Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 25.08.2008

Sport to dziedzina sztuk pięknych

Jest tutaj dla mnie ważne, żebyśmy z tak wielkim trudem zdobyte medale nie próbowali zbyt szybko wykreślić z pamięci. Trzeba budować na tym, co piękne

Krzysztof Drwal: W Sygnałach Dnia dr Krzysztof Zuchora, wykładowca Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Dzień dobry.

Dr Krzysztof Zuchora: Dzień dobry.

K.D.: To sukces czy porażka?

K.Z.: Dla mnie jest to wielki sukces, ponieważ patrzę na sport oczami pedagoga, a w pedagogice obowiązuje taka zasada, żeby budować na tym, co pozytywne, a nie na tym, co negatywne, żeby bardziej dbać o to, aby krzewić dobro, niż o to, żeby krzewić zło. W związku z tym popatrzmy na te osiągnięcia z perspektywy kulturowej. Odwołując się tutaj do tradycji greckiej. My dokonujemy pewnego wypaczenia podstawowej filozofii sportu. Zresztą dzisiaj w Sygnałach Dnia przed chwilą daliśmy wyraz takiej postawie. Otóż w myśleniu Greków Igrzyska były na początku każdej olimpiady. Po to odbywał się wielki spektakl olimpijski, żeby przez cztery lata było o czym rozprawiać. Natomiast my zamieniamy się trochę w rolę chłopa pańszczyźnianego, który ledwo zebrał zboże, odbyły się dożynki i już pracuje na następną orkę. Już myślimy o tym, co będzie w Londynie, zamiast wykorzystywać te wartości, które zdarzyły się w Pekinie.

K.D.: Czyli dzisiaj rano, myśląc romantycznie, powinniśmy skakać z radości do góry.

K.Z.: No oczywiście, z powodu tych dziesięciu niezwykłych osiągnięć i przede wszystkim powinniśmy okazać szacunek tym, którzy te medale zdobyli, i uczyć się nazwisk naszych bohaterów, no, choćby Agnieszki Wieszczek, gdzie sam przez wiele, wiele dni musiałem sobie nazwisko przypominać, bo jest to fragment naszej historii. I powinniśmy, i od tego jest świat dziennikarski, od tego są ludzie wrażliwi na wartości kulturowe, żebyśmy przez cztery lata odwoływali się do tych sukcesów, a niezależnie od tego prowadzili przygotowania do Igrzysk w Londynie, które – tak jak to wynikało z zakończenia w ostatnim dniu – będą prawdopodobnie wyglądały inaczej, nie będzie to wszystko już w gniazdach stadionu, a prawdopodobnie otworzy się tak jak ten autobus na ulice i prawdopodobnie cały Londyn będzie wielką przestrzenią otwartą na Igrzyska Olimpijskie. Będą to Igrzyska pewnie w stylu, w duchu europejskim, a nie odległe kulturowo jak te w Pekinie, choć ze względu na folklor, na oryginalność, niezwykłą kolorystykę były niezwykłe i takie przejdą do historii.

K.D.: Naprawdę cieszy pana tych 10 medali, tylko 10?

K.Z.: Proszę pana, ja po Igrzyskach w Atenach mówiłem, że każdy medal zdobyty w Pekinie będzie dwa razy trudniejszy i w związku z tym tak trzeba na to patrzeć. Proszę zobaczyć, ile rezultatów, ile medali olimpijskich działo się w przestrzeni nieuchwytnej dla oka, dosłownie nawet tysięcznej części sekundy. Był to niezwykły poziom, nadzwyczajny poziom i na tym nadzwyczajnym poziomie udało nam się wyjść obronną ręką z tarczą, choć inna to jest tarcza, znów tarcza kulturowa, który niczym nam nie grozi, natomiast ożywia pamięć. I to jest tutaj dla mnie ważne, żebyśmy z tak wielkim trudem zdobyte medale – a przecież to podkreślamy – nie próbowali zbyt szybko wykreślić ich z historii, z pamięci. Trzeba budować na tym, co piękne, na tym, co wartościowe, a sport jest taką przestrzenią kulturową, gdzie jest niepewność, tak jak w każdej dziedzinie sztuki, gdzie nie da się wszystkiego z dokładnością buchalteryjną zaplanować, w tym także liczenie medali i liczenie pieniędzy nie przystoi kulturze sportowej.

