Logo Polskiego Radia
Jedynka
Andrzej Szozda 07.06.2012

Mam zdrowy sen... pełny zapis rozmowy Tomasza Zimocha z Premierem Donaldem Tuskiem

Przeczytaj zapis rozmowy Tomasza Zimocha z Donaldem Tuskiem

Tomasz Zimoch: Lubi pan premier dogrywki w meczu piłkarskim?

Donald Tusk: Dogrywki są prawie bez wyjątku nudnym widowiskiem i są przedsmakiem karnych, więc w jakimś sensie cieszę się, kiedy jest dogrywka po dobrym meczu, ale dlatego, że prawdopodobnie po niej nastąpią karne, a to zawsze jest pod względem emocji taki szczególny moment.

T.Z.: Ale to jednak ważna część meczu piłkarskiego, zwłaszcza w rozgrywkach o europejskie puchary czy też w rozgrywkach mistrzostw Europy, czy też na mistrzostwach świata.

D.T.: Ja jestem tak bardziej wychowany na piłce ligowej, podwórkowej i tam dogrywek nie ma, więc dogrywka jest zawsze też znakiem tego, że to jednak są szczególne rozgrywki. Jest też zapowiedzią, że na końcu przez te nieszczęsne, bardzo ciekawe, ale nieszczęsne karne będzie trochę więcej loterii, a nie faktycznego ugruntowania tej przewagi. Były też, pamiętacie zapewne, dogrywki ze złotym golem i one wydawały się szczególnie bolesne i niesprawiedliwe.

T.Z.: Dogrywka to...

D.T.: Nagła śmierć, było coś takiego, nie?

T.Z.: Złoty gol, srebrny gol, rzuty karne, ale Dogrywka to w Programie 1 Polskiego Radia, w którym staramy się mówić o Euro, ale nie tylko, że ktoś wygrał, ktoś przegrał, ktoś awansował, chcemy Euro przedstawiać także jako wielkie zjawisko, także zjawisko społeczne, zjawisko socjologiczne. Dzisiaj gościem Dogrywki jest pan premier Donald Tusk.

D.T.: Dzień dobry.

T.Z.: Czuje pan emocje?

D.T.: No jasne. Ja mam szczególne powody, tak sądzę, żyć w ciągłym stresie i takim niepokoju i napięciu, no bo czuję się jakoś tam współodpowiedzialny, znaczy mniej może za wyniki drużyny, bo tego bym... tego napięcia bym pewnie nie zniósł, jestem pełen podziwu dla piłkarzy i dla Franciszka Smudy, że jeszcze żyją przy tak dużych oczekiwaniach, przy takiej presji, ale czuję się współodpowiedzialny za to, żeby było wszystko w jak najlepszym porządku, jeśli chodzi o organizację, i żeby to, na co wszyscy tak narzekaliśmy, że może nie damy rady, że z tym nie zdążymy, żeby to jednak jakoś się dopięło. I także przesadziłbym, gdybym powiedział, że nie śpię po nocach, bo mam zdrowy sen od zawsze, ale śni mi się po nocach Euro.

T.Z.: Jesteśmy gotowi? Jesteśmy przygotowani?

D.T.: Człowiek, państwo, rodzina – nigdy nie jesteśmy przygotowani w stu procentach na ważne zdarzenia, szczególnie tak duże, na tak wielowątkowe wydarzenia, jak Euro. Życie zawsze przynosi niespodzianki. Ale to, co leżało w możliwościach Polaków, jak sądzę, wykonaliśmy dobrze. Zresztą odczuwam trochę może późno, ale taką gorzką satysfakcję, że oceny tego, jak jesteśmy przygotowani, które wygłaszają zagraniczni komentatorzy, piłkarze innych drużyn, które przyjechały do Polski, trenerzy, politycy, to wszystko, co jest za granicą, mówi o tym raczej z podziwem, uznaniem, a niektórzy nawet z zazdrością, tylko my jesteśmy jakoś tak nadzwyczaj krytyczni. Ale tak chyba już mamy, więc może to i dobrze, bo to nie można... nie można nigdy w Polsce spocząć.

T.Z.: Panie premierze, być może nie jesteśmy my, Polacy, do końca przygotowani i do końca zdajemy sobie sprawę, jaką wielką imprezę organizujemy, współorganizujemy z Ukrainą.

