Logo Polskiego Radia
migracja
migrator migrator 19.06.2007

IV RP, czyli Polska pozornie solidarna

Polityka gospodarcza koalicji jest kontynuacją polityki prowadzonej przez poprzednie rządy.

Nie jest łatwo scharakteryzować politykę gospodarczą nowej koalicji, ponieważ kwestie związane z rynkiem pracy czy polityką społeczną od początku nie odgrywały istotnej roli w działaniach rządu, a podejmowane decyzje zazwyczaj oznaczały bierną kontynuację strategii poprzednich władz.

W kampanii wyborczej PiS obiecywał wprowadzenie dwóch rozwiązań w polityce gospodarczej: rozwój budownictwa mieszkaniowego i zmianę systemu podatkowego. Pierwszy projekt miał zainicjować nową politykę państwa na rynku pracy i zakładał, że poprzez inwestycje w mieszkalnictwie społecznym rząd stworzy w krótkim czasie setki tysięcy nowych miejsc pracy. Drugi był przedstawiany jako alternatywa wobec popieranego przez PO podatku liniowego i broniąc go PiS odwoływał się do postulatów sprawiedliwości społecznej.

Z obydwu projektów nic nie wynikło. Rząd obiecywał, że w ciągu ośmiu lat wybuduje 3 miliony mieszkań, a zgodnie z pierwotnym projektem nowe mieszkania miały powstawać w budownictwie społecznym. Tymczasem w 2006 roku oddano do użytkowania tylko 115 tys. mieszkań, czyli o prawie 50 tys. mniej niż w 2003 r. Najnowsze dane GUS wskazują, że w tym roku sytuacja na rynku mieszkaniowym będziesz jeszcze gorsza. Propozycje rządu (zresztą nie realizowane) zakładają jedynie, że budżet państwa będzie spłacał połowę odsetek od kredytów zaciągniętych na budowę domu lub kupno nowego mieszkania przez osoby prywatne. Na kredyty mieszkaniowe oczywiście stać wyłącznie osoby względnie zamożne, więc projekt objąłby jedynie bogatszą część społeczeństwa. Rząd zrezygnował natomiast z inwestycji publicznych w tanie budownictwo.

Niewiele też wynikło z podatkowych planów nowej ekipy, a obecne propozycje oznaczają głównie poprawę sytuacji najbogatszych Polaków. Zgodnie z założeniami ministerstwa finansów główną zmianą w tym roku jest zwiększenie progów podatkowych (kwota wolna praktycznie nie zmieniła się). W 2007 r. pierwszy próg podatkowy podwyższono do 43,4 tys. zł (o ponad 6 tys. zł), a drugi do 85,5 tys. zł (o ponad 11 tys.). Oznacza to, że spadną podatki dla najlepiej zarabiających podatników i zmniejszy się progresja podatkowa. Mogą spaść natomiast wpływy do budżetu, co oczywiście dotknęłoby głównie najbiedniejszych podatników.

W perspektywie rząd wyraził wolę wprowadzenia dwóch stawek podatku PIT – 18 i 32 proc. oraz obniżenia CIT do 18 proc. Oznaczałoby to znaczną obniżkę podatków dla najbogatszych podatników i symboliczną dla najbiedniejszych. Osoby płacące dzisiaj 40% zyskałyby średnio 10 tys. zł rocznie, te płacące 30 proc. ok. 1,9 tys. zł, a podatnicy płacący najniższą stawkę ok. 400 zł. Innymi słowy nastąpiłoby dalszego zmniejszenie progresji podatkowej i tym samym wzrost rozwarstwienia dochodowego. Oczywiście w konsekwencji spadłyby przychody do budżetu państwa, co wymusiłoby kolejne cięcia. W praktyce nowy system podatkowy oznaczałby wprowadzenie podatku prawie liniowego, ponieważ stawkę 32 proc. płaciłoby mniej niż 1 proc. podatników. CIT jest zaś podatkiem, który płacą jedynie bogaci podatnicy i dlatego jego obniżka byłaby korzystna wyłącznie dla nich. W sumie realizacja propozycji podatkowych rządu oznaczałaby potężny transfer z dołu do góry – biedna większość złożyłaby się, aby bogaci mogli stać się jeszcze bogatsi.

Rząd wprowadził jedną, istotną reformę w systemie podatkowym. Zniósł podatek od spadków dla najbliższych członków rodziny. Podatek ten, w Polsce dotychczas i tak bardzo niski, stanowi nawet w opinii większości liberalnych ekonomistów obciążenie uzasadnione tak społecznie, jak i ekonomicznie. Jednak koalicja rządząca zdecydowała się na zniesienie tego obciążenia, na czym skorzystają głównie rodziny milionerów. Warto zwrócić uwagę, że postulat zniesienia podatku od spadków pojawił się pierwszy raz w programie ultraliberalnego UPR-u, a potem w apelach PO.

