Walka w Duesseldorfie zakończyła się już w czwartej rundzie, a Mormeck przejdzie do zawodowego pięściarstwa jako ten, który podjął rękawicę i wyszedł na ring przeciwko Kliczkom, ale nie miał zamiaru... boksować. Miał jeden cel: przetrwać jak najdłużej, bo o zadawaniu ciosów nawet nie myślał. Skupiał się na rozpaczliwej obronie, chował za podwójną gardą, wyglądał jak przestraszony uczeń przed profesorem, którego za chwilę czeka egzamin z gatunku niemożliwych do zdania.
W drugim starciu Mormeck po raz pierwszy znalazł się na deskach. Szybko jednak wstał, ale do końca była jeszcze minuta, więc Kliczko ponowił atak. Nie udało mu się wtedy zakończyć potyczki, bo musiał uważać na atakującego... głową Mormecka. 40-letni Francuz, mimo że był niższy o 18 centymetrów od Ukraińca (198 cm), to jeszcze nisko się pochylał i co jakiś czas lądował po pachą przeciwnika. Wyglądało to komicznie, nic dziwnego, że wielotysięczna publiczność gwizdała i buczała.
Kwestią czasu było rozstrzygnięcie w tej jednostronnej walce. Bezbradny Mormeck, który sukcesy odnosił tylko w kategorii junior ciężkiej, w czwartej odsłonie przyjął prawy krzyżowy, Kliczko poprawił jeszcze lewym sierpowym i było po wszystkim. To 50. wygrana byłego zawodnika Gwardii Warszawa w profesjonalnej karierze. W klasyfikacji wszech czasów awansował na piąte miejsce, wyprzedzając takich asów, jak Jack Dempsey i Joe Louis, których licznik wygranych przed czasem zatrzymał się na 49. Liderem wagi ciężkiej jest Primo Carnera - 69, a za nim plasuje się George Foreman - 68.
Szkoda, że po raz kolejny ukraiński bokser zdecydował się na łatwą kasę w pojedynku z pięściarzem pokroju Francuza. Swoją drogą zaskakujący jest fakt, że niemiecka publiczność, mimo wcześniejszych rozczarowań, nadal gotowa jest wypełnić halę, a tym samym portfel Władimira Kliczko, i zapłacić po kilkadziesiąt (czasami kilkaset) euro za bilet.
md