D.T.: No tak, to jest rzeczywiście pierwsza tego typu impreza. Nieprzypadkowo ci ludzie, którzy znają się na sporcie mówią, że jednak po olimpiadzie i po mundialu to jest trzecia co do znaczenia, co do wagi globalnej impreza sportowa i pamiętamy, że robimy to razem z Ukrainą. Ja zresztą wszystkim malkontentom, znaczy tym, którzy marudzą na temat Ukrainy, zawsze przypominam, że tak Bogiem a prawdą to Ukraina bardziej wywalczyła te mistrzostwa dla naszych obu krajów i że trzeba to zachować w takiej wdzięcznej pamięci, nawet jeśli dzisiaj mamy poczucie, że po drugiej stronie granicy nie wszystko jest w porządku, ale nie powinniśmy się wywyższać, bo nie mielibyśmy tych mistrzostw, gdyby nie współpraca i inicjatywa ukraińska.

Czy nas to przerośnie? Ja jestem przekonany, że damy sobie radę, chociaż oczywiście jako debiutanci na pewno nie unikniemy błędów, ale idę o zakład, że ci wszyscy, którzy przyjadą do Polski na te mistrzostwa, będą mieli wrażenia bogatsze, takie pełniejsze i radośniejsze niż choćby ze Szwajcarii i Austrii. Może właśnie dlatego, że my nie jesteśmy zepsuci, nie jesteśmy zdemoralizowani i że dla nas to jest wyjątkowe święto. Więc to było już widać po tym, jak powitaliśmy piłkarzy z różnych stron Europy, i ta serdeczność przekroczyła wszystkie granice. Nawet ci, z którymi mamy taką piłkarską kosę od lat i mamy taką złość, bo nigdy nie wygraliśmy, czyli Niemcy, doczekali się pierwszego w historii niemieckiej piłki treningu przy 11 tysiącach ludzi, którzy śpiewają Sto lat! Lucasowi Podolskiemu. Tak że wydaje mi się, że już w tej chwili większość naszych gości myśli sobie: no, to jest coś wyjątkowego to polskie Euro.

T.Z.: Ja jestem w życiu często przekorny i aż mnie korci, by założyć się z premierem Polski, ale tutaj nie będę się zakładał, bo ja mam podobne zdanie, że do nas nawet chyba nie dociera to, co się dzieje, właśnie jaki tu jest klimat, a dopiero sami zdajemy sobie sprawę, jak słyszymy takie opinie. Przywitanie Hiszpanów, słynny Manolo, jeden z najsłynniejszych kibiców świata, mówi: coś nieprawdopodobnego, ja jestem od kilku godzin, a wyczuwam tutaj nieprawdopodobną wręcz atmosferę.

D.T.: No tak, jak w niedzielę byłem z moją rodziną w Sopocie, to byłem zaskoczony, że prywatnie ludzie wywieszają oczywiście polskie flagi w oknach, ale też hiszpańskie. Więc to... I to bez żadnego nakazu, bez żadnych administracyjnych wymysłów. Więc Hiszpanie rzeczywiście są bardzo gorąco oczekiwani w Trójmieście i podejrzewam, że jak będą grali w Gdańsku na PGE Arena, to aż się zdziwią, że wszyscy bez wyjątku będą... czy prawie wszyscy będą im kibicować.

T.Z.: Ale pan też w pewnym momencie, panie premierze, z pewną rezerwą mówił o Euro, bo mnie nawet zdziwiła taka pana wypowiedź, że gdyby to od pana zależało i gdyby każdy zdawał sobie sprawę, co nas czeka i co musimy przygotować, na co musimy się przygotować, to nie walczyłbym o Euro. Pan, wielki kibic piłkarski?

