Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 16.08.2008

Jeszcze sporo do wywalczenia

Po wioślarzach na tym samym torze zaczynają kajakarze. Są znani z tego, że albo przywożą worek medali, albo jest źle. Ja liczę na tę pierwszą wersję.
Posłuchaj
  • Robert Sycz
Czytaj także

Wiesław Molak: W naszym studiu Robert Sycz, dwukrotny złoty medalista olimpijski. Dzień dobry, witamy.

Robert Sycz: Dzień dobry.

W.M.: Razem z Tomaszem Kucharskim wywalczył złote medale na Olimpiadzie w Sydney w 2000 roku i w Atenach w wioślarskiej dwójce podwójnej wagi lekkiej. Ale to nie tylko to, bo przecież para też zdobyła dwukrotnie mistrzostwo świata, trzykrotnie wicemistrzostwo i tak dalej, i tak dalej. Jakbyśmy wymieniali wszystkie sukcesy panów, to nie wystarczyłoby nam czasu. No, ale pewnego dnia w gazetach mogliśmy przeczytać: „Szok na torze Malta w Poznaniu, dwukrotni mistrzowie olimpijscy w dwójce podwójnej wagi lekkiej – Robert Sycz i Tomasz Kucharski – nie wezmą udziału w Igrzyskach w Pekinie”. Co się stało?

R.S.: Tak się stało, był ogromny szok, nie udało się zrobić kwalifikacji, odpadliśmy w biegu repasażowym z rywalizacji i w ten sposób zamknęliśmy sobie furtkę do Igrzysk Olimpijskich. No, niestety, niestety, bardzo szkoda, były ogromne nadzieje, były ogromne poświęcenia, trenowaliśmy bardzo dużo, natomiast czegoś zabrakło, coś zostało może źle zrobione i nie udało nam się wywalczyć kwalifikacji.

W.M.: A może to jest tak, że organizmu nie da się oszukać po prostu.

R.S.: Chodzi pewnie o wiek. Jak nie czuję się jeszcze wypalony...

W.M.: Nie chodzi tylko o wiek, ale przecież doskonale znane te wszystkie perturbacje panów i ze zdrowiem, i ze zbijaniem wagi i tak dalej, i tak dalej. To musi się kiedyś odbić na organiźmie wyczynowego sportowca na takim poziomie.

R.S.: Na pewno to się nawarstwia, ale też sądzę, żeby były inne sprawy. Podejrzewam, że gdyby te zawody były tydzień wcześniej, to moglibyśmy wypaść dużo, dużo lepiej i walczyć o miejsce dające kwalifikację. Może gdyby to było trzy tygodnie później, mogłoby by też być inaczej, a akurat tak się złożyło, że w tym okresie, kiedy odbywały się te zawody, byliśmy w bardzo złej dyspozycji.

W.M.: A zdążył pan się już do tego przyzwyczaić, że nie ma pana na Igrzyskach?

R.S.: Tak, ja...

W.M.: ...czy cały czas jest ogromny żal gdzieś tam?

R.S.: Oczywiście, że jest żal, ale przyzwyczaiłem się do tego, przyjąłem to do siebie. Miałem ambicję wystartować jeszcze w Mistrzostwach Europy w tym roku, ale myślę, że nie wystartuję, ponieważ sytuacja rodzinna u mnie się zmieniła.

W.M.: No właśnie, nie zdobędzie pan olimpijskiego złota, no ale jest ogromny sukces, bo urodziła się panu córeczka.

R.S.: Jest ogromna radość i...

W.M.: Serdecznie gratulacje.

R.S.: Dziękuję bardzo.

W.M.: Może nawet ważniejsze od złotego medalu. Na pewno.

R.S.: Na pewno tak, teraz sądzę, że tak. Córka urodziła się troszeczkę za wcześnie. My się śmiejemy z żoną, że bardzo chciała obejrzeć otwarcie Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, ponieważ właśnie urodziła się w dniu otwarcia.

W.M.: Długo w Atenach kamery pokazywały wasze zmęczenie po zdobyciu złotego medalu. My nie zdajemy sobie sprawy, jaki to jest wysiłek. Wydaje nam się, że siedzi dwóch panów w łódce i tak sobie po prostu machają tymi wiosłami. No, już są na mecie.

