- Jerzy Waldorff mówił: "Ja odejdę, potem wy też będziecie odchodzić, a to jest praca na lata". Przez te wszystkie lata wrażliwość ludzka wzrosła. Przywiązanie do historii zaklętej w Powązkach jest duże - zaznaczył gość "Pulsu Trójki".
- Jerzy Waldorff przewidywał, że niektórzy kwestarze, którzy to zainicjowali, przejdą "za bramę wielkiej ciszy" i rzeczywiście ci kwestarze, na których czekali warszawiacy, są na cmentarzu: Zygmunt Kęstowicz, Irena Kwiatkowska, Krzysztof Kolberger - opowiada Jerzy Kisielewski w drugi dzień 37 kwesty na Starych Powązkach.
"Lubię jak coś się dzieje"
Jeden z kwestujących dziennikarzy Jerzy Iwaszkiewicz zwrócił uwagę, że na warszawskie Powązki przychodzi wiele osób, także młodych rodziców z dziećmi, którzy nie mają na tym cmentarzu grobów swoich bliskich. Chcą jednak zapalić znicz na mogiłach Powstańców Warszawskich, znanych pisarzy, malarzy lub muzyków.
- Lubię jak coś się dzieje. Są pewne prawidła: jak idzie wielkie futro na wielkiej pani, to wiadomo, że nic nie da, a jak idzie staruszka, taka cudowna, otwiera malutką portmonetkę, wyjmuje dwa złote, to te dwa złote dzwoni na cały cmentarz! - podkreślił Jerzy Iwaszkiewicz.
W ciągu trzech dni w zbiórce na warszawskich Powązkach ma wziąć udział około 250 kwestarzy. W tym roku ma zostać zakończony remont kaplicy rodziny Znamirowskich i czterech grobów. Na przyszy rok planuje się renowację 15 obiektów.
Pieniądze zebrane podczas kwesty są "wkładem własnym" Komitetu. Może on dzięki temu występować o dotacje do instytucji państwowych i samorządowych. Przy renowacji nagrobków pracują specjaliści-konserwatorzy zabytków, a także studenci warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.
mr