Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 13.04.2010

Ich fotele będą puste...

To, że wszystko tak nagle uległo przerwaniu, jest dla kolegów straszne.

- Oczywiście będę dziś w Sejmie o godz. 14-tej na specjalnym posiedzeniu. Myślę, że to jest taki moment, kiedy wszyscy pownniśmy być razem - mówi były marszałek Sejmu Marek Jurek.

- Fotele zmarłych koleżanek i kolegów będą puste. Z tego co wiem, już zostały przykryte kwiatami. Ale myślę, że po pierwsze to jeszcze mocniej uobecni obecność tych ludzi. Szczegolnie dla nas, którzy wierzymy w ciągłą obecność tych ludzi. A po drugie pozwoli jeszcze raz przeżyć to wspólne posiedzenie tym kolegom, którzy w tej kadencji Sejmu razem pracowali - dodaje.

- Dla mnie, kiedy dowiedziałem się o katastrofie samolotu najstraszniejsze było, kiedy usłyszałem o śmierci przyjaciół najbliższych. Ale równie straszna była informacja o śmierci kolegów, z którymi się spieraliśmy, zresztą na ogół przyjaźnie - tak myślę - mówi Marek Jurek.

- I teraz to, że to wszystko tak nagle ulega przerwaniu, jest dla kolegów, którzy razem pracowali w Izbie tragiczne przeżycie, ale konieczne i trzeba być jeszcze raz razem - dodaje Marek Jurek.

*

  • Krzysztof Grzesiowski: Gość Programu 1 Polskiego Radia, były Marszałek Sejmu Rzeczpospolitej Marek Jurek. Dzień dobry, panie marszałku.

    Marek Jurek: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.

    K.G.: Pan będzie dziś w sejmie?

    M.J.: Oczywiście.

    K.G.: Na wspólnym posiedzeniu obu izb?

    M.J.: Myślę, że to jest taki moment, kiedy wszyscy powinniśmy być razem i oczywiście o czternastej będę w sejmie.

    K.G.: Posłowie, którzy w tej chwili zasiadają w Izbie, wczoraj pytani przez nas mówią, że nie bardzo sobie to wyobrażają w ogóle, jak oni zareagują, no bo oczywiście jest jakiś porządek, będzie przemawiał marszałek, będzie minuta ciszy, ale to jest ta strona oficjalna, no ale przecież – tak jak mówił Grzegorz Napieralski dzisiaj – po jednej stronie swojego fotela miał Jerzego Szmajdzińskiego, po drugiej Jolantę Szymanek-Deresz i...

    M.J.: No, te fotele będą puste. Z tego, co słyszałem, to już są przykryte kwiatami, ale myślę, że po pierwsze to jeszcze mocniej uobecni obecność tych ludzi, szczególnie dla nas, którzy wierzymy w ich obecność ciągłą, a po drugie pozwoli jeszcze raz przeżyć to wspólne posiedzenie tym kolegom, którzy w tej kadencji Izby razem pracowali. Zresztą muszę powiedzieć, że dla mnie, jak się dowiedziałem o tej katastrofie, a te wiadomości spływały wolno, tak jedna po drugiej, to oczywiście szokująca była wiadomość o śmierci przyjaciół najbliższych, ale równie szokująca była wiadomość o śmierci kolegów, z którymi się spieraliśmy, zresztą myślę, że na ogół przyjaźnie. I to, że nagle to wszystko ulega przerwaniu, to jest na pewno dla tych kolegów, którzy w Izbie siedzieli obok tych pań, tych panów posłów, którzy już nie usiądą tam, no to na pewno będzie ciężkie przeżycie, ale konieczne, trzeba być jeszcze raz razem.

    K.G.: W tę pamiętną sobotę, kiedy rozmawialiśmy na gorąco, łącząc się z tymi osobami, które były akurat do dyspozycji, było trudno zadawać pytania, o co pytać. Właściwie takie jedyne pytanie, które nam przychodziło do głowy: czy pan, pani to ogarnia? A pan, panie marszałku?

    M.J.: Nie no, wszyscy się pytamy, jaki może być tego sens. Ostatecznie sens tego, co się stało, to poznamy na tamtym świecie, a na tym możemy próbować sobie pewne rzeczy wytłumaczyć. Ja słucham tej debaty żałobnej. Zresztą to jest w ogóle takie bardzo wstrząsające, że tak jak po śmierci Ojca Świętego dokładnie pięć lat temu, że nasze życie stanęło w miejscu. I myślę, że większości z nas, Polaków żyjących życiem prywatnym, ale również dziennikarzy, polityków, tej lawiny niusów nie brakuje. Nagle po raz drugi w ciągu ostatnich lat przekonaliśmy się, co jest ważne, że tak naprawdę ważne jest to, że inni ludzie są, że jesteśmy razem i że ważne jest czasami pomyślenie o tych, którzy z tego świata odeszli, a niekoniecznie taka pogoń informacyjna i tak dalej. Samo w sobie to jest taki czas, który w jakiś sposób jest ofiarowany z tymi ludźmi na zwrócenie uwagi, chociaż w tym momencie oni z tego świata odeszli, chociaż jak mówię, oni z tego świata odeszli. To jest jedno.

    A drugie, co jest takie uderzające, to jest... mamy nadzieję, że nasze życie publiczne po tej tragedii będzie miało charakter bardziej republikański, że będziemy pamiętać, o tym, że służba publiczna jest czymś godnym, że owszem, ona jest nieodłączna od sporu, a wykonywanie władzy publicznej jest nieodłączne od krytyki, od tego, że prawem nas wszystkich jest to, żebyśmy oceniali tych, którzy sprawują władzę, ale że sama w sobie służba publiczna jest czymś godnym, że ci ludzie nas reprezentują i to zasługuje na szacunek. Myślę, że nie wykonując w tej chwili żadnego urzędu publicznego, mam prawo to powiedzieć.

    K.G.: Tak, tak, tylko że, panie marszałku, wydaje się, że kiedy wspomina się te osoby, które zginęły w tej katastrofie, okazuje się, że to były zupełnie inne postacie od tych, które występowały w telewizji, występowały w radiu, że ci ludzie mieli swoje prywatne życie, przyjaciół, kolegów, byli znakomitymi kompanami i tak dalej, i tak dalej. Dlaczego akurat takie wydarzenie jest tym jedynym momentem, kiedy o tych ludziach można się dowiedzieć czegoś więcej?

    M.J.: Nie no, to właśnie pytanie myślę przede wszystkim do tych, którzy pośredniczą w debacie publicznej, do mediów, dlatego że dla mnie to zawsze byli żywi ludzie, ja zawsze wiedziałem, że człowiek wykonując urząd publiczny, idąc na poranny wywiad czy na debatę sejmową, idzie z bagażem swojej osobistej odpowiedzialności, swoich problemów, że każdy z nas ma sumienie. W końcu debata publiczna, może nawet nie ta zewnętrzna, ale różnego rodzaju rozmowy polityczne, uzgadnianie stanowisk polega na tym, żeby różni ludzie potrafili wyjść naprzeciwko swoim argumentom i tak dalej, przyjąć te argumenty. I dla mnie to zawsze byli żywi ludzie, ale może właśnie tym drugim sensem tej debaty jest to, żeby tych żywych ludzi w ludziach, którym powierzamy odpowiedzialność publiczną, zobaczymy.

    Wiesław Molak: Mówiliśmy o sensie tego wszystkiego, co się wydarzyło. W esemesach, w telefonach nasi słuchacze piszą, że sens może być taki, że wreszcie będziemy zjednoczeni, będziemy ze sobą normalnie rozmawiali, pojednani. Ale rozmawialiśmy dziś z profesorem Henrykiem Domańskim, socjologiem, który powiedział, że no tak, w czasie żałoby tak, ale on jest sceptyczny, bo za kilka, kilkanaście tygodni...

    K.G.: Bo było nie było spór jest istotą demokracji.

    M.J.: Gdyby nasi koledzy wylądowali, dalej toczyliby swoje spory i to jest nieodłączne, to wynika z tego, że jesteśmy osobami, mamy różne poglądy, różną odpowiedzialność, a dobro publiczne przekracza nas wszystkich. I to uważam, że powinniśmy traktować jako... Natomiast ważne jest to, żebyśmy, mówię, w ludziach wykonujących władzę publiczną widzieli ludzi, żebyśmy uczestnicząc w życiu publicznym nawzajem widzieli w sobie ludzi, żebyśmy byli gotowi przyjmować argumenty, kierować się sumieniem, dlatego że poza wszystkim ten widok Krakowskiego Przedmieścia, dzisiaj naród się zjednoczył, w zmarłym prezydencie widzi się prezydenta, głowę państwa, reprezentanta majestatu Rzeczypospolitej. No i gdzie się podziały te wszystkie gry pijarowskie i tak dalej, dokuczanie sobie nawzajem? To nie ma żadnego sensu, polityka powinna być... polityce powinien towarzyszyć spór, ale o dobro publiczne, w jaki sposób najlepiej reprezentować Polskę, jak myśleć o przyszłości Polski. I myślę, że tego powinniśmy wymagać od ludzi władzy, a z kolei wykonując władzę publiczną, powinniśmy być... właśnie widzieć tę swoją wspólną odpowiedzialność, nawzajem odwoływać się do wspólnej odpowiedzialności, mówię, bo życie na tym świecie trwa krótko, wykonywanie władzy publicznej też trwa krótko, a zostaje to, co wartościowego udało się zrobić czy osiągnąć.

    K.G.: Jeszcze jedno zdanie na koniec, panie marszałku. Dzisiaj prof. Jerzy Szacki w wywiadzie dla Gazety Wyborczej mówi, że to, co wydarzyło się pod Smoleńskiem, głęboko zmienia warunki polskiej polityki. Co pan o tym sądzi?

    M.J.: Myślę, że tak.

    K.G.: Zmienia. Nie że zmieni. Zmienia. Już zmieniło.

    M.J.: Myślę, że tak, myślę, że tak, że ja mam nadzieję przynajmniej, że z tej tragedii nasze państwo wyjdzie... będzie bardziej Rzeczą Pospolitą, wyjdzie bardziej republikańskie, że w większym stopniu będziemy rozumieli powagę życia publicznego. Nie chodzi o to, żeby rozumieć to w sposób koturnowy, ale wartość, że to chodzi o rzeczy naprawdę ważne, dotyczące nas wszystkich. Powagę służby publicznej i odpowiedzialność związaną ze służbą publiczną. I myślę też, że wszyscy z nas, którzy prowadzą działalność polityczną, będą bardziej patrzyli na innych jako na ludzi, których po prostu spotykamy z punktu widzenia wieczności przez chwilę.

    W.M.: I wzajemny szacunek.

    K.G.: Były Marszałek Sejmu Marek Jurek, nasz gość. Dziękujemy bardzo, panie marszałku, za rozmowę.

    M.J.: Dziękuję bardzo.

    (J.M.)