Logo Polskiego Radia
Jedynka
Anna Krakówka 18.06.2011

Recepta na murowany sukces

W jaki sposób założyć własną firmę, utrzymać się na rynku i - co najważniejsze - zarabiać pieniądze? Radzi prof. Krzysztod Chrzanowski z Polskiej Izby Gospodarczej i Zaawansowanych Technologii.
Recepta na murowany sukcesGlow Images/East News

Artur Wolski: Czy stworzenie firmy o wysoko zaawansowanej technologii, takiej jak Pana, w optoelektronice, to była trudna sprawa?

Prof. Krzysztof Chrzanowski, specjalista w dziedzinie optoelektroniki, twórca polskiej firmy hi-tech Inframet, członek Rady Polskiej Izby Gospodarczej i Zaawansowanych Technologii: Utworzenie własnej firmy hi-tech, działającej w skali międzynarodowej, jest dużym wyzwaniem technologicznym, komercyjnym, jak również związanym z zarządzaniem ludźmi. Obecna sytuacja naukowców tworzących własne firmy jest zdecydowanie lepsza, niż jeszcze w niedalekiej przeszłości. Jednak wciąż pewna część środowiska naukowego nieprzychylnie odnosi się do tego typu działalności. Jednocześnie kiedy utytułowany naukowiec kieruje własną firmą i pracuje na wyższej uczelni, to jest to przyjmowane z pewnym zdziwieniem, też ze strony całej opinii publicznej.

Czy może Pan podzielić się z nami swoimi prywatnymi doświadczeniami… Przez co Pan przeszedł, zanim Pana firma powstała? Zaczynał Pan od zera?

- Zaczyna się od pomysłu, co chcę zrobić ze swoim własnym życiem. Ja przez wiele lat byłem typowym polskim naukowcem, który koncentrował się w dużej mierze na pracy teoretycznej i który był rozliczany z liczby artykułów naukowych. W pewnym momencie zobaczyłem na Dalekim Wschodzie, a konkretnie w Korei Południowej, w której odbywałem staż naukowy, troszeczkę inny świat, w którym przykładano bardzo dużą wagę do wdrożeń. Zauważyłem, że im się to udaje. Stwierdziłem, że wcale nie jestem mniej inteligentny od tych ludzi, a nawet potrafię więcej i że po powrocie do kraju chciałbym spróbować wykorzystać wyniki swoich prac naukowych w praktyce.

Ale jak zacząć? Trzeba przecież mieć jakiś kapitał, bo w garażu, to nie da rady…

- Ważna jest odpowiednia metoda. Na podstawie własnych obserwacji doszedłem do wniosku, że nie mam szans na stworzenie firmy, która wymaga dużego kapitału. Nie mogłem produkować artykułów, które są produkowane w skali masowej, ponieważ tu miałbym zbyt dużą konkurencję ze strony chińskiej. Nie dysponowałem też dużymi środkami, więc musiałem skoncentrować się na czymś, co wymaga minimalnych nakładów finansowych, a bardzo dużej wiedzy.

Czyli krótko mówiąc, przed przystąpieniem do takiego zadania trzeba zrobić coś w rodzaju biznesplanu: obliczyć swoje siły i możliwości finansowe, rozpoznać rynek i zdecydować się na coś konkretnego. Tutaj, myślę, był bardzo dobry system logicznego myślenia, bo rzeczywiście w konkurencji z molochami człowiek pojedynczy przegra.

- Z tego względu zdecydowałem się skoncentrować na wyspecjalizowanej produkcji niszowej, skierowanej na wąski rynek odbiorców, rozrzuconych na całym świecie.

A nie bał się Pan już istniejącej konkurencji na tym rynku, bo przecież w optoelektronice świetnie stoją firmy działające na rynku amerykańskim, izraelskim czy francuskim?

- Obawy istnieją zawsze i są to obawy jak najbardziej uzasadnione. W początkowym okresie te firmy zlekceważyły zupełnie jakąś tam firemkę z kraju, który jest gdzieś ze wschodniej Europy. I udało się tę ich uśpioną czujność wykorzystać...

Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy wybrać dźwięk "Recepta na sukces" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.