Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 18.01.2011

Klich: piloci użyli automatu do odejścia

Załoga wieży odczuwała większą presję niż załoga – ocenił w „Sygnałach Dnia” płk Edmund Klich. Mówi też, że polscy piloci chcieli odchodzić na automacie, a na lotnisku nie było ILS. Dlaczego zrobili ten błąd, nie wiadomo.
Przedstawiciel Polski przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, Edmund KlichPrzedstawiciel Polski przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, Edmund Klich (fot. PAP/Grzegorz Michałowski)
Posłuchaj
  • Edmund Klich: 20 procent nagrań rozmów niezrozumiałych
Czytaj także

Były polski akredytowany przy MAK sytuację na wieży dzieli na dwa etapy. - Pierwszy początkowy etap następuje po dwóch nieudanych próbach samolotu Ił 76. Ta pierwsza próba mogła zakończyć się tragicznie. To wynika m.in. z rozmów i z zeznań świadków. Wtedy kontrolerzy wyrażają się w niecenzuralnych słowach, „gdzie tu lądować polskiemu”, nie ma warunków. To nie tylko kontrolerzy, a nawet ich przełożony pułkownik Krasnokutski – wyjaśnia. Na tym etapie Plusnin i Krasnokutski byli zdecydowanie przeciwni lądowaniu. Tym bardziej, że ił odleciał do Moskwy.

Według Klicha między innymi z treści rozmów wynika, że wieża próbowała zrobić wszystko, żeby samolot nie wchodził na łączność z lotniskiem Smoleńsk i jeszcze w strefie łączności z Moskwą odleciał na lotnisko zapasowe. - Cały czas trwały rozmowy. Jest taki moment, że wszyscy byli przekonani, że samolot już odleciał - mówi Klich. Planowano wtedy powiadomić organizatorów, by m.in. wysłać samochody. Klich przypomniał, że planu zabezpieczenia lotniska zapasowego nie było. To był w jego ocenie jeden z większych błędów organizacyjnych.

Plusnin cały czas był przeciwny lądowaniu. Później Nikołaj Krasnokutski zaczyna zmieniać zdanie, a Plusnin pozostaje na swoim stanowisku. - Tu jeszcze jest ważny punkt: w pewnym momencie on informuje kogoś, że na polskich samolotach są urządzenia pomagające precyzyjnie lądować – wyjaśnił Edmund Klich. W jego ocenie takie przypuszczenia mogły wynikać z udanego lądowania Jaka 40, który bardzo precyzyjnie wszedł na pas. Pilot dostał nawet pochwałę „maładiec”.

- Przy tej presji, że to prezydent, terminy, czas rozpoczęcia, gdzieś wytworzyła się ta atmosfera "zezwolić ". Z tym, że przy tym stanie lotniska i w tych warunkach lądowanie było niemożliwe – mówi Klich.

"No tak, cholera kazali sprowadzać"

Prowadzący pytał, czy jest gdziekolwiek zapis rozkazu, decyzji strony rosyjskiej by sprowadzić samolot?

- Tam jest jedno zdanie Plusnina: "No tak cholera kazali na razie sprowadzać" - mówi Edmund Klich. - Natomiast nie ma decyzji - mówi, Dodaje jednak, że w tych rozmowach około 20 procent jest anonimów i rozmów niezrozumiałych. Odczyt był zrobiony zbyt pobieżnie, nie brali w nim udziału polscy specjaliści, tak jak brali udział w nagraniach w samolocie. - Znacznie więcej zapewne odczyta strona polska – mówi Klich.

Zdaniem Klich słowo „presja” jest w stosunku do wieży adekwatne. – Moim zdaniem większa presja była na kontrolerów – mówi polski akredytowany.

Co z komendą pilota, by rezygnować z lądowania? - Nic nie widać, odchodzimy – mówił w pewny momencie pierwszy pilot Arkadiusz Protasiuk. Klich zgadza się z opinią, że piloci mieli dość czasu na wyprowadzenie samolotu. Dlaczego tego nie zrobili? - Tu trzeba wrócić do rozmów wcześniejszych: odchodzimy, ale w automacie. W tych warunkach, przy braku systemu naprowadzania ILS na lotnisku, to odejście nie było możliwe, automat nie zaczął pracy – wyjaśniał. Piloci musieli wiedzieć, ze nie ma ILS na lotnisku. Teraz można zastanawiać się dlaczego zachowali się tak, jakby tego nie wiedzieli.

Według Klicha komenda padła jeszcze na tej wysokości, że można było odejście wykonać. Jednak ta sytuacja - włączenie automatu przy braku ILS dowodzi braku wiedzy. – Nie wiem, kiedy oni lądowali na takim lotnisku w systemie tak ubogim, w szkole chyba. Nie mieli symulatorów – mówi Klich. - To świadczy o całym systemie szkolenia i nadzoru – podsumowuje polski akredytowany przy MAK. – Nie chciałbym mówić, że to wina pilotów. To wina systemu, którzy przygotowuje pilotów do zadań – podkreślił.

Polska komisja ma przeprowadzić lot doświadczalny. - Problem był taki, czy jeśli załoga naciśnie „uchod”, czyli odejście, to czy na komputerze będzie jakiś ślad. Żeby być pewnym, trzeba było przeprowadzić próbę – tłumaczy.

Przyznał też, że możliwa jest też próba oderwania samolotu z 80 metrów. Tak robiliśmy doświadczenia na symulatorach, tam największe zniżanie to było 20 metrów.

agkm

Posłuchaj wywiadu na stronie radiowej "Jedynki"