Czekałem na inaugurację sezonu zimowego w skokach narciarskich z wielkimi nadziejami i myślę, że te nadzieje dzieliłem z tysiącami kibiców w Polsce. Bo i były po temu podstawy. Bardzo dobre występy naszych skoczków w Letniej Grand Prix oraz optymistyczne wypowiedzi trenerów, działaczy i samych skoczków przed inauguracją w Kuusamo. Wszystko wskazywało na to, że w tym sezonie Adama Małysza będzie mocno wspierać liczna grupa naszych "Orłów" z Kamilem Stochem na czele.
I co? I nic... Sezon rozpoczął się jak zwykle... czyli nasi skakali po prostu słabo. Już sobotni konkurs drużynowy dobitnie pokazał, że z Austriakami możemy się mierzyć jedynie jeśli chodzi o liczbę uczestników uprawnionych do startu w kwalifikacjach do konkursów Pucharu Świata (obie reprezentacje mogą wystawiać po 7 skoczków). Od Norwegów, Finów czy Japończyków też jeszcze dzieli nas sporty dystans - rozczarowanie... ale w niedzielę pewnie nasi w końcu pokażą na co ich stać - wierzyłem naiwnie.
Nic z tych rzeczy. Do "50" załapało się czterech: Adam Małysz, Kamil Stoch, Stefan Hula i Marcin Bachleda. Pierwsza seria odebrała mi resztki złudzeń, gdyż do "30" wszedł tylko Małysz i to na miejscu poza pierwszą dziesiątką. Klapa na całej linii. Jedynie Małysz, który startował z urazem kolana i nie lubi skoczni w Kuusamo, zajął dziewiąte miejsce. O reszcie lepiej nie wspominać, gdyż ich miejsca zdają się potwierdzać opinię "życzliwych" że to bardziej "nieloty" niż "orły".
Pierwszy indywidualny konkurs Pucharu Świata w tym sezonie wygrał Andreas Kofler przed Thomasem Morgensternem. Za Austriakami był Szwajcar Simon Ammann.
Czy w tym sezonie doczekamy się na sukcesy naszych skoczków? Przyznam, że wiara w te domniemane sukcesy znacznie osłabła po konkursie w Kuusamo...
Darek Matyja