Kradną prace naukowe

- Otrzymuję tygodniowo dwa zgłoszenia o plagiacie prac naukowych - mówi dr Marek Wroński, rzecznik rzetelności naukowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Plagiaty prac to prawdziwa plaga.

Wroński przypomina, że ochroną praw autorskich objęte są całe zdania. A w pracach naukowych są przytaczane całe fragmenty bez podania źródła. - Nawet jeśli zamieści się cytat, a w przypisach określi skąd się go wzięło to też plagiat. Trzeba wyraźnie w tekście napisać kto to wcześniej opublikował - wyjaśnia gość "Sygnałów Dnia". Bo plagiat to przestępstwo, takie jak pospolita kradzież.

Rektor czy kierownik placówki naukowej powinien skierować sprawę do komisji dyscyplinarnej natychmiast, kiedy dostanie informację o plagiacie. Zgłoszenie może być nawet anonimowe. - Często profesor zgłasza, że jego kolega profesor przepisał fragment innej pracy. A robi to anonimowo, bo nie chce psuć sobie kontaktów - mówi Wroński.

Niestety rektorzy niechętnie zgłaszają takie przypadki komisjom dyscyplinarnym, w efekcie czego sprawy się przedawniają. Wroński przypomniał, że w Polsce za plagiat grożą trzy lata więzienia, jednak do tej pory nikt nie został na tyle lat skazany, a sprawy są często umarzane przez prokuratorów ze względu na niską szkodliwość czynu.

W Stanach Zjednoczonych nie ma takiej plagi plagiatów jak w Polsce. Tam samo środowisko naukowe eliminuje takie osoby. Jest też specjalny urząd, który bada rzetelność prac naukowych. - Jeśli ktoś popełnia plagiat, to jest wyrzucany poza nawias społeczności akademickiej - mówi dr Wroński. Placówki naukowe pozbywają się takich pseudonaukowców, bo psują im opinię, a instytuty mogfą nie otrzymać kolejnego grantu finansowego. Bez tych pieniędzy nie będą mogły prowadzić działalności - mówi gość Jedynki Krzysztofowi Grzesiowskiemu.

(ag)