Logo Polskiego Radia
migracja
migrator migrator 19.02.2008

Demokracja do wykonania

Demokracja pozostaje ciągle niezrealizowanym projektem, ożywiającym każdą wspólnotę polityczną, ideałem, którego wprowadzenie w życie ciągle jest naszym zadaniem.

Demokracja pozostaje ciągle niezrealizowanym projektem, ożywiającym każdą wspólnotę polityczną, ideałem, którego wprowadzenie w życie ciągle jest naszym zadaniem.

Sejm litewski, źr. wikipedia.org

Problemem demokracji jako ustroju nie jest, jak sugeruje Stanisław Żaryn w tekście „Niebezpieczny ustrój”, to, że demokratyczny system wynosi do władzy tych, którzy z racji swoich kompetencji nie powinni jej w żadnym wypadku sprawować, ale to że system ten, zwłaszcza w warunkach klasowych społeczeństw mieszczańskich, ma skłonność do oligarchizacji.

Ademokratyczne demokracje

Główne problemy współczesnych demokracji liberalnych to ich oligarchizacja i depolityzacja, czyli zanik różnic pomiędzy poszczególnymi siłami politycznymi. Każdy system jest mniej lub bardziej oligarchiczny, niezależnie od formy rządu. Jednak stopień oligarchizacji współczesnych demokracji liberalnych sprawia, że choć zachowują one podstawowe demokratyczne instytucje i procedury, a także w mniejszym lub większym stopniu respektują prawa swoich obywateli, nie można powiedzieć, by były prawdziwie demokratyczne. Żaden system społeczny w historii nie był z resztą rzeczywiście demokratyczny, czy to politycznie, czy społecznie. Demokracja nie jest bowiem tylko formą rządu, jest typem kultury. Bez etosu, który daje ludowi podmiotowość i dumę, demokracja nigdy nie będzie mogła sprawnie funkcjonować, jakkolwiek doskonale nie zostałyby zaprojektowane jej instytucje. I choć demokratyczny ideał nie został nigdzie w pełni zrealizowany przez wieki ożywiał ludzi na całym świecie, rozbudzał w nich to, co najlepsze, popychał do poświęceń i walki o swoje podstawowe prawa. Wiedział o tym już Macchiavelli, dochodząc po lekturze historii Rzymu Liwiusza do wniosku, że to konflikt między ludem a arystokracją, „placem i pałacem”, pierwiastkiem demokratycznym i oligarchicznym jest motorem historii. Choć współczesne demokracje liberalne są wysoce oligarchicznymi systemami, dają swoim obywatelom możliwości walki o radykalizację i pogłębienie demokracji. Walka ta powinna składać się z dwóch etapów: po pierwsze rozpoznania niesprawiedliwych, nie wypływających ze zgody rządzonych stosunków władzy, jakie występują we współczesnych nominalnie demokratycznych społeczeństwach i ich oligarchicznej natury, po drugie na sformułowaniu koniecznych warunków, bez których demokracja tak naprawdę nie może istnieć.

Klasa wyobcowana

W demokracji podmiotem, który sprawuje władzę, suwerenem ma być lud. Idea jego suwerenności pochodzi z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej, gdy po raz pierwszy stał się on podmiotem historii. Jednak we współczesnych liberalnych demokracjach lud nie jest w stanie sprawować władzy samodzielnie, musi robić to przez swoich przedstawicieli. I tu pojawia się ryzyko wytworzenia się zawodowej klasy politycznej, dla której polityka jest źródłem utrzymania, która nie reprezentuje nikogo poza sobą samą. Bez wątpienia mamy dziś do czynienia z taką sytuacją w większości liberalnych demokracji. Klasa polityczna jest zupełnie oderwana od problemów ludzi, żyje w równoległym świecie, wyborcy w żaden sposób nie mogą jej kontrolować, nie łatwo też ją wymienić. Wejście nowych sił do gry politycznej jest m.in. ze względu na ordynacje wyborcze, własnościowy i ideologiczny pejzaż mediów bardzo trudne. W Polsce czynnikiem utrudniającym działalność nowych ugrupowań jest system finansowania partii z budżetu państwa. Nic dziwnego, że od kilkunastu lat ciągle oglądamy te same twarze w kolejnych parlamentach i rządach, a główni antagoniści dzisiejszej sceny politycznej, Donald Tusk i Jarosław Kaczyński, to osoby obecne na niej od początków III RP.

Siedziba brytyjskiego parlamentu, źr. wikipedia.org, na lic. GNU

Zamazanie różnic

Wraz z wyobcowaniem klasy politycznej we współczesnych demokracjach następuje depolityzacja. Poszczególne ugrupowania przestają różnić się od siebie, zanikają różnice między lewicą, prawicą i centrum. Demokratyczny wybór traci znaczenie. Staje się wyborem pomiędzy ekwiwalentnymi, doskonale ze sobą zintegrowanymi, wzajemnie wymienialnymi oligarchiami. Z taką sytuacją mieliśmy przez lata do czynienia w Polsce. Na kogokolwiek wyborcy nie głosowali otrzymywali neoliberalną politykę ekonomiczną (pewnym wyjątkiem były lata 1993-97) i umiarkowanie konserwatywną politykę w kwestiach obyczajowo-światopoglądowych. Właśnie ta postpolityczność III RP była, jak wskazują analitycy, źródłem wzrostu nastrojów populistycznych, które wprowadziły do polskiej polityki takie osoby jak Lepper.