K.D.: Tomasz Zimoch, nasz specjalny wysłannik do Pekinu, mówił w Wiadomościach Sportowych po ósmej, że polski sport jest słaby, a on dzisiaj ma kaca i wszyscy powinniśmy takiego kaca mieć. Pan ma?

K.Z.: No, szkoda, bo akurat Zimocha znam z innej strony i chcę mu powiedzieć, że nie pojechał tam po to, żeby nas martwić albo zasmucać, tylko pojechał po to, żeby porażkę przekuć w sukces. I na tym polega prawdziwe dziennikarstwo.

K.D.: No to jak właśnie przekuć porażkę w sukces?

K.Z.: No, choćby takie cudowne medale, jak medal w pchnięciu kulą Majewskiego, tak niezwykły medal, jak w skoku gimnastycznym, tak niezwykle piękna, prawie że królewska konkurencja, jak czwórka podwójna wioślarska, tak niezwykłe medale, jak w kolarstwie górskim i tak dalej, i tak dalej. Próbujmy na to patrzeć z tej strony, a okaże się, że zabraknie nam czasu antenowego, żebyśmy potrafili przybliżyć wielką, wielką radość Mai Włoszczowskiej. Zresztą niech pan sobie przypomni, z jaką niezwykłą, no, powiedziałbym taką wrażliwością opowiadał o swoim czwartym miejscu Mateusz Kusznierewicz, który znał Igrzyska i od strony i złotego, i od strony brązowego medalu, ale też był na Igrzyskach, gdzie nie zdobył żadnego medalu i z jaką niezwykłą wartością cenił sobie to czwarte miejsce, znając wartość swoich konkurentów. Tego uczmy się także z Igrzysk Olimpijskich.

K.D.: Nikt pana nie zawiódł w Pekinie?

K.Z.: Jakie to ma, proszę pana, znaczenie dla działacza kultury? A poza tym co to znaczy w sporcie „zawiódł”? Jeżeli nawet w płotkach dziewczyna wyrównuje rekord życiowy, natomiast pozostałe zawodniczki biją swoje rekordy życiowe o sekundę, to tutaj trudno mówić o zawodzie. Niezwykły sukces, niezwykłe przygotowanie, wręcz postawa godna pełnej aprobaty ze strony naszej Otylii Jędrzejczak. Wymuszamy na nią presję, że dziewczyna ze łzami w oczach tłumaczy nam się ze swoich przygotowań olimpijskich. Nie wiem, ile jest osób w Polsce, które potrafiłyby przezwyciężyć takie trudne sytuacje, z jakimi musiała w swoich przygotowaniach olimpijskich zmagać się Otylia Jędrzejczak. To jest potrzebne do wartości sportu i to są wartości, które powinniśmy przenieść do szkoły, bo inaczej ten sport będzie po prostu – tak jak mówię – gazetowy.

K.D.: Nasi słuchacze piszą dzisiaj, że sport szkolny leży. Skoro wywołał pan temat szkoły, co się dzieje na lekcjach wychowania fizycznego? Kim są nauczyciele wuefu?

K.Z.: Jeżeli leży, to trzeba go podnieść. Najpierw na kolana, potem na nogi...

K.D.: Dlaczego leży?

K.Z.: ...czyli trzeba stworzyć warunki, żeby znów... To nie sport szkolny leży, tylko szkoła leży. Dopóki szkoła nie stanie się instytucją przyjazną dla ucznia, gdzie dziecko będzie przychodziło z radością do szkoły, a w tej chwili z badań wynika, że tylko 25% dzieci traktuje szkołę jako obiekt przyjazny, to niczego dobrego nie będzie. No, poza tym trzeba jednak środków. Niewielkich, niedużych środków po to, żeby obudzić pozaszkolne życie sportowe. Bez tego ani nie będzie kultury sportowej, ani nie będzie medali olimpijskich. My to robimy trochę na zasadzie sztucznej. Mamy taką formę państwowo–społeczną i tutaj wielkie nakłady państwowe przekazujemy w ręce działaczy społecznych, a tu, jak się okazuje, nie zawsze są dobrze wykorzystywane.

K.D.: Rząd na razie daje boiska „Orlik”. To już jest jakiś krok.