Rząd nie dokonał żadnych istotnych zmian w polityce płacowej. Zgodnie z wytycznymi Międzynarodowej Organizacji Pracy płaca minimalna powinna stanowić co najmniej 50% średniego wynagrodzenia. Tymczasem w Polsce jest ona relatywnie coraz niższa i w ostatnich latach oscyluje wokół poziomu 35 proc. Mimo odważnych zapowiedzi Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, które wielokrotnie obiecywało radykalną podwyżkę płacy minimalnej (nawet o 300 zł!), ostatecznie w 2007 r. zwiększono ją zaledwie o 37 zł (4 proc.) – z 899 zł do 936 zł brutto (czyli 675 zł netto), co koalicja uznała za korzystny dla wszystkich kompromis. Jest to niższa płaca od minimum socjalnego, które w grudniu 2005 roku (ostatnie dane IPiSS) wynosiło 845 zł dla gospodarstwa jednoosobowego i 692 zł na osobę w gospodarstwie dwuosobowym. Warto też zwrócić uwagę, że, wedle badań Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, już w 2005 r. ponad 2/3 pracodawców deklarowało, że najniższe wynagrodzenie powinno wynosić przynajmniej 1000 zł netto. Okazuje się więc, że rząd prowadzi politykę jeszcze bardziej antypracowniczą niż by to wynikało z oczekiwań większości pracodawców.

Rząd wspiera natomiast podwyżki wynagrodzeń, ale wyłącznie dla tych pracowników, którzy już dzisiaj mają płace zdecydowanie wyższe od średniej krajowej. Koalicja przedstawiła mianowicie projekt „ustawy kominowej”, zgodnie z którą stałoby się możliwe radykalne podwyższenie zarobków zarządów spółek Skarbu Państwa.

Rząd nie przedstawił też żadnych konkretnych propozycji, mających na celu zmniejszenie bezrobocia. Co prawda w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy bezrobocie zaczęło spadać, ale nawet Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przyznaje, że „obserwowana obecnie poprawa na polskim rynku pracy ma przede wszystkim charakter cykliczny. Polsce nie udało się zmniejszyć dystansu pod względem wskaźników zatrudnienia i aktywności zawodowej do krajów UE15, mimo, że udało się to pozostałym krajom regionu” (MPiPS, Zatrudnienie w Polsce 2006, Warszawa 2007). Nasz kraj wciąż wyróżnia się w Unii Europejskiej najwyższym poziomem bezrobocia, najwyższym poziomem długotrwałego bezrobocia czy też najwyższym poziomem bezrobocia wśród ludzi młodych.

Przedstawiciele obecnego rządu deklarowali, że jednym z ich priorytetowych celów będzie walka z ubóstwem i wykluczeniem społecznym. Nowa ekipa, mimo częstych deklaracji o „solidarności” i pomocy najbiedniejszym, nie robi jednak prawie nic, aby poprawić sytuację ubogiej większości polskiego społeczeństwa. Nie pojawił się żaden całościowy projekt walki z ubóstwem czy pomocy dla bezdomnych. Za swój największy sukces i dowód troski o dobrobyt całego społeczeństwa przedstawiciele koalicji często podają wprowadzenie becikowego. Tymczasem jest to zasiłek bardzo niewielki i jednorazowy. Becikowe, w zamyśle autorów ustawy, mające zwiększyć dzietność w Polsce, nie daje bezpieczeństwa finansowego osobom chcącym mieć dzieci i jest niewielkim ułamkiem kosztów związanych z wychowywaniem potomstwa.

Braki w polityce gospodarczej i socjalnej są z nadwyżką kompensowane przez ofensywę na obszarze polityki bezpieczeństwa. Znacząco wzrosły w budżecie wydatki na wszystkie instytucje policyjno-prokuratorskie. Coraz częstsze nagonki i ataki na opozycję pod pozorem „walki z układem” mają oswoić społeczeństwo z nowym sposobem prowadzenia polityki. W nowy typ polityki dobrze się też wpisuje inny sztandarowy projekt, który został już zrealizowany, a mianowicie powołanie sądów 24-godzinnych. Dotyczą one bardzo wielu kategorii czynów, a ich zakres nie został dokładnie określony ustawowo. Konsekwencją polityki rządowej jest lawinowy przyrost liczby więźniów. Według kodeksu karnego na jednego więźnia powinny przypadać 3 m kw. (w większości krajów UE norma wynosi od 5 do 12 m kw. na skazanego). Aby zachować ten standard, trzeba byłoby ograniczyć ilość więźniów do około 75 tys. osób. Tymczasem więźniów w Polsce jest już ponad 90 tys. (według ostatnich danych z lutego 2007 r. 91 tys.) i liczba ta z miesiąca na miesiąc rośnie (pod koniec 2005 r. było ich o blisko 10 tys. mniej). W konsekwencji pogarszających się warunków życia w więzieniach rośnie liczba przypadków znęcania się nad współwięźniami, pobić i samouszkodzeń, a pobyt w więzieniu nie pełni funkcji resocjalizacyjnych.

Rząd, wbrew obietnicom, kontynuuje, często w zradykalizowanej wersji, politykę swoich poprzedników. Nie przedstawił on prawie żadnych propozycji zmniejszenia skali ubóstwa i bezrobocia, a główną formą jego walki z wykluczeniami społecznymi jest zamykanie biednych i bezdomnych do przepełnionych więzień. Pod szyldem solidarności i sprawiedliwości społecznej nowa władza umacnia istniejące stosunki dominacji, nadając im na dodatek sankcję moralną.

Piotr Szumlewicz