Proces demokratycznego wyboru władzy nie jest tym samym, co wybór menadżera zarządzającego przedsiębiorstwem. W polityce nie ma jednych, uniwersalnych, służących wszystkim, rozwiązań. Wybory demokratyczne odbywają się w warunkach społecznych, ukształtowanych przez kapitalistyczną gospodarkę, w społeczeństwach, które rozdarte są konfliktami interesów ekonomicznych, sporami o wartości etc. Jak twierdzą tacy teoretycy jak Chantal Mouffe ma ona sens i żyje tylko, jeśli jest wyrazem obecnych w społeczeństwie konfliktów, narzędziem ich mediacji, a nie gdy za najwyższą wartość uznaje konsensus i zamiast ekspresji konfliktów przez demokratyczne instytucje oferuje obywatelom zafałszowane poczucie jedności. Niestety postpolityka jest dziś największą bolączką demokracji, zarówno w Europie zachodniej, jak i w krajach byłego bloku wschodniego. Paradoksalnie, zachodnie demokracje były o wiele bardziej demokratyczne kilka dekad temu. Gdy w 1945 roku Brytyjczycy wybierali między Winstonem Churchillem, a Clementem Atlee wybierali miedzy dwoma radykalnie odmiennymi, nie dającymi się pogodzić wizjami Wielkiej Brytanii, między obietnicą kontynuacji chwały imperium, a obietnicą demokratycznego socjalizmu. Dziś wybór jest mniejszy, różnice między głównymi politycznymi siłami właściwie drugorzędne. Zabija to powoli demokracje, pozbawia je żywotnej energii, skazuje na uwiąd.

Sejm RP

Media ograniczają

Lud będąc suwerenem wybiera między tymi ideami, które obecne są w sferze publicznej. Opinia publiczna, to nie pojedyncze osoby i ich przekonania, ale instytucje. To one kształtują wyborców, to w mediach odbywa się prezentacja idei spośród których obywatele wybierają te, w które chcą wierzyć. Media nie są demokratyczne, są poza jakąkolwiek demokratyczną kontrolą, choć lubią przedstawiać się jako „głos ludu” i narzędzie kontroli społecznej. Do tego, by działały media potrzebne są pieniądze. Ma je przede wszystkim korporacyjny kapitał, to on głównie posiada media. Posiada także swoje specyficzne polityczne i ekonomiczne interesy, niekoniecznie zgodne z interesami reszty społeczeństwa. Jest oczywiste, że w kontrolowanych przez siebie mediach nie będzie dopuszczał głosów, które jego interesom zdecydowanie zagrażają. Przekonanie, że w demokracji każdy ma „taki sam głos” jest mitem, który za rzeczywistość biorą i jej entuzjaści i krytycy. Tymczasem jest zupełnie inaczej, faktyczną debatę publiczną, paletę możliwość, z której społeczeństwo dokonuje politycznych, światopoglądowych, czy nawet estetycznych wyborów, kształtują instytucje takie jak media, think-tanki, uniwersytety, do których dostęp bynajmniej nie jest demokratyczny. Warunkiem wejścia w te instytucje, czy stworzenia własnych, jest posiadanie dużego kapitału, czy to ekonomicznego, kulturowego czy symbolicznego. Wyklucza to z ich prac większość społeczeństwa. Problemem współczesnych demokracji nie jest to, że każdy pogląd natychmiast wchodzi na równych prawach do publicznej debaty, ale wykluczenie z niej wielu światopoglądów reprezentowanych przez szerokie grupy społeczne.

Kondycja demokracji jest dziś słaba, żyjemy wśród demokratycznych procedur i instytucji, z których pomału wycieka demokratyczna treść. Jednak te same instytucje dają nam narzędzia walki o ich demokratyzację. Potrzebna jest dziś radykalizacja demokracji w podwójnym sensie. Po pierwsze trzeba przywrócić różnicę między prawicą, a lewicą. Zwróci to aktowi wyborczemu jego rzeczywisty sens. Po drugie konieczna jest demokratyzacja samych instytucji. Sposobem na to może być np. zakaz powtarzania sprawowania funkcji pochodzących z wyboru, ścisłe ograniczenia dotyczące wydatków na kampanię wyborczą, zakaz reklamy wyborczej opartej na metodach komunikacji perswazyjnej, zniesienie progów wyborczych. Dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, że żyjemy w demokracji i ewentualnie ją krytykować. Na razie pozostaje ona ciągle niezrealizowanym projektem, ożywiającym każdą wspólnotę polityczną ideałem, którego wprowadzenie w życie ciągle jest naszym zadaniem.

Jakub Majmurek