D.T.: Co innego ta wielka radość każdego kibica i każdego Polaka, że mamy tak ważną imprezę w Polsce, a co innego odpowiedzialne podjęcie wyzwania, na tyle odpowiedzialne, że to jest wyzwanie w imieniu całego jakby kontynentu, to nie jest tylko nasza sprawa. I jeszcze przez długie, długie lata Polacy będą pytali, czy stać nas było na Euro. Bo co do tego, że warto mieć wielkie imprezy, już teraz też cieszymy się, znaczy myślimy wszyscy o Euro, ale ja też już się cieszę na mistrzostwa świata w siatkówce na przykład, to będzie też na pewno wielkie wydarzenie i mam nadzieję, że ten pomysł, ta idea, żeby rozegrać właśnie na Stadionie Narodowym mecz siatkówki, a więc rozegrać siatkówkę przy największej widowni w historii w ogóle świata, to też będzie wielka rzecz. Ale ponieważ to jest pierwszy raz, to znaczy to wymagało wielkich inwestycji i o ile te inwestycje w lotniska, w drogi i tak musielibyśmy zrobić, więc to jest okay, ale inwestycje w stadiony będą zawsze opatrzone wielkim znakiem zapytania, tym bardziej jeśli te stadiony nie będą miały dobrych drużyn, które będą ściągały po kilkadziesiąt tysięcy ludzi na widownię.

Więc ja przeciwko sobie, przeciwko swojej naturze kibica każdego dnia zastanawiam się, czy te publiczne środki (mówię o publicznych, o pieniądzach podatników), czy one nie powinny być zainwestowane w co innego. I na pewno jest kilka rzeczy ważniejszych, powiem otwarcie, niż stadiony, ale... Z tym, że kiedy zostałem premierem polskiego rządu, to byliśmy już po wszystkich decyzjach i trzeba było zrobić wszystko, żeby przynajmniej część tych zadań, jakie Euro nakłada, zrobić. I wydaje mi się, że część się udało całkiem nieźle.

T.Z.: Jak przekonać w tych kilkunastu godzinach, kilkudziesięciu jeszcze godzinach do rozpoczęcia mistrzostw tych, co marudzą, tych polskich typowych malkontentów, że to są trzy tygodnie czegoś fajnego, fajnej zabawy, fajnej imprezy sportowej, czegoś naprawdę niezwykłego w dziejach Polski?

D.T.: Nie no, słuchajcie, energii jest ograniczona ilość, to znaczy jeśli będziemy się teraz koncentrowali na tych na szczęście nielicznych wampirach energetycznych, których trzeba przekonywać, pieścić, no to zabraknie nam energii tej dobrej do wspierania piłkarzy. Więc ja bym raczej proponował machnąć ręką na tych, którzy marudzą, i całą tę pozytywną energię, jaką mamy w sobie, jakoś tak przekazać piłkarzom.

T.Z.: Pójdą za nami. A dlaczego nie udało się wokół Euro złączyć polityków, tak jak zrobiono to w Portugalii, kiedy ta organizowała mistrzostwa Europy osiem lat temu?

D.T.: Nie jest tak źle, bo poza jednym właściwie wyjątkiem wszyscy są bardzo tak pozytywnie do siebie też nastawieni i ten treuga Dei – pokój Boży czy olimpijski pokój on właściwie stał się faktem, zresztą może nie dlatego, że politycy mieli taką intencję, tylko dlatego, że ludzie by nie wybaczyli tym, którzy by chcieli zniszczyć nam to święto i którzy by chcieli narazić też wizerunek Polski, reputację Polski, bo poza wszystkim to jest też kilkadziesiąt dni kapitalnej reklamy dla Polski, jeśli oczywiście temu zadaniu sprostamy, więc... Ale ja też bym nie przesadzał, bo nigdzie na świecie politycy, którzy ze sobą konkurują, nie przepadają za sobą. Więc jak na polskie standardy, jak na temperament niektórych polityków, i tak ich zachowanie jest... może z wyjątkiem jednego wybitnego w przeszłości bramkarza, to wszyscy pozostali jakoś dają radę.

T.Z.: Jestem zwolennikiem tego, żeby polityka żyła sobie odrębnym nurtem, sport odrębnym, ale historia mistrzostw Europy w piłce nożnej zna jednak przypadki, gdy polityka dość mocno wkraczała na stadiony...

D.T.: Przepraszam, panu łatwo powiedzieć, ale co ja mam zrobić? Znaczy nie... Musiałbym zaryzykować rozpad osobowości, no bo polityka i piłka nożna to są dla mnie jakby dwie, no, dzisiaj na pewno równorzędne sprawy. Więc ja nie mam takiego komfortu, żeby to rozdzielić, bo bym się rozpadł na dwie, jak to mówią, równe połowy.

