiek, brak jakiejkolwiek funkcji organizacyjnej w tym procederze oraz fakt, że nie sprzeniewierzył się grając na boisku. W tłumaczeniach Piszczek był szczery i otwarty. Wynikało z nich, że dopuścił się tego czynu po prostu z bezmyślności i pod presją otoczenia" - powiedział PAP przewodniczący Związkowego Trybunału Piłkarskiego Włodzimierz Głowacki.

Piszczek do 20 października musi wpłacić 150 tys. zł na dowolnie wybrany dom dziecka w Polsce. W przypadku gdyby w okresie zawieszenia dokonał przewinienia dyscyplinarnego, nałożona kara rocznej dyskwalifikacji ma rygor natychmiastowej wykonalności.

29 lipca piłkarz, czołowy obrońca reprezentacji Polski, został zdyskwalifikowany na pół roku przez Wydział Dyscypliny w związku z czynami korupcyjnymi w Zagłębiu Lubin. Sprawa dotyczyła ustawienia meczu z Cracovią (0:0) w 2006 roku (Piszczek nie grał w tym spotkaniu). Wrocławski sąd okręgowy podjął decyzję w sprawie m.in. tego piłkarza już 27 czerwca, skazując go na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Tuż po decyzji Wydziału Dyscypliny Piszczek - obecnie piłkarz Borussii Dortmund - poinformował, że nie będzie się odwoływał i przez ten okres nie wystąpi w drużynie narodowej. Później jednak, gdy wpłynęło do niego uzasadnienie WD (oraz okazało się, że pod znakiem zapytania stoją jego występy w klubie), zmienił zdanie i odwołał się od wyroku.

Zgodnie z przewidywaniami działacze Polskiego Związku Piłki Nożnej szybko naprawili "swój błąd", jakim niewątpliwie było porwanie się na jednego z czołowych piłkarzy reprezentacji prowadzonej przez Franciszka Smudę. Teraz mogą już spać spokojnie, za niepowodzenia ponownie odpowiada tylko "Franz" oraz polscy kibice, którzy "sami wybrali sobie selekcjonera".

Marek Dziadukiewicz