R.S.: Jest to wysiłek ogromny. W Atenach nawarstwiły się takie rzeczy, jak zbijanie wagi, nawarstwiła się pogoda, ponieważ było bardzo gorąco. No i kolejna rzecz – wysoki poziom przeciwników. Czasy może nie były takie rewelacyjne, ale u nas czasy są tylko wtedy rewelacyjne, kiedy są sprzyjające warunki. Tam warunki były praktycznie bezwietrzne, więc i czasy nie były rekordowe. Natomiast poziom z roku na rok w tej konkurencji jest coraz wyższy i z igrzysk na igrzyska osady są coraz mocniejsze, wiosłują coraz szybciej, tak że te sprawy dały taki efekt, że musieliśmy dać z siebie wszystko, a nawet więcej. Szczególnie Tomek dał z siebie więcej niż mógł, w ostatnich metrach już tylko wkładał wiosła i wyjmował, ale dobrze, że to robił, a nie położył się w łodzi albo nie stracił przytomności.

W.M.: Mówi pan o wynikach, że z roku na rok są coraz lepsze. Teraz na Igrzyskach w Pekinie widać, jak są dobre, chociażby w pływaniu, ale także w innych dyscyplinach. Czy świat nam trochę nie odjechał?

R.S.: W niektórych dyscyplinach na pewno. I tutaj ja ostatnio oglądałem pływaków i wydaje mi się, że polscy pływacy są na tym samym poziomie, na którym byli 4 lata temu, albo jeśli się poprawili, to nieznacznie. Natomiast...

W.M.: Biją nieznacznie te swoje rekordy życiowe, ale to daje im nawet nie miejsce w półfinale.

R.S.: Tak, niestety, odległe miejsca. Tutaj przykład, ostatnio szeroko opisywany przykład Chinki, która wygrała w biegu finałowym, gdzie płynęła Otylia, gdzie zajęła czwarte miejsce, Chinka poprawiła swój rekord życiowy o 4 sekundy w ciągu sezonu. To jest niesamowicie dużo. Oczywiście, są różne opinie na ten temat, w jaki sposób to zostało osiągnięte, ale nie da się ukryć.

W.M.: No właśnie, tutaj znowu ocieramy się o czystość sportu. Niektórzy mówią tak: sport jest czysty , bo są badania antydopingowe bardzo skrupulatnie przeprowadzane, ale inni twierdzą, że takie wyniki i taki poziom, taka poprawa z roku na rok czy w ciągu dwóch lat jest po prostu niemożliwa.

R.S.: No, tutaj ja nie rzucałbym oskarżeń bezpodstawnie, trzeba kogoś złapać...

W.M.: Ale taki wyścig trwa, prawda, między tymi, którzy biorą, i tymi, którzy ich łapią, kto szybszy.

R.S.: Na pewno, na pewno, jest wyścig, oczywiście, że jest wyścig. Świadczy o tym ilość złapanych zawodników. A jest pewnie dużo takich, którym się udaje w jakiś sposób przetrwać przez zawody i jakoś być nie złapanym. Chociaż w Pekinie ta ilość kontroli jest naprawdę bardzo duża i ja się z tego cieszę. Chciałbym, żeby ten sport był bardzo czysty, cały sport olimpijski, żeby nawet wszyscy zawodnicy byli poddawani kontroli.

W.M.: Żeby każdy miał równe szanse, przynajmniej na starcie. Pora teraz na naszą czwórkę podwójną wagi lekkiej.

R.S.: Ogromna niespodzianka, ogromne zaskoczenie. Po Pucharze Świata w Poznaniu, gdzie czwórka zajęła odległe miejsce, zdaje się to było przedostatnie miejsce w zawodach, jak jechali do Pekinu, to pojawiły się takie głosy, że jadą na wycieczkę do Chin. Natomiast biegiem półfinałowym utarli nosa wszystkim tym, którzy w nich nie wierzyli, i pokazali, że naprawdę pojechali walczyć.

W.M.: Jutro finał. Będziemy trzymali kciuki.

R.S.: Tak, jutro finał czwórki, dzisiaj finał, płynie jedynkarka Julia Michalska, która też niespodziewanie dostała się do finału, popłynęła też bieg swojego życia w półfinale i na ostatnich metrach, na finiszu, zakwalifikowała się do szóstki.

W.M.: Wprawdzie została z naszej reprezentacji zdjęta klątwa, bo mamy już dwa medale, jeden srebrny i jeden złoty, ale mówiło się, że tyle pieniędzy wydaliśmy na przygotowania olimpijskie, że olimpijczykom nie brakowało nawet ptasiego mleka, a tymczasem, no, już się pojawiły narzekania: „Coś trzeba zrobić, coś trzeba zmienić, może zmienić strukturę Polskiego Komitetu Olimpijskiego, może tam są niewłaściwi ludzie?”. Takie to polskie, że jeszcze się nie skończyło, a już zaczynamy bardzo, bardzo narzekać i szukać winnych.

