Piłkarze z Wrocławia liczyli na to, że wywiozą z Gdańska komplet punktów. Gdyby tak się stało, wyprzedziliby Ruch Chorzów i doścignęliby prowadzącą w rozgrywkach Legię Warszawa, która w sobotę przegrała na Łazienkowskiej z Lechem Poznań 0:1.
Podopieczni Oresta Lenczyka zdobyli jeden punkt, ale i z niego mogą być zadowoleni. Najlepszym zawodnikiem meczu był bowiem słowacki bramkarz Marian Kelemen, który uratował gości w kilku niemal beznadziejnych sytuacjach. Od 15. minuty Śląsk grał w dziesiątkę, po tym jak czerwoną kartkę otrzymał Tadeusz Socha po faulu na wychodzącym na czystą pozycję Jakubie Wilku. Mimo osłabienia goście pierwsi strzelili gola. Kelemen skapitulował dopiero w 83. minucie, kiedy precyzyjnym strzałem głową tuż przy słupku pokonał go dobrze grający Wilk. W 87. minucie Adam Duda zdobył co prawda drugiego gola dla Lechii pięknym strzałem z dystansu, ale arbiter go nie uznał, bo wcześniej dopatrzył się faulu na jednym z obrońców wrocławskiego zespołu.
Podziałem punktów zakończył się także mecz w Lubinie. Piłkarze Zagłębia, którzy wygrali pięć poprzednich meczów ligowych, nie podtrzymali znakomitej passy, remisując z GKS Bełchatów, osłabionym brakiem kontuzjowanych Kamila Kosowskiego, Miroslawa Bożoka i Mate Lacica. Remis był zresztą szczęśliwy dla gospodarzy, którzy wyrównującego gola strzelili w doliczonym czasie gry.
W czołówce tabeli jest bardzo ciasno. Po porażce z Lechem przewaga Legii nad Ruchem Chorzów zmalała tylko do jednego punktu. Trzeci Śląsk Wrocław traci do lidera dwa punkty, a czwarty Lech - cztery. W piątek Ruch wygrał na Konwiktorskiej z Polonią 1:0. Po zakończeniu meczu rozczarowany właściciel warszawskiego klubu Józef Wojciechowski zapowiedział zakończenie swojej przygody z futbolem. Jeśli dotrzyma słowa, Czarne Koszule mogą mieć poważne problemy. Obecny szef klubu finansuje Polonię od wiosny 2006 roku.
W spotkaniu, które rozpoczęło 27. kolejkę ekstraklasy, ostatnia w tabeli Cracovia zremisowała z Widzewem 0:0. Dla gospodarzy ten wynik to kolejny krok do degradacji. Z kolei łodzianie nie wygrali szóstego meczu z rzędu, ale oni już od dawna nie muszą martwić się o ligowy byt (obecnie 10. miejsce).
Wydarzeniem sobotniego meczu Jagiellonii Białystok z Górnikiem Zabrze (2:1) były dwa gole Tomasza Frankowskiego. Doświadczony napastnik strzelił 160. i 161. bramkę w piłkarskiej ekstraklasie (trzynastą i czternastą w tym sezonie). Na liście wszech czasów 37-letni "Franek" zajmuje czwarte miejsce. Do trzeciego Gerarda Cieślika brakuje mu już tylko sześciu trafień.
W innym sobotnim spotkaniu Podbeskidzie uległo Wiśle Kraków 1:3. Wszystkie bramki na stadionie "Górali" padły w ostatnim kwadransie. Goście - aktualni jeszcze mistrzowie Polski - wygrali drugi mecz z rzędu, ale ich szanse gry w europejskich pucharach wciąż są tylko matematyczne. W poniedziałek, w ostatnim meczu 27. kolejki ŁKS Łódź zagra u siebie z Koroną Kielce