T.Z.: W pierwszym turnieju generał Franco jeszcze przed turniejem finałowym nie pozwolił, by drużyna Hiszpanii pojechała do Moskwy na mecz. Wtedy ówczesnej drużynie Związku Radzieckiego przyznano walkower. W 92 roku sankcje ONZ, wycofana reprezentacja Jugosławii, na jej miejsce Dania, która zaszokowała Europę. Unikniemy jednak tematu politycznego przy tym Euro, jeśli chodzi o Ukrainę?

D.T.: Możemy wymieniać wszystkie turnieje – czy Euro, czy przede wszystkim mundiale – i zawsze będzie jakiś kontekst polityczny, czy olimpiady, bo to będzie i Los Angeles, i Pekin, i... No, dla mnie też zagadką polityczną są mistrzostwa świata w piłce nożnej w Katarze. Dobrze pamiętam?

T.Z.: [potwierdza]

D.T.: Jakie są powody, dla których tam odbędą się mistrzostwa. Pamiętam bardzo dobrze 82 rok i też taką swoistą emocjonalną schizofrenię, bo byliśmy wtedy bardzo przygnębieni, początek stanu wojennego i ja miałem też osobiste powody, rodzinne, bo to był bardzo ciężki dla nas czas, a równocześnie rozpierało mnie absolutnie szczęście po meczu Polska-Peru, jak po pierwszej połowie kompletnie już taki przygnieciony i załamany, a w drugiej połowie byłem jednym z najszczęśliwszych ludzi na Ziemi, mimo że wszystko wokół kazało być smutnym czy przygnębionym. Więc ta polityka w sporcie i sport w polityce to są rzeczy nierozłączne. Nawet jak przypominamy sobie na przykład mistrzostwo świata w Argentynie – myśmy nie byli na to za bardzo wrażliwi, ale dzisiaj wiemy, kim był, nie wiem, prezydent Videla i co znaczył dla Argentyny w złym tego słowa znaczeniu ten sojusz piłki i polityki. I tak można by moim zdaniem bez końca. Ponieważ, jak słusznie zauważyli przed nami najwybitniejsi ludzie, mówiąc, że piłka nożna jest...Niektórzy uważają, że piłka nożna jest dużo ważniejsza od polityki, wojny i miłości, że jest na samym szczycie ważnych spraw, niektórzy – tak jak właśnie Papież, mi się te słowa bardzo podobały, że z najmniej ważnych rzeczy piłka nożna jest rzeczą najważniejszą, więc siłą rzeczy, ponieważ stała się substytutem życia, czasami substytutem wojny, czasami polityki, więc nie dziwmy się, że te dwie sfery nachodzą na siebie.

T.Z.: Niektórzy wręcz mówią, że najpiękniejsze na świecie to właśnie piłka nożna i kobiety. Coś w tym jest chyba.

D.T.: Kobiety są zdecydowanie piękniejsze od piłki nożnej, ale piłka nożna ma różne inne zalety poza urodą, że tak powiem, których... Znaczy każdy, kto siedział w szatni piłkarskiej po meczu, wie, że to nie jest piękne, ale jest jednak fascynujące.

T.Z.: Ma pan dosyć pytań: zdążymy, nie zdążymy, zdążyliśmy, autostrada nas połączy? Przecież sama organizacja tych mistrzostw jest taką „autostradą” w przenośni między Polską a Europą.

D.T.: Ja siłą rzeczy muszą mieć trochę dłuższą perspektywę, to znaczy Euro 2012 jest rzeczą bardzo ważną, skończy się Euro 2012 i będziemy dalej musieli do czegoś zdążyć. I Polska musi zdążyć do czegoś, co de facto nie ma finału, nie ma zakończenia, to znaczy musimy się zawsze już spieszyć, bo inaczej inni uciekną. I dlatego ja nie mam takiego momentu zawahania czy niepokoju: psiakość, nie zdążyliśmy, bo ja wiem, że za miesiąc, za dwa, za pięć będzie trzeba znowu z czymś zdążyć, a te gigantyczne przedsięwzięcia infrastrukturalne, nawet jeśli tak złoszczą niektórych, że zamiast gotowych mostów czy dróg, są ciągle wykopy czy... Ale ja już zauważyłem, że bardzo wielu Polaków cieszy się też z tego, że widzi, że to jednak rośnie, nawet jeśli nie w takim tempie, w jakim byśmy chcieli. Chociaż ja pamiętam po zjednoczeniu Niemiec, kiedy się jechało np. do Berlina i Berlin stał się takim wielkim placem budowy, to myśmy z taką zazdrością to komentowali: zobaczcie, tam niby to brzydkie, bo wszystko jest wykopane i rozkopane, ale ja tak marzyłem o tym, żeby Polska tak wyglądała. I dzisiaj tak wygląda. Więc za kilka lat będzie też wyglądała jak te najpiękniejsze fragmenty Europy.

