- Mechanizm tego zjawiska jest prosty: jest nam źle, to szukamy zapomnienia. Doświadczając dużych stresów związanych np. z utratą pracy czy spadkiem dochodów, chcemy odreagować - mówi Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, cytowany w „Metro”. Jak dodaje, popyt na używki wzrasta, gdy ludzi ogarnia ogólny pesymizm i strach o jutro.
Mimo, że światem wciąż wstrząsają kolejne echa kryzysu, Grecja może pogrążyć strefę euro, a Barack Obama na kryzysie stracić prezydenturę, w kraju nad Wisłą zdaje się to nikogo nie nie pokoić. Wprawdzie wydaliśmy w tym roku więcej na piapierosy, niż w ubiegłym, ale to wynik bardziej wzrostu cen, niż sprzedaży tytoniu. Tego bowiem, jak oceniają eksperci, kupiliśmy o około 5-6 procent mniej – pisze „Metro”.
Gazeta zaznacza, że podobna sytuacja dotyczy alkoholu, czy kawy. Tej drugiej wypijamy około 4 procent mniej, podczas gdy sprzedaż wódek – według prognoz Williama Carey’a, prezesa giełdowej spółki CEDC – spadnie o około 5 procent w porównaniu do ubiegłego roku.
- Przeciętny Polak wie, że on gdzieś jest, ale gdyby miał powiedzieć, czy go odczuwa, to ma problem – wyjaśnia Wyżnikiewicz z IBnGR. Wiktor Wojciechowski z Forum Obywatelskiego Rozwoju ocenia, że być może Polacy nie odczuwają jeszcze prawdziwego kryzysu. - Możliwa jest też sytuacja odwrotna. Jest tak źle, że nawet nałogowcy zdecydowali się oszczędzać na używkach - mówi.
- Jesteśmy odważnym narodem, a nasza ułańska fantazja powoduje, że nie przywiązujemy wagi do rzeczy, których jeszcze nie ma. Oby tak dalej, bo to bardzo zdrowe dla naszej psychiki - stwierdza prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z UJ.
Zobacz galerię dzień na zdjęciach >>>
sg