Logo Polskiego Radia
Trójka
Michał Przerwa 29.11.2013

Były policjant, który odkrył, że istnieje życie bez adrenaliny

Policjant Robert Ziółkowski pociągnął za spust i zabił człowieka. To zmieniło jego życie. - Ta sytuacja jest dla mnie i dla naszych rodzin traumatyczna. Do dziś toczy się proces w tej sprawie - mówi bohater "Godziny prawdy".
Posłuchaj
  • Były policjant, który odkrył, że istnieje życie bez adrenaliny (Godzina prawdy/Trójka)
Czytaj także

Robert Ziółkowski przez 16 lat służył w policji. Zaczynał od patrolowania ulic, potem był w  dochodzeniówce i wydziale ds. zwalczania przestępstw gospodarczych. Na podstawie swoich doświadczeń napisał dwie książki: "Wściekły pies" i "Łowcy głów".

Wszystkie audycje z cyklu "Godzina prawdy" znajdziesz TU<<<

- Moja przygoda z policją zaczęła się u progu polskich przemian, w styczniu 1993 roku. Wstąpiłem  pełen nadziei i ideałów. Zacząłem pracę, dlatego, że mogłem zrealizować swoją pasję, czyli  służenie ludziom. Być może było to naiwne, ale zwykły człowiek w czasie, gdy dzieje mu się krzywda, przychodzi do policjanta i oczekuje, że ten mu pomoże. I ja też tak chciałem - opowiada Michałowi Olszańskiemu.

Przez ostatnie lata służby w policji Ziółkowski był członkiem specjalnego Zespołu Poszukiwań Celowych. Grupa zajmowała się tropieniem zabójców, gangsterów i handlarzy narkotyków. Zespół zatrzymywał około 100 groźnych bandytów rocznie. Najpierw podobne grupy policyjne zaczęły powstawać z Niemczech. W 2001 roku Polacy wzięli przykład z sąsiadów.

Służba w tej jednostce była pełna adrenaliny. - Jedno z zatrzymań pamiętam szczególnie - opowiada Ziółkowski. - To są sytuacje bardzo dynamiczne. Najczęściej policja łapie ludzi na ulicy, w sklepie, w restauracji. Zbieg może mieć broń. Pamiętam jednego z poszukiwanych, umknął z zasadzki, zrobił przewrotkę, uderzył policjanta w czoło, zabrał mu pistolet i uciekł - dodaje.

Jednak policja nie odpuściła. - Pół roku później weszliśmy do jego domu. Wpadłem do kuchni, on tam był, chwycił nóż, ja wyciągnąłem pistolet, przeładowałem i brakowało dosłownie ułamka sekund, żebym wystrzelił... Zapytałem: będziemy się tu szlachtować przy wszystkich? Odpowiedział mi: wiesz co, masz rację, mam dosyć. I się poddał - mówi Ziółkowski.

Były policjant opowiedział w "Godzinie prawdy" o punkcie zwrotnym swojego życia. Brał udział w zdarzeniu, w którym użył broni. Zginęła jedna osoba zginęła, inna została kaleką. - Sytuacja bardzo  traumatyczna. Teraz trwa proces w tej sprawie - mówi.

- Przez trzy lata byłem zawieszony, dostawałem miesięcznie 1000 złotych pensji, a na utrzymaniu miałem żonę, troje dzieci. Do spłacenia kredyt. Musiałem się czymś zająć, ale nikt nie chciał mi dać pracy. W końcu zlitował się kolega. Dojeżdżałem 70 km do jego tartaku. To było dla mnie zbawienne. - twierdzi były funkcjonariusz.

- To była tak ciężka praca, że nie wiedziałem czy jest poniedziałek czy piątek. To było coś w rodzaju terapii. Po trzech latach wróciłem do policji, ale nie pozwolono mi pracować razem z kolegami. Trafiłem do innej sekcji, miałem się zajmować rzeczami, które mnie niespecjalnie interesowały. Poza tym zobaczyłem, że oprócz pracy w policji są też inne drogi życiowe. Znalazłem siebie i zaakceptowałem życie bez bandytów, karabinów i adrenaliny - kończy Ziółkowski.

"Godzina prawdy" na antenie Trójki w każdy piątek o godz. 12.05.

(mp)