T.Z.: Panie premierze, to był mecz, bo kibicowaliśmy, właśnie zdążymy, to było też coś takiego, co spotykamy...

D.T.: No, ja więcej gwizdów słyszałem, to jest nie przesadzajcie, znaczy to... tam takiego skandowania: Tusk! Tusk! nie było słychać, raczej...

T.Z.: Ale mecz piłkarski to nie suma w kościele, prawda?

D.T.: Ale ja też nie mam żalu do tego...

T.Z.: Na meczu też się gwiżdże.

D.T.: Oczywiście, ja też bardzo dobrze gwiżdżę na palcach, nauczyłem się na Lechii jako dziecko, więc to jest jedna z tych umiejętności, które mam wspólnie ze wszystkimi rodakami, gwizdać potrafimy znakomicie.

T.Z.: Zazdrość a zawiść w życiu, także w życiu sportowca, to zupełnie dwa odmienne bieguny. A tak aż korci mnie zapytać: czy pan zazdrości, czy pan zazdrości naszym piłkarzom, że są w hajacie, że oni jutro rozpoczną te mistrzostwa i że w tej dwudziestotrzyosobowej grupie chciałoby się, by był taki piłkarz z numerem 10, a z tyłu na koszulce miał cztery litery: Tusk.

D.T.: Te „cztery litery” zabrzmiało dwuznacznie, tak że trzeba uważać. Niestety, ta dwuznaczność jest chyba dość adekwatna do moich możliwości piłkarskich. Więc nie, ja już jednak mam 55 lat, więc złudzenia co do moich możliwości sportowych rozwiały się gdzieś trzydzieści lat temu takich wyczynowych, ale oczywiście odczuwam i zazdrość, i zawiść, i wszystkie najgorsze uczucia. Pamiętam taki ból jako dziecko jeszcze, to był, nie wiem, szósta, siódma klasa szkoły podstawowej, jako dwunastolatek próbowałem zostać bramkarzem w Lechii Gdańsk i już po kilku tygodniach widziałem, co inni równolwatkowie potrafią. Taki był dość wybitny bramkarz później Lechii, ŁKS-u, nawet kadrowicz Leszek Kwaśniewicz, który tego samego dnia, mój rówieśnik, przyszedł do Lechii. Ja po kilku dniach widziałem, że właściwie gdzie ja startuję. Próbowałem w koszykówkę, to po pół roku trener powiedział bardzo mocnym jednym słowem, nie będę powtarzał na antenie, żebym sobie poszedł do domu, mniej więcej tak to powiedział, tylko trochę mocniej, bo raczej już nie urosnę. No więc ja mam powody, żeby zazdrościć siły, szybkości, wzrostu w zależności od dyscypliny sportowej, bo sam nigdy dobrym sportowcem, a co było moim rzeczywiście wielkim marzeniem, nie zostałem. Ale za to jestem długowiecznym sportowcem-amatorem, to też ma swoje zalety.

T.Z.: Dobra atmosfera w drużynie, kiedy pan jako premier zobaczył tych chłopaków, zobaczył trenera?

D.T.: Wyczuwało się pozytywne, ale napięcie, znaczy to rzeczywiście jest wielka sprawa. Ja bardzo dobrze i długo znam Franciszka Smudę, od lat się przyjaźnimy i wspieramy na różne sposoby, więc dobrze wiem, co on czuje, tym bardziej że on przechodzi trochę też taką drogę przez mękę, mamy...

T.Z.: On cierpi, bardzo.

