Piłkarze Chelsea Londyn pokonując w sobotę Bayern Monachium zaprezentowali niezwykłą zdolność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. W 83. minucie przegrywali 0:1, by po chwili wyrównać, w dogrywce ich rywale nie wykorzystali rzutu karnego, a w serii jedenastek gospodarze prowadzili już 3:1, a jednak to angielski zespół cieszył się ze zdobycia trofeum.
Obu ekipom triumf w Lidze Mistrzów miał uratować mało udany sezon na krajowych boiskach. Chelsea zakończyła rywalizację na szóstym miejscu w tabeli Premier League i tylko zwycięstwo mogło zagwarantować jej udział w Champions League w kolejnym sezonie. Bayern z kolei po raz drugi z rzędu musiał ustąpić Borussii Dortmund w walce o mistrzostwo. Przegrał także z tym zespołem w finale Pucharu Niemiec.
Trener londyńczyków Roberto di Matteo przed sobotnim meczem ćwiczył z drużyną rzuty karne. Bawarczycy walczyli z kolei z presją, która była tym większa, że grali na własnym stadionie. "Na każdym kroku - na ulicy, w gazetach, radiu, internecie, nie mówi się o niczym innym, a my próbujemy się od tego odseperować. Nie jest to łatwe" - przyznał przed spotkaniem napastnik Bayernu Mario Gomez.
I długo wydawało się, że gospodarze sobie z presją poradzili, bo to właśnie oni zdominowali mecz. Byli ekipą, która konstruowała akcje, atakowała i stwarzała strzeleckie okazje. Tych stuprocentowych było niewiele. Podopieczni Juppa Heynckesa w ciągu 90 minut oddali na bramkę rywali 27 strzałów, przy jedynie siedmiu rywali.
Szkoleniowiec "The Blues" zaskoczył wystawiając w pierwszym składzie obrońcę Ryana Bertranda. To był jego debiut w europejskich pucharach i może zaliczyć go do udanych. Najbliżej w pierwszej połowie uzyskania gola był Holender Arjen Robben. W 21. minucie przedarł się przez obronę Chelsea, ale jego uderzenie tuż przy słupku zatrzymał znakomity w tym spotkaniu czeski bramkarz Petr Cech. Jedenaście minut później nieskuteczny okazał się Thomas Mueller. Zawodnik reprezentacji Niemiec dostał podanie Diego Contento i gdyby nie Cech, miałby na swoim koncie gola. Bramkarz gospodarzy Manuel Neuer miał niewiele pracy. Didier Drogba, najbardziej wysunięty zawodnik Chelsea, nie dostawał zbyt wielu podań od kolegów, a sam nie kreował akcji.
Druga połowa była bardzo podobna do pierwszej. Bayern próbował i... w końcu się doczekał. Bohaterem został Mueller, król strzelców mundialu 2010. W 83. minucie idealnie wykorzystał dośrodkowanie Toniego Kroosa. Piłka po uderzeniu głową odbiła się od murawy, a potem od poprzeczki i trafiła do siatki. Chwilę później trener zdjął go z boiska i postawił na bardziej defensywny wariant. Za szybko. Pięć minut później jedyną w tej połowie groźną okazję stworzył Drogba i "The Blues" cieszyli się z wyrównania. Neuer nie miał żadnych szans, bo napastnik Wybrzeża Kości Słoniowej, dla którego był to prawdopodobnie ostatni mecz w barwach Chelsea, idealnie trafił w okienko.
Sędzia musiał zarządzić dogrywkę, a w niej kibice nie mogli narzekać na brak emocji. Już pięć minut później znakomitą okazję miał Robben. Francuz Franck Ribery został sfaulowany przez Drogbę w polu karnym i kulejąc opuścił murawę. Arbiter wskazał na jedenastkę. Podszedł Robben i... strzelił prosto w Cecha. To był decydujący moment w dogrywce. Gola zdobyć mógł wprawdzie jeszcze Chorwat Ivica Olic, który zastąpił Riberyego, ale piłka minimalnie minęła bramkę Chelsea.
O końcowym zwycięstwie musiały zadecydować rzuty karne. I również w nich wydawało się, że już po pierwszej serii mecz jest rozstrzygnięty. Manuel Neuer obronił strzał Juana Maty, a kapitan Bayernu Phillip Lahm był bezbłędny. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Ale to Cech został bohaterem. Świetnie interweniował przy uderzeniu Olica, a chwilę później w słupek trafił Bastian Schweinsteiger.
Chelsea po raz pierwszy w historii zdobyła Puchar Europy. Spełniło się marzenie właściciela klubu, rosyjskiego miliardera Romana Abramowicza. A trener Roberto di Matteo, który drużynę objął trzy miesiące temu, w cieniu pozostawił swoich wielkich poprzedników m.in. Portugalczyka Jose Mourinho, Brazylijczyka Luiza Felipe Scolariego, Włocha Carlo Ancelottiego czy Holendra Guusa Hiddinka.