We wtorek pochodząca z Nowej Zelandii Lorde przesłała swoim fanom specjalny list podsumowujący ostatnie miesiące jej życia. Poza informacją o obecnej długości włosów gwiazda indie popu zdradziła też kilka szczegółów dotyczących jej nowego albumu.
Jak się okazuje, Lorde pracuje nad płytą już od grudnia. Produkcja następcy wydanego w 2017 roku krążka "Melodrama" przebiega pod czujnym okiem stałego współpracownika artystki - Jacka Antonoffa.
- Wróciłam do studia jeszcze w grudniu. Chciałam po prostu zrobić "coś", a ku mojemu zaskoczeniu wyszły z tego naprawdę dobre rzeczy. Szczęśliwe, zabawne rzeczy. Poczułam, że moje muzyczne mięśnie zaczęły się rozciągać i wzmacniać. Jack odwiedził mnie w studiu w Auckland, ja z kolei byłam w Los Angeles. To zaczęło płynąć i nabierać kształtu. I wtedy świat się zatrzymał. Mimo to pracujemy - jeszcze tego ranka rozmawialiśmy o materiale przez FaceTime. Oczywiście to wszystko zajmie nieco więcej czasu - informuje fanów Lorde.
Artystka przyznała również, że potrzebowała odpoczynku po ostatniej trasie koncertowej. Jak sama stwierdziła, pod koniec tournée była "ekstremalnie ponura". Wygląda jednak na to, że wokalistka jest znów głodna występów na scenie.
AŚ