Logo Polskiego Radia
migracja
migrator migrator 21.03.2008

Lewica i Traktat Lizboński

Tak ważną decyzję jak ratyfikacja Traktatu powinno podjąć bezpośrednio społeczeństwo.

Tak ważną decyzję jak ratyfikacja Traktatu powinno podjąć bezpośrednio społeczeństwo.

Przy okazji debaty nad ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego polski obywatel nie po raz pierwszy stawiany jest przed zafałszowaną alternatywą: albo bezwarunkowe poparcie dla traktatu, które udowodni, że jest się „prawdziwym”, „światłym” Europejczykiem, godnym dopuszczenia do Unii Europejskiej (jak powiedział marszałek Komorowski, „jeśli traktatu nie przyjmiemy to staniemy się zakałą Europy”), albo jego krytyka razem z Jerzym Robertem Nowakiem wypływająca z nacjonalistycznych przesłanek, przesycona niechęcią do projektu zjednoczonej Europy. Tymczasem sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Choć z punktu widzenia osób przywiązanych do centrolewicowych, demokratycznych wartości i wizji głębiej zintegrowanej Europy jest wiele powodów, by entuzjastycznie podejść do traktatu, to jest ich równie wiele, by poważnie się zastanowić, czy daje on szansę na autentycznie demokratyczną i naprawdę zjednoczoną Europę.

Powody, by poprzeć Traktat Lizboński są dość oczywiste. Przede wszystkim pogłębia on europejską integrację, nadając Europie osobowość prawną. Tworzy silne ramy dla jej wspólnej polityki zagranicznej i stwarza podstawy, by Europa przestała w końcu być politycznym karłem w geopolitycznej grze. Daje jej także podstawowe instrumenty, by mogła występować, jako jeden podmiot na globalnej scenie . Po drugie Traktat zdecydowanie (choć na pewno nie w stopniu zadowalającym dla eurofederalistów) wzmacnia rolę instytucji wspólnotowych, kosztem międzyrządowych. Instytucje międzyrządowe są ciągle areną negocjowania poszczególnych państw narodowych. Państwa słabe, o niskiej kulturze instytucjonalnej, mniejszym stażu w Unii, takie jak Polska stoją w nich na znacznie słabszej pozycji niż stare, sprawnie działające demokracje. Inaczej sprawa się ma z brukselską biurokracją, w której interesie leży równomierny rozwój całego terytorium Unii, i, która stoi ponad logiką narodowych interesów. Modernizacja krajów cywilizacyjnie słabszych jest jednym ze źródeł legitymacji władzy w Brukseli. Dlatego słabszym krajom łatwiej jest negocjować z nią, niż przekonywać do swoich racji Paryż, Berlin, czy Londyn. Wreszcie trzeci powód - to Karta Praw Podstawowych. Choć katalog praw w niej zawartych jest niewystarczający, zwłaszcza w dziedzinie praw socjalnych i ekonomicznych, to jest ona olbrzymim krokiem naprzód. Stwarza bowiem nacisk na respektowanie praw obywatelskich, które udało się wywalczyć w zachodniej Europie we wszystkich krajach członkowskich. Nawet jeśli obecne polskie władze ją odrzucą (tu PO i PiS są całkowicie zgodne), to i tak będzie wywierała wpływ na polską politykę, wyznaczała standardy dla lewicy, wzmocni legitymację walk mniejszości o swoje prawa.

Co więc jest złego w Traktacie Lizbońskim? Przede wszystkim to, że wątpliwa jest jego demokratyczna legitymacja. Traktat właściwie jest powtórką z projektu konstytucji dla Europy, któremu obywatele Francji i Holandii powiedzieli „nie” w referendum. Traktat jest próbą wprowadzenie tylnymi drzwiami tych samych rozwiązań, które obywatele dwóch założycielskich państw Unii uznali za nie do przyjęcia. Kolejnym problemem jest to, że choć wzmacnia on wspólnotowe instytucje, to daje im zbyt mało narzędzi dla prowadzania polityki autentycznie wyrównującej rozwój poszczególnych obszarów Unii. Przede wszystkim nie wyposaża unijnych instytucji w narzędzia makroekonomiczne, takie jak prawo do wyznaczania wspólnych standardów polityki podatkowej, czy społecznej. Bez ich ujednolicenia Unii trudno będzie stać się czymś więcej niż strefą wolnego handlu, strefą ekonomicznej konkurencji. Dodatkowo rozwiązania traktatowe, dając więcej władzy europejskiej wspólnocie, nie dają obywatelom żadnych narzędzi efektywnej kontroli nad tą władzą. Traktat nie daje gwarancji, że zdobycze socjalne wywalczone w Europie przez świat pracy w ciągu ponad stu ostatnich lat zostaną zachowane, że zostaną stworzone mechanizmy obronne przed naciskami, jakie wywiera na nie logika zglobalizowanego kapitału.

Traktat bez wątpienia pogłębia europejską integrację. Ale czy rzeczywiście w takim kierunku, w jakim chce większość obywateli Unii, czy Polski? Tak ważną decyzję jak ratyfikacja Traktatu powinno podjąć bezpośrednio społeczeństwo. Jeśli w wyniku działań PiS dojdzie w Polsce do referendum nad traktatem, Jarosławowi Kaczyńskiemu będą należały się podziękowania za przysługę dla demokracji. Referendum powinna poprzedzić rzeczowa debata, by Polacy o lewicowych poglądach znów nie czuli się z niej wykluczeni, zmuszeni do wyboru między jedną prawicową ofertą neoliberalnej Europy, a drugą prawicową ofertą „walki o narodowy interes”.

Jakub Majmurek