Logo Polskiego Radia
migracja
migrator migrator 16.04.2008

Edukacja liberalna

Działania pani minister Katarzyny Hall zagrażają edukacji liberalnej, a przez to jakości polskiej demokracji.

Działania pani minister Katarzyny Hall zagrażają edukacji liberalnej, a przez to jakości polskiej demokracji.

Minister edukacji narodowej Katarzyna Hall przedstawiła kilka dni temu projekt nowego kanonu lektur szkolnych. Minister nie konsultowała go ani z przedstawicielami nauczycieli, ani ze środowiskami naukowymi, jego ogłoszenie zaskoczyło praktycznie wszystkich związanych z oświatą. MEN stwierdził, że programy są „przeładowane”, uczniowie i tak nie mają czasu przeczytać lektur, więc udają, że to robią, a nauczyciele udają, że nie widzą, że uczniowie udają. Nowy spis lektur ma skończyć z tą „opartą na hipokryzji sytuacją”. Dlatego wyrzucono z niego takie książki jak dzieła Gombrowicza, Sienkiewicza, czy Żeromskiego w liceach, a nawet poczciwego Kubusia Puchatka w podstawówkach.

Posunięcie z kanonem ujawnia głęboko żywione przez panią minister przekonanie, że wszelka edukacja, która bezpośrednio nie przyczyni się do zwiększenia umiejętności zarabiania pieniędzy przez edukowanego, czy edukowaną, jest stratą czasu. Jest to charakterystyczne myślenie dla tej części polskiej sceny politycznej, która określa się jako konserwatywni liberałowie. Liberałowie we wszystkich swoich wcieleniach; od KLD, przez Unię Wolności po Platformę, traktują naukę w ten sam sposób - jako obszar, podległy wymaganiom rynku. Reforma edukacji przeprowadzona przez rządy AWS-UW rozpoczęła proces podporządkowania edukacji rynkowi. Resort kierowany przez ministra Handke przekształcił edukację nie według potrzeb rzeczywiście istniejącego rynku w Polsce, ale według wyobrażeń polityków- głównie z Unii Wolności- co do tego, jak ten rynek powinien wyglądać. Dlatego zlikwidowano, jako „anachroniczne”, szkolnictwo zawodowe, stworzono system, w którym każdy miał mieć co najmniej maturę, w naiwnej wierze, że rozwój kapitalizmu przeniesie wkrótce wszystkich do pracy w biurowcach. Tymczasem popyt na ślusarzy, dekarzy, czy dobrych murarzy nie maleje. A reforma edukacji zamknęła publiczne szkoły, które mogłyby nauczyć młodych ludzi tych zawodów. Zamiast tego państwo oferuje dziś młodzieży, która kiedyś mogła kształcić się zawodowo, trzy lata w kiepskim „liceum zawodowym”, które nie uczy ani fachu, ani nie daje rzetelnej wiedzy ogólnej. Jeśli ludzie ci chcą się nauczyć zawodu na ogół muszą to robić w płatnych szkołach policealnych. Reforma szkolnictwa z lat 1997-2001 była podwójnie nieracjonalna. Ekonomicznie, gdyż zlikwidowała zawodówki, na których absolwentów istniało i długo będzie zapotrzebowanie na rynku pracy, i edukacyjnie. By umożliwić wszystkim zdanie matury i osiągnięcie wykształcenia średniego znacznie obniżono poziom egzaminu dojrzałości. Widać to zresztą po poziomie absolwentów szkół średnich, na który narzekają pracownicy wyższych uczelni. Dotyczy to przede wszystkim przedmiotów humanistycznych, one bowiem były główną ofiarą reformy. Na program nauczania historii, czy języka polskiego, który wcześniej realizowany był w ciągu prawie czterech lat, po reformie zostały niecałe trzy.

Minister Hall i jej formacja są spadkobiercami najgorszych tradycji myślenia o edukacji w III RP. Nie jest to bowiem pierwszy pomysł szefowej MEN na reformę edukacji humanistycznej przez jej radykalne ograniczenie. Wcześniej minister zgłosiła projekt ograniczenia nauki historii w szkołach średnich poza klasami humanistycznymi. Znów motywowała to niechęcią „przeciążania młodzieży” niepotrzebną „encyklopedyczną wiedzą”. Chciała, by młodzi ludzie już w liceum mogli skupić się na nauce wyłącznie tego, co uznają za przydatne w dalszej karierze zawodowej. W opinii Hall szkoła ma być fabryką produkującą określony towar - absolwenta, który później dobrze się sprzeda na rynku pracy. Rola wychowawcza szkoły, jej funkcja, jako instytucji kształcącej wszechstronnie wyedukowanego człowieka, obywatela demokratycznej wspólnoty, zupełnie zanika w tym myśleniu. Edukacja staje się procesem produkcji towaru ludzkiego i sama ulega utowarowieniu. I w tym procesie rynkowo mało atrakcyjna wiedza humanistyczna jest szczególnie narażona.

To paradoksalne, że formacja nazywająca siebie liberalną jest tą, która rozpoczęła, a teraz wydaje się kontynuować dzieło niszczenia tego, co nazywamy edukacją liberalną. Edukacja liberalna, to ta część procesu kształcenia, która nie ma służyć nauczeniu żadnych konkretnych, zawodowych umiejętności, ale wychowywaniu człowieka wszechstronnie wykształconego, zakorzenianego w kulturze swojej wspólnoty, ale także zdolnego do krytycznej refleksji nad jej przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.

Działania formacji pani minister Hall zagrażają tak rozumianej edukacji liberalnej, a przez to jakości polskiej demokracji. Zagrażają jej na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, podkopując kształcenie w pełni kompetentnych, zdolnych do dokonywania prawdziwie świadomych i przemyślanych wyborów obywateli. Po drugie zagrażają egalitarnej kulturze koniecznej dla istnienia prawdziwie demokratycznego społeczeństwa. Liberałowie, obniżając dramatycznie jakość ogólnodostępnego wykształcenia ogólnego na poziomie szkolnictwa średniego, zmienili je w luksusowy towar dostępny tylko uczniom z najlepszych, wielkomiejskich liceów, czy prywatnych szkół. Kapitał kulturowy, jaki daje szeroka wiedza humanistyczna, stanie się dzięki pomysłom minister Hall i jej politycznych przyjaciół dobrem dziedzicznym. Osoby z inteligenckich domów odziedziczą go po rodzicach, reszcie zostaną telenowele, tabloidy i pokemony.

Edukacja liberalna może nie przydaje się przy zarabianiu pieniędzy. Znajomość historii, czy Ferdydurke niekoniecznie zwiększa szanse na rynku pracy. Ale taka edukacja jest konieczna do tego, by demokracja liberalna nie była taką tylko z nazwy.

Jakub Majmurek