Na początku maja otwarto dla Polaków rynek pracy w Austrii i Niemczech. W wielu krajach Europy, miedzy innymi w Wielkiej Brytanii, obywatele polscy mogą podjąć legalne zatrudnienie już od kilku lat. Tysiące ludzi skorzystało z tej możliwości, a trend ten prawdopodobnie nadal się utrzyma. Demografowie biją jednak na alarm. Emigracja, którą obecnie traktujemy jako remedium na bezrobocie w dłuższej perspektywie czasowej zaszkodzi państwu.
Z badań, które przeprowadziła Szkoła Główna Handlowa razem z firmą Deloitte wynika, że sześć na dziesięciu studentów z Polski i krajów Europy Środkowej deklaruje gotowość do podjęcia pracy za granicą po zakończeniu nauki. Profesor Krystyna Iglicka, ekonomista i demograf z Uczelni Łazarskiego przyznaje, że Ministerstwo Pracy w naszym państwie bagatelizuje poważny problem, a otwarcie kolejnych rynków traktuje jak wentyl bezpieczeństwa.
Tymczasem ponad 20 procent absolwentów wyższych uczelni pozostaje bez pracy. Część z nich znajdzie zapewne dobre zatrudnienie w Niemczech. Zachodni sąsiad Polski doskonale przygotował się do przyjęcia świeżej siły roboczej, bardzo tam teraz potrzebnej. Nastolatkom oferuje atrakcyjne warunki do nauki zawodu, mile widziani są również pracownicy wykwalifikowani oraz ci, którzy będą skłonni wykonywać zajęcia, jakich nie podejmą się rodowici Niemcy. Co ciekawe chętni do wyjazdu wcale nie muszą władać biegle językiem niemieckim, państwo oferuje bowiem bezpłatne kursy.
Imigranci ze Wschodu wspomogą niemiecką gospodarkę i odciążą polską. Jednak ten pozytywny efekt w kraju nad Wisłą utrzyma się relatywnie krótko. Realnym problemem naszego państwa jest nieumiejętność zarządzania rzeszą młodych i świetnie wykształconych ludzi.
- Można tworzyć kolejne stanowisko do spraw bliżej nieokreślonych osób wykluczonych, ale tymi wykluczonymi są teraz absolwenci wyższych uczelni, którzy chcieliby po prostu zostać w Polsce i znaleźć tutaj pracę – tłumaczy prof. Iglicka.
Gość audycji przywołuje najnowsze analizy badające brytyjski rynek po przystąpieniu grupy państw do Unii Europejskiej w 2004 roku. Według tych wyliczeń gospodarka Wielkiej Brytanii bardzo zyskała dzięki imigrantom. Pokazują one także, że w długim okresie czasu z powodu wypuszczenia młodej siły roboczej w "krajach eksporterach" PKB spadnie o 1,4 procent.
Zdaniem prof. Krystyny Iglickiej rozgrywa się globalna walka o siłę roboczą, w której Polska ewidentnie przegrywa, mając obok siebie tak atrakcyjny europejski rynek.
Rafał Antczak, ekonomista z Deloitte podkreśla, że wkrótce będziemy musieli się zmierzyć z zaostrzonym zjawiskiem konfliktu pokoleń. - On był długo utajony, dlatego, że młodzież wyjeżdżała. Bezrobocie wśród tych ludzi wynosiło 30 procent przed wejściem do Wspólnoty, później spadło do około 20 procent. Czuć było ten odpływ i zdjęcie dużego ciężaru. W momencie kryzysu światowego ten problem powrócił.
Ekspert zauważa, że najlepszym i de facto jedynym zasobem, który ma Polska i kraje Europy Środkowo-Wschodniej jest siła robocza. Wykształcona i wciąż relatywnie tania. - Jeżeli tego zasobu na razie się pozbywamy, a on nie wróci to będziemy mieć do czynienia z dużą stratą ekonomiczną.
W audycji wypowiadają się również Alicja Walewska z Polish Express, Tomasz Rostkowski z SGH i Michael Dembiński.
Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
(dmc)