R.S.: No tak, tak, tak jest właściwie co cztery lata, kiedy inne państwa zdobywają dużo medali. Polacy tak powolutku zaczynają się rozkręcać. Zawsze winą obarcza się Polski Komitet Olimpijski. Ja tu chciałbym podkreślić, że bardzo niesłusznie, ponieważ PKOl jest tylko organizatorem wyjazdu na Igrzyska i pobytu tam. Jest to instytucja, która nie jest odpowiedzialna za pion szkolenia. Za szkolenie odpowiedzialni są trenerzy, którzy są zatrudniani przez związki, a związki podlegają Ministerstwu Sportu.

W.M.: Mamy dobrych trenerów?

R.S.: Myślę, że mamy dobrych trenerów, ale też mamy wielu bardzo dobrych trenerów, którzy pouciekali za granicę.

W.M.: A mówi się też, że trenerzy polscy są źle opłacani, bo otrzymują 500–600 złotych, że nie szkolą się, no bo niby po co, kiedy i tak więcej pieniędzy się nie dostanie. Mówi się, że pieniądze są nieważne, no ale są bardzo ważne, przynajmniej dla ludzi, którzy poświęcają cały czas swoim podopiecznym.

R.S.: Ja myślę, że pieniądze są dość istotne w sporcie, są dość istotne dla trenerów i zawodników, ponieważ to jest nasz zawód, my z tego żyjemy, utrzymujemy się z tego. I w momencie, kiedy dostawalibyśmy rzeczywiście te 500–600 złotych, to nikt by nie chciał wyjeżdżać na zgrupowania i spędzać te 250 dni poza domem, wszyscy siedzieliby w domach, pracowali i zarabiali na chleb, na rodzinę, a ewentualnie sport uprawiali dla przyjemności, jako hobby. Wszyscy sportowcy, zawodowcy są w jakiś sposób wynagradzani, natomiast są to stosunkowo małe pieniądze w porównaniu do Zachodu, nawet w porównaniu do Rosji.

W.M.: A w pana dyscyplinie sportu? Jakby na przykład pan mógł porównać z pływakami. Czy to są porównywalne pieniądze, czy zupełnie nieporównywalne?

R.S.: Nie wiem, szczerze mówiąc, ile zarabiają pływacy z klubów, jakie mają kontrakty reklamowe, układy sponsorskie. Natomiast jeśli chodzi o stypendia, te oficjalne z Ministerstwa Sportu, to wszystkie dyscypliny mają jednakowe, zbliżone wysokości. Natomiast muszę tu powiedzieć – bardzo ubolewam nad tym, że my jako dwójka, która zdobyła bardzo, bardzo dużo, nie mieliśmy nigdy sponsora. Teraz udało się to czwórce podwójnej. W miarę upływu czasu od pierwszego ich tytułu Mistrza Świata zdobywali sponsorów coraz to większych, coraz to większych, aż w tym roku podpisali umowę sponsorską z jednym z największych browarów polskich. Mają szczęście, bardzo dobrze się stało, może oni przetarli szlaki. Może ja za cztery lata, jak będę chciał wystartować na Igrzyskach w Londynie, może wtedy też uda mi się pozyskać sponsora.

W.M.: Może zmienia się też trochę coś w polskim biznesie. Biznesmeni wreszcie twierdzą, że można na sporcie zarobić i to dobrze.

R.S.: Oby tak było. Ja dokładnie nie wiem, jakie są przepisy, jakie jest prawo podatkowe, jeśli chodzi o sponsoring, nie znam się na tym, natomiast między zawodnikami mówiło się, że biznesmenom nie bardzo się opłacało wydawać pieniądze na sport. Mam nadzieję, że to się zmieni albo że znajdzie się kilku takich zapalonych fanów sportu, którzy będą chcieli jednak te pieniążki poświęcić na tę swoją słabość, czyli na sport.

W.M.: Może znajdą się prawdziwi menedżerowie w polskim sporcie, w związkach, w MKOl–u, którzy załatwią, mówiąc tak...

R.S.: Myślę, że w MKOl–u są dobrzy menedżerowie, to widać po kondycji finansowej PKOl–u, to widać, że PKOl dobrze sobie radzi, natomiast w takim związku, jak Polski Związek Towarzystw Wioślarskich takiego menedżera nie ma i zawodnicy pracują sami na siebie.

W.M.: Pana złote medale to jest dożywotnia emerytura sportowa, prawda? Dla mistrza.