K.Z.: To jest wielki krok, tylko proszę zobaczyć – najpierw budujemy boiska, a później zastanawiamy się, czy znajdą się pieniądze na przykład dla trenerów, dla instruktorów, tych wszystkich, którzy te boiska ożywią czy wprowadzą pewną kulturę. To nie same boiska stworzą kulturę sportową, to my musimy obudzić w sobie radość dla sportu. I to jest tutaj dla mnie pierwsza taka podstawowa rzecz, zresztą wynikająca z całej kultury olimpijskiej.

Coubertin był przede wszystkim wielkim działaczem pedagogicznym i formułował sport jako nową propozycję dla szkoły. I tam pojawiły się takie dwa warunki, które powinniśmy przy okazji tych Igrzysk zapamiętać i przenieść je nie tylko na boiska sportowe, ale także i na sale lekcyjne, a mianowicie szkoła wtedy będzie nowoczesna, jeżeli spełni dwa warunki: że szkoła będzie odpowiadała dojrzałości biologicznej dziecka, będzie odbywała się przez rozwój, a rozwój będzie się odbywał przez radość. I tutaj sport właśnie ma być tym elementem, który wprowadzi trochę radości i do takiej smutnej, trochę opartej na przymusie, może nawet w znacznym stopniu na przymusie, działalności szkolnej.

K.D.: Sytuacja w związkach sportowych pana nie martwi? W Pekinie, przypomnijmy, wybuchły dwie afery – w szermierce i w kajakach. Kiedyś tak nie było, nie do pomyślenia.

K.Z.: Ale nie zaprzątajmy tym uwagi całego społeczeństwa.

K.D.: A to nie jest ważne?

K.Z.: Naprawdę to są sprawy, które trzeba w mniejszych gronach rozstrzygać, ponieważ mniejsze ponieważ mniejsze grona popełniły...

K.D.: Ale zawodnicy mówili to w mediach, mówili przed kamerami.

K.Z.: Tak, popełniły błędy. Rozdzielmy te dwie rzeczy. Oddajmy prawo do satysfakcji tym, którzy zdobyli medale, mówmy o nich, przypominajmy, twórzmy atmosferę dla sportu szkolnego, a oprócz tego rozwiązujmy te problemy, które są trudne, dramatyczne, bolesne i wtedy będzie łatwiej nam po prostu popatrzeć i na Igrzyska, i na sport, ale także z inną perspektywą oczekiwać na to, co zdarzy się w Londynie.

K.D.: Czyli pana zdaniem błąd popełnili zawodnicy, zawodniczki w szermierce, kajakarze, że ujawniły te sprawy w Pekinie?

K.Z.: Ja nie wiem, czy to jest błąd, bo my patrzymy na to z bardzo odległej przestrzeni, a na to składały się relacje z dziesięciu, z dwunastu lat. To nie jest rzecz, która wybuchła akurat przy okazji Igrzysk w Pekinie i nie był to pewnie...

K.D.: Może to była okazja, żeby Polska to usłyszała?

K.Z.: No, może, to właśnie jest tutaj brzemienne, dramatyczne i czasem taki krzyk również odbywa się i w teatrze, żeby poruszyć sumienie. To jest może trochę taki krzyk Antygony, że oto dzieje się coś w przestrzeni kulturowej, czego nie powinno być.

K.D.: Po Atenach mówił pan, że w Pekinie będziemy liczbę medali mnożyć przez dwa. A w Londynie?

K.Z.: A myślę, że w Londynie poziom jeszcze będzie wyższy. No i tutaj, jak widzimy, są rozmaite strategie, na przykład strategia Jamajki, która ma przewagę nad nami, biegając tylko dystans od 100 do 400 metrów, zdobywając 6 złotych medali olimpijskich. My natomiast zdobywamy medale w 10 rozmaitych dyscyplinach sportu. Do tego dochodzą gry, które właśnie spowodowały, że ekipa w Pekinie była tak liczna. No ale myślę, że tyle napięcia towarzyszyło nam, kiedy oglądaliśmy występy siatkarek, piłkarzy ręcznych, siatkarzy i tu nie było nigdy takiego momentu, czy po wygranym, czy po przegranym meczu, żebyśmy musieli rozstrzygać tak dramatycznie, czy warto było ich wysłać, czy nie. Sądzę, że to było tyle godzin transmisji, tyle godzin niezwykłych napięć, niezwykłych przeżyć, że warto, że tam te drużyny znalazły się.

K.D.: Pekin dzień po w ocenie doktora Krzysztofa Zuchory, wykładowcy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Dziękuję bardzo.

K.Z.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)