D.T.: Tak też, kiedy rozmawialiśmy chwilę dłużej z trenerem Smudą, to sobie uświadomiliśmy, że mamy podobne jakby przygody i podobne powody, żeby czasami właśnie nie spać. Ale to mi też dało jakby takie prawo, jak sądzę, żeby powiedzieć i trenerowi, i wszystkim piłkarzom, żeby nie przejmowali się za bardzo ani tą presją, ani tym, że przez wiele miesięcy byli czasami wykpiwani, że nie mieli poczucia wsparcia, że jak przychodzi ten moment taki, jakim jest już samo Euro, to odczują tak wielkie wsparcie u wszystkich. I moim zdaniem to jest fakt, że... i oni też to już czuli, widziałem też na twarzach więcej pewności siebie. To, czego zawsze nam najbardziej brakowało, znaczy że my tak wychodzimy i jakoś to będzie, wstydu nie ma, a w twarzach tych piłkarzy... Chciałem powiedzieć: tych chłopców, ale nie wybaczyliby, bo sportowcy nie tolerują takich zdrobnień. Tych mężczyzn, widać było coś... nie taką niepewność plus brawurę, tylko taką pewność siebie, jaką się widzi często na twarzach piłkarzy holenderskich, niemieckich czy angielskich, a u nas często tego brakowało. Chyba są rzeczywiście, i mają wiele powodów do tego, żeby czuć się pewnymi swojej wartości. I nie widziałem, żeby im się nogi trzęsły. Tak że to jest bardzo ważne. Ale jak będzie, nie wiemy.

T.Z.: Pan był przed południem u polskich piłkarzy. Angela Merkel, kanclerz Niemiec, przyleciała specjalnie, by zjeść kolację z piłkarzami niemieckimi. Nikogo to już nie dziwi.

D.T.: No tak, to... znaczy to tylko pokazuje, jak piłka jest rzeczywiście ważną rzeczą i... Chociaż oczywiście politycy nie powinni przesadzać, ja dlatego... ja nic nie jadłem, bo nie chciałem wkraczać w dietetyczne jakieś rygory piłkarzy, głupio by wyglądało, gdybym ja jadł, a oni już byli przecież po śniadaniu. Więc stanęło na soku grejpfrutowym. Ale umówiliśmy się, że kto wie, jak już dobrze pójdzie, to może się spotkamy na urodzinach jeszcze nie ósmego, Kamil Grosicki ma urodziny 8 czerwca...

T.Z.: Dziewiątego ma Marcin...

D.T.: Dziewiątego ma Wasyl, no ale ustaliliśmy, że to nie czas na balowanie. Ale 22 czerwca urodziny ma Smuda.

T.Z.: O, i może być wtedy ciekawie.

D.T.: I tam już może być rzeczywiście powód i to powód, daj Boże, w Gdańsku do świętowania, czyli po ćwierćfinale.

T.Z.: I na przykład mecz z Niemcami. Z panią kanclerz Angelą Merkel rozmawia pan często o piłce nożnej?

D.T.: Nie, przesada by to była, znaczy to nie jest taki jej reklamowy slogan. Ona rzeczywiście piłką się interesuje, miałem okazję ją obserwować, np. mieliśmy posiedzenie Rady Europejskiej w trakcie chyba poprzednich mistrzostw Europy, jeśli dobrze pamiętam, to ona wychodziła co pięć minut z tego posiedzenia, nieważne, czy to był moment kluczowy dla Rady Europejskiej, czy... i tam do sali bocznej, gdzie telewizor, i bardzo przeżywała mecze swojej reprezentacji. I zna się na piłce. Ale moim stałym rozmówcą na temat piłki jest Wiktor Orban, on sam piłkarz i mamy podobne losy, to znaczy jesteśmy... znaczy my bardzo kochamy piłkę, piłka nas mniej kochała, więc mamy obaj identyczne podejście do tej niepełnej miłości i też będzie na inauguracji. Jest kilku premierów takich zawziętych piłkarzy, premier Fico, Słowak, też dobrze grał w piłkę, kiedyś strzelił nam bramkę, kiedy graliśmy w drużynach parlamentarnych przeciwko sobie.

T.Z.: To jest z kim rozmawiać...

D.T.: Jest, jest.

T.Z.: ...o piłce nożnej. A protokół dyplomatyczny pozwala, by premier w czasie meczu, w czasie mistrzostw Europy, bo ja się tak zastanawiam, jak pan... Ja panu zazdroszczę, że pan premier będzie mógł oglądać mecz, taki mecz w Polsce, mistrzostwa, czy pan będzie...

