Prezenteizm to wieczna obecność w pracy bez względu na stan zdrowia. Zjawisko to bardzo dobrze znane jest w Stanach Zjednoczonych gdzie obliczono, że kosztuje amerykańską gospodarkę 15 miliardów dolarów rocznie.
Lekkie przeziębienie, kichanie, kasłanie, katar, ból gardła - znamy to wszyscy. W takiej sytuacji mamy dwa wyjścia: albo pójść do łóżka albo do pracy. Wielu wybiera pracę. Tym samym " wyznawców " prezenteizmu przybywa.
Zdaniem psychologa Tomasza Srebrnickiego źródeł prezenteizmu należy szukać w ludzkich priorytetach i ambicjach.
- Mamy taką silną potrzebę osiągnięć, bycia perfekcyjnymi, radzącymi sobie, że choroba w żaden sposób nie mieści się w naszym postrzeganiu siebie. Jedyne co mnie zwalnia z pracy to zemdlenie gdzieś na skrzyżowaniu, zawał serca lub ewentualnie udar - tłumaczy zjawisko psycholog.
Okazuje się jednak, że praca podczas choroby posiada więcej minusów niż plusów.
- Dla pracownika jest to obecność w pracy, czyli zachowany urlop. Dla pracodawcy również jest to korzyść, bo cześć tej pracy jest wykonywanej. Będąc chorym jesteśmy mniej wydajni, mniej generujemy dobra wspólnego, a więc tacy prezenteiści przyczyniają się do mniejszego wytwarzania produktu krajowego brutto.
Witold Wrona z katedry farmako-ekonomi z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego twierdzi, że zjawisko prezenteizmu jest obce Polakom.
Jednak z obserwacji Pawła Sowy, specjalisty do spraw szkoleń biznesowych, wynika zupełnie coś innego.
- To jest obecne szczególnie w korporacjach. Tam, od pewnego szczebla w górę, wręcz nie wypada chorować. Nie wypada brać zbyt często urlopów wypoczynkowych. Wypada natomiast zostawać w pracy - twierdzi szkoleniowiec.
Nie wypada, ale jak mówi stare polskie powiedzenie: "choroba nie wybiera". Dlatego, gdy nie czujemy się najlepiej należy pozostać w domu dla dobra własnego i kolegów z pracy.
Przygotowała Ewa Syta
(mb)