R.S.: Tak, tak, tak.

W.M.: Można zapytać, jak duża jest to kwota?

R.S.: To nie jest tajemnica, to jest regulowane ustawą. Jest to emerytura, którą uzyskuje się po ukończeniu 35 roku życia i jest to wysokość jednej średniej krajowej.

W.M.: A dwa złote medale to się mnoży?

R.S.: Niestety, nie.

W.M.: A ja myślałem, że się mnoży jednak. Pana największe zaskoczenia tych Igrzysk?

R.S.: No, dużym zaskoczeniem był wczorajszy złoty medal w pchnięciu kulą.

W.M.: Naszego kulomiota.

R.S.: Tak. Nie spodziewałem się, że ten zawodnik może sięgnąć po złoto. Wiem, że jest dobrym zawodnikiem, pokazywał się na arenach światowych, natomiast nie spodziewałem się, że będzie to złoto. No i duże zaskoczenie, niestety na minus, to miejsca, które zajmowali nasi pływacy. Liczyłem na to, że i Otylia, i Paweł Korzeniowski jakiś krążek przywiozą.

W.M.: A bohaterowie tych Igrzysk? Michael Phelps? Fenomen?

R.S.: No, jest to nieprzeciętny zawodnik, natomiast są też podobni zawodnicy w dyscyplinach innych, w których nie zdobywa się kilku medali, zdobywa się tylko jeden, niestety, medal, ale są to zawodnicy, którzy będą... sięgnęli bądź będą sięgać już po kolejny medal z kolejnych właśnie Igrzysk Olimpijskich. I dla mnie to jest bardziej fascynujące, że można wygrywać cztery czy pięć olimpiad.

W.M.: A jeszcze jedno pytanie dotyczące polskiej reprezentacji. Co my możemy jeszcze wywalczyć na tych Igrzyskach?

R.S.: Myślę, że sporo. Dopiero dziś i jutro zaczynają się finały wioślarskie. Tam nasza czwórka podwójna będzie walczyć o złoty medal i moje osobiste zdanie jest takie, że powinna to złoto wywalczyć. Po wioślarzach na tym samym torze zaczynają kajakarze. Są znani z tego, że albo przywożą worek medali, albo jest źle. Ja liczę na tę pierwszą wersję, myślę, że wiedzieli, co robią, że przygotowali się dobrze. Liczę też na Mateusza. No i chciałbym bardzo...

W.M.: Szymon Kołecki może?

R.S.: Życzę mu tego z całego serca, tak.

W.M.: (...) On też walczył z kontuzjami przecież prawie już...

R.S.: I z rosyjskimi sędziami.

W.M.: No właśnie. Miał już skończyć uprawianie sportu. „Niekiedy o sukcesie sportowym decyduje szczęśliwe zrządzenie losu, bo obaj panowie – Robert Sycz i Tomasz Kucharski, znakomici wioślarze – trafili na siebie przypadkiem i gdyby nie ten traf, może nigdy ani oni, ani my wszyscy nie dowiedzielibyśmy się, jakie możliwości tkwią w tej dwójce” – takie zdanie o panach przeczytałem.

R.S.: Tak, to było w roku 1997, trafiliśmy do osady początkowo czwórki podwójnej, z której tej czwórki miała być tworzona dwójka. No i dwójka została stworzona. Byłem w niej ja i też Tomek, ale Kucharski, tylko Fiłka. Wystartowaliśmy z Tomkiem Fiłką w Pucharze Świata, zajęliśmy szóste miejsce, było to w Paryżu. Byliśmy bardzo zadowoleni, trener też uważał, że to jest bardzo dobre miejsce i była decyzja, że w tym składzie zostajemy, natomiast, no, taki ślepy los zadecydował, że Tomek musiał wyjechać na wesele, Tomek Fiłka, i wsiedliśmy z Tomkiem Kucharskim, tak żeby nie tracić czasu, żeby zrealizować kilka treningów. Okazało się, że to były decydujące treningi i Tomek Fiłka po powrocie z wesela, no, niestety, musiał przyjąć do wiadomości, że jego miejsce jest już zajęte przez Tomasza, tylko że Kucharskiego.

W.M.: Pozdrawiamy pana Tomasza tego poprzedniego. Robert Sycz gościem Sygnałów Dnia. Trzymamy kciuki za pana córeczkę, trzymamy kciuki za pana, życzymy wielu sukcesów.

R.S.: Dziękuję bardzo.

W.M.: Mamy ogromną nadzieję, że przyjdą jeszcze większe niż były.

(J.M.)