D.T.: Eksplodował?

T.Z.: ...w tym wirze emocji, wirze szaleństwa, czy pan na przykład powie: panie Hiszpan, kończ pan ten mecz, jeżeli będziemy z Grekami prowadzili? Czy to wypada, czy...

D.T.: Znaczy ja wiem, czego już nie wypada mówić, po tym, jak szczerze, emocjonalnie skomentowałem sędziowanie sędziego Webba...

T.Z.: O to też chciałem zapytać za chwilę.

D.T.: I tak nawet myślę, że po mistrzostwach muszę się z nim jakoś umówić, żeby do końca wyjaśnić tę... Moim zdaniem to nieporozumienie wynikające z...

T.Z.: Z emocji.

D.T.: Nie, bo też z różnego traktowania przez oba języki tego słowa, którego wówczas użyłem. W Polsce to jednak nie jest groźba bezpośrednia, przecież często do bliskich mówimy: oj, zabiję ciebie, tak? Ale nie jest to przecież zamiar mordu. Ale ja muszę uważać, rzecz jasna, na swoje zachowanie z oczywistych względów. Kiedyś się złapałem na tym... Byłem w niedzielę na meczu ligowym mojej ukochanej Lechii i akurat kamera uznała za interesujące przez dłuższą chwilę zatrzymać się na ruchu moich ust, a nie wyszła jedna akcja Lechii i później się źle czułem, bo mniej więcej to powiedziałem, co piłkarz, kiedy przestrzeli, no, znacie te słowa.

T.Z.: To trzeba korzystać z doświadczeń Murinho...

D.T.: I zasłaniać usta wtedy.

T.Z.: ...i zasłaniać usta wtedy już nikt nie dostrzeże, co też pan premier chciał powiedzieć.

D.T.: Tego psiakość na przykład.

T.Z.: Na przykład. Ale emocje są duże, przecież tego nie można...

D.T.: A ja sobie tak właśnie mówię, jeszcze dzisiaj rano tak sobie właśnie... usiłowałem sam siebie przekonać: pamiętaj, nie jesteś tylko kibicem, jednak jesteś urzędową osobą, będą inni premierzy, prezydenci, zachowuj się tak jak wypada premierowi, a nie kibicowi. I podejrzewam, że do pierwszego gwizdka będę to sobie powtarzał i będę przekonany, że damy radę. No i myślę, że w drugiej minucie wszystko pęknie.

T.Z.: No właśnie, i oby to były dobre takie emocje. Skąd ta miłość do piłki nożnej u premiera Donalda Tuska? Albo inaczej: u chłopca, który gdzieś wyrastał na podwórkach?

D.T.: Myśmy wszyscy z tych moich roczników kochali piłkę, między innymi dlatego, że nie było alternatywy. Tak że dzisiaj, kiedy patrzę na moje dzieci, a coraz częściej na mojego wnuka, no to widząc jakby ogrom alternatyw, rozumiem, że sport nie musi być wszystkim. Dla nas sport był, ten amatorski, czysto podwórkowy, był wszystkim, przez długie lata po szkole rzucało się tornister, wychodziło się i grało się do ciemności czymkolwiek, gdziekolwiek, a w czasie wakacji pamiętam... znaczy mecze... no mecze, tak można powiedzieć, które trwały 8-10 godzin, znaczy cały dzień od rana do wieczora. I nieważne było, że piłka była źle zszyta, więc ten balon wystawał z jakiejś... jednej strony, że bramka przez nas odbudowywana co 2-3 tygodnie ciągle się przewracała, ale... Więc było dla nas... dla mnie... znaczy to było życie, to nie było jedno z zajęć, to nie było hobby między grą na gitarze, językiem angielskim, jeszcze piłka nożna i... tylko to było wszystko, co mieliśmy, i dlatego... Więc ja nie jestem tutaj na pewno żadnym unikatem.

Natomiast to, co mnie zastanawia, dlaczego u nas w Polsce ciągle tak wielu ludzi tę pasję gubi z upływem lat, bo naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pięćdziesięciolatkowie plus grali, biegali. Nie mówię o jakichś drogich sportach, bo czasami niektórzy stukają się w głowę i mówią: o, jego stać na to albo... Nieprawda, każdego stać na to, żeby biegać wokół bloku czy żeby zmontować... Ja mam drużynę, do dzisiaj gramy mniej więcej moich rówieśników i staramy się w każdą niedzielę znaleźć czas, żeby kopać piłkę.

T.Z.: Mamy niezłą drużynę w Polskim Radiu, to może zagramy taki mecz, panie premierze?

D.T.: No, jeśli nie będziecie wynajmowali zawodowców, bo czasami gramy z przeciwnikami... jakaś rada miasta albo...

T.Z.: Którzy podkopują...

D.T.: ...i na końcu się okazuje, że tam raczej dwudziestotrzyletni asystenci z udami jak kolumny greckie i z przeszłością świeżą trzecioligową, no to wtedy nam łatwo łomot sprawić. Ale jeśli uczciwie zmontujecie zespół naprawdę z radiowców, to ja chętnie poproszę moich przyjaciół posłów i zrobimy wyłącznie drużynę poselską i sprawimy wam lanie.

T.Z.: Panie premierze, proszę spojrzeć na mnie: uczciwie mówię, uczciwie będziemy grali, legitymacje do sprawdzenia, rozumiem, że jesteśmy na taki mecz umówieni.

D.T.: Tak jest.

T.Z.: Wspomniał pan, że chciał być pan bramkarzem. To kiedy pan dorastał, to Lew Jaszyn to była postać taka wielka, czapeczka, ręce ogromne...

D.T.: Aż tak stary nie jestem, znaczy jak dorastałem, powiedziałbym, że Lwa Jaszyna pamiętam tak na serio z własnego doświadczenia jako oglądacz dopiero z meczu... no, fakt faktem, że ja mieszkałem w... myśmy byli bardzo skromną, ubogą rodziną, więc telewizor pojawił się późno, więc z tą piłką światową czy europejską siłą rzeczy kontakt był opóźniony i pamiętam pierwszy i ostatni zarazem mecz, który widziałem w telewizji z udziałem Lwa Jaszyna, to był ten mecz, który bardziej pamiętam ze względu na udział Zygmunta Anczoka, czyli pożegnalny mecz. Ale pamiętam jak dziś to niezwykłe podniecenie i w telewizorze, i u mnie w domu, u mojego... Mój tata był bardzo taki właśnie rozemocjonowany, że właśnie Polak znalazł się w drużynie światowych gwiazd.

T.Z.: Bramkarze w historii mistrzostw Europy odgrywali ważne role, choćby Niemiec „Sepp” Maier. Ale właśnie, jeżeli już przywołałem Maiera, to pamięta pan chyba mistrzostwa w 1976 roku, dogrywka decydowała o mistrzostwie, w dogrywce bez goli był nadal remis między Czechosłowacją a Niemcami, no i rzuty karne. Hennes się pomylił, jedyny w reprezentacji Niemiec. Czesi czy piłkarze czechosłowaccy strzelili bezbłędnie i piłkę ustawi Antonin Panenka, no to przeszło do historii.

D.T.: Tak jest. Chociaż później widzieliśmy tego typu sztuczek przy wykonywaniu rzutu karnego, no, setki, ale może też dla nas takie ważne, bo i nazwisko takie charakterystyczne, ale rzeczywiście do dzisiaj niektórzy amatorzy, kiedy wykonują rzut karny, to mówią: spróbuję tak jak Panenka i...

T.Z.: A pan próbował?

D.T.: Mi tak strzał jak Panenki wychodził tylko wtedy, kiedy chciałem z całej siły walnąć w okno, to wtedy wychodziło mi dokładnie coś odwrotnego.

T.Z.: Przypomnijmy tym słuchaczom, którzy nie pamiętają, że Panenka w takiej chwili, kiedy...

D.T.: Nie no, wszyscy muszą pamiętać.

T.Z.: ...kiedy decydował się tytuł Mistrza Europy, on właściwie tę piłeczkę tylko dotknął, on ją podciął, wpadła w sam środek bramki, a Maier leżał w lewym rogu. Mistrzostwa Europy, piękna impreza. Niektórzy nawet twierdzą, że to jest impreza bardziej wartościowo-sportowo-piłkarska niż mistrzostwa świata, choćby rok 80, mistrzostwa pierwszy raz zorganizowane przez dwa kraje: Belgia, Holandia, taki półfinