Logo Polskiego Radia
migracja
migrator migrator 21.02.2009

Po pierwsze partia

Działaczom PO daleko do propaństwowych elit, które kierują się dobrem państwa i obywateli.

Działaczom Platformy Obywatelskiej daleko do propaństwowych elit politycznych, które podejmując decyzje kierują się przede wszystkim dobrem państwa i obywateli.

Liderzy PO, źr. po.org.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ważniejsze od państwa są dla rządu notowania i wizerunek. Koalicja dała temu wyraz bagatelizując kryzys gospodarczy. Gdy cały świat przygotowywał się na gorszy okres, w Polsce trwała rządowa propaganda sukcesu. Władze przekonywały Polaków, że nam zła sytuacja gospodarcza nie grozi. Każdy apel o sejmową debatę w tej sprawie działacze partii rządzącej kwitowali stwierdzeniem, że „nikomu ona nastroju nie poprawi”. W imię dobrego nastroju obywateli koalicja nie zajmowała się w ogóle tym, czym żył świat – pogarszającą się sytuacją ekonomiczną. Premier i szef resortu finansów uwierzyli chyba nawet, że Polska jest samotną wyspą dobrobytu i luksusu i nie zrewidowali założeń budżetowych na 2008 rok. Rezultatem zaniedbań rządu był brak środków na pokrycie wydatków resortów pod koniec zeszłego roku, szacuje się, że nawet kilkunastu miliardów złotych.

Minister Rostowski i premier Tusk podczas prac nad ustawą budżetową na rok obecny zdawali się natomiast wierzyć, że będzie on znacznie lepszy od poprzednich. Przyjęto więc w nim nierealne założenia. Gabinet postanowił je zmienić dopiero w ostatnich tygodniach. Premier nakazał szukanie oszczędności w wydatkach poszczególnych ministerstw. Zrobił to jednak w sposób bardzo chaotyczny. Na znalezienie ponad 17 miliardów złotych Donald Tusk dał swoim ministrom zaledwie kilka dni. W tak krótkim czasie nie sposób zrobić poważnej analizy zaplanowanych wydatków i w sposób odpowiedzialny zdecydować, z czego można zrezygnować.

Premier i szef resortu finansów uwierzyli chyba, że Polska jest samotną wyspą dobrobytu i luksusu i nie zrewidowali założeń budżetowych na 2008 rok. Rezultatem był brak środków na pokrycie wydatków resortów pod koniec zeszłego roku.

Na tak poszukiwanych oszczędnościach straci państwo i obywatele. Prawdopodobnie zatrzymana zostanie w ogóle modernizacja polskiej armii. MON bowiem musi oszczędzić aż 5 miliardów złotych z zaplanowanych wydatków. Jak mówił Bogdan Klich cięcia zmniejszą możliwości zakupu nowoczesnego sprzętu i wymuszą redukcję niektórych misji zagranicznych. Zdaniem części komentatorów, oszczędności mogą także poważnie zmniejszyć zdolności obronne kraju.

Ograniczenia w MSWiA mogą z kolei osłabić bezpieczeństwo wewnętrzne państwa. Resort zmniejszył wydatki – głównie kosztem policji – aż o 1,2 miliarda złotych. Prawie o miliard zmniejszone zostaną nakłady na policję, dodatkowo będzie ona musiała uregulować pół miliardowy dług z poprzedniego roku. Zmniejszone zostaną możliwości zakupu sprzętu. W wyniku zmian skuteczność walki z przestępcami znacznie się pogorszy. To może sprowadzić niebezpieczeństwo na obywateli. Podobny skutek mogą mieć oszczędności w Ministerstwie Zdrowia. Choć minister Ewa Kopacz zapowiadała, że cięcia nie obejmą pieniędzy na leczenie, w ostatecznym rozrachunku z budżetu resortu zniknęło ponad 50 milionów złotych na procedury wysokospecjalistyczne, czyli przeszczepy, dializy, leczenie rzadkich chorób. Zdaniem specjalistów, zmniejszenie tych pieniędzy może oznaczać, że wielu chorych na leczenie po prostu się nie doczeka…

Donald Tusk i jego ministrowie cięcia budżetowe starali się wykorzystać wizerunkowo. Grzegorz Schetyna przyznał, że jednym z motywów szukania oszczędności była chęć pokazania, że polskie władze w chwili kryzysu zaczynają oszczędzanie od siebie, a rząd podsumowując wyniki poszukiwania oszczędności triumfalnie poinformował, że zmniejszono wydatki państwa o dużo więcej niż początkowo zakładano. Donald Tusk niekompetencję swoją i ministra finansów starał się przekuć na sukces kierowanego przez siebie rządu i ugrupowania. Wykorzystał do tego najważniejszą z ustaw – ustawę budżetową.

Rząd, walcząc z kryzysem, obrał zupełnie inną taktykę niż przywódcy europejskich krajów. Polskie władze postanowiły przede wszystkim walczyć z deficytem budżetowym. Dzięki temu będą mogły prowadzić starania o wejście do Unii Gospodarczo-Walutowej w 2012 roku. Postulat jak najszybszego przyjęcia w Polsce euro, który nagle stał się jednym z głównych punktów programu gospodarczego rządu PO-PSL, jest niezrozumiały. Minister finansów Jan Rostowski powtarza bowiem od miesięcy, że Polska gospodarka, mimo kryzysu, ma się dobrze, szczególnie na tle… krajów strefy euro. Coraz więcej ekonomistów zaznacza także, że z przyjęciem wspólnej waluty warto poczekać, aż gospodarka światowa przetrzyma okres największych spadków i oszacowane zostaną rzeczywiste koszty obserwowanej recesji. W innym wypadku na przyjęciu wspólnej waluty polska gospodarka może stracić ogromnie dużo. Wygląda więc na to, że wejście do strefy euro jest czysto polityczną decyzją, podyktowaną chęcią pokazania się Platformy Obywatelskiej, jako partii proeuropejskiej. Niestety koszty budowania jej wizerunku poniosą zwykli obywatele, którzy stracą najwięcej na pochopnym wejściu Polski do eurolandu. PO zdaje się jednak przedkładać własny interes nad korzyści Polaków.

Partia przede wszystkim

Stawianie na najwyższym miejscu partyjnych zysków politycy Platformy rozpoczęli już w poprzedniej kadencji Sejmu. Włączyli się wtedy bardzo aktywnie w toczoną w mediach nagonkę na rząd, który miał rzekomo łamać standardy demokratycznego państwa. Swoją taktykę PO prowadzi także w obecnej kadencji Sejmu. Do poszukiwania dowodów uwiarygodniających rzucane przed wyborami oskarżenia powołane zostały sejmowe komisje śledcze. Mają one znaleźć przykłady patologii, o których działacze Platformy mówili ponad rok temu. W imię walki o władzę jej posłowie nie cofali się przed publicznym szafowaniem kuriozalnych oskarżeń, a obecnie rządzone przez nich państwo wydaje miliony złotych rocznie na poszukiwanie rzekomych prób wprowadzenia autorytarnego reżimu w Polsce.

Kierowanie się zyskiem partii posłowie PO pokazują także, prowadząc wojnę z Lechem Kaczyńskim. Prezydenta można nie lubić, można się z nim nie zgadzać, można go krytykować. Jednak patrioci, nastawieni propaństwowo nie powinni go ośmieszać. A to właśnie robią działacze partii rządzącej. Każdą inicjatywę prezydenta są w stanie obrócić przeciwko niemu, każdy oficjalny wyjazd za granicę przedstawiają jak bezsensowną wycieczkę. Janusz Palikot posunął się nawet do tego, że stwierdził: „ten bachor biega po całej Europie, szaleje, krzyczy i robi wrzawę”. W ten sposób podsumował oficjalną podróż Lecha Kaczyńskiego na szczyt Unii Europejskiej. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski natomiast obrócił w żart nawet ostrzelanie polskiego prezydenta w Gruzji, a winą za całą sytuację obarczył Kaczyńskiego, zaś Stefan Niesiołowski publicznie drwił z prezydenta, zastanawiając się czy jest on chory psychicznie.

Politycy PO nie ośmieszają w ten sposób Kaczyńskiego tylko pełniony przez niego urząd, obniżają jego prestiż, działają na szkodę państwa i narodu. Nikt nie będzie traktował poważnie prezydenta kraju, który systematycznie jest ośmieszany przez partię rządzącą w jego ojczyźnie. Jednak dla PO ważniejsze jest zdobywanie politycznych zysków na żenującej wojnie z prezydentem.

Premier nie wahał się wypowiedzieć wojny także mediom publicznym. Działacze PO uwikłali je w typowo partyjny spór, stały się one ofiarą ostrej walki, jaką PO wypowiedziała partii Jarosława Kaczyńskiego. Rząd postanowił zaszkodzić TVP i Polskiemu Radiu, gdyż miały być one rzekomo najbardziej upolitycznione w historii. Gabinet zapowiedział likwidację abonamentu. To spowodowało, że wpływy z daniny na media spadły. Do tej pory rząd nie przedstawił innych pomysłów na finansowanie mediów publicznych.

Zachowanie rządu wobec TVP i Polskiego Radia jest skandaliczne, gdyż godzi w pozycję spółek skarbu państwa, własności całego narodu, obniżając ich wartość.

Intencja PO była oczywista: nie udało jej się przeforsować w Sejmie ustawy umożliwiającej wymianę władz mediów publicznych, więc starała się te media zniszczyć lub choćby zmarginalizować. O takiej potrzebie mówił z resztą otwarcie premier Donald Tusk. Zachowanie rządu wobec TVP i Polskiego Radia jest skandaliczne, gdyż godzi w pozycję spółek skarbu państwa, własności całego narodu, obniżając ich wartość. Zachowanie rządu nie różni się niczym od mówienia o potrzebie osłabienia np. PKN Orlen, Telekomunikacji Polskiej lub innej spółki, której właścicielem jest państwo. Szkodzenie przedsiębiorstwom, które są dobrem ogólno narodowym, bo należącym do państwa, pokazuje chyba najdobitniej, że PO nie czuje odpowiedzialności majątek państwa i kraj.

Od czasu objęcia rządów Platforma Obywatelska pokazała, że na dobru państwa i obywateli nie zależy jej bezwzględnie. W imię partyjnych zysków czy budowania wizerunku jest w stanie przeprowadzać zmiany, które wcale nie są korzystne dla kraju i Polaków. Ofiarą niepoważnego podejścia partii rządzącej do kwestii państwa i państwowości będzie oczywiście polskie społeczeństwo. Prędzej czy później Polacy zdadzą sobie jednak sprawę z tego, że koalicja poświęca ich dobro na rzecz własnych korzyści. Wtedy notowania Platformy Obywatelskiej spadną, a partia Tuska prawdopodobnie straci władzę.

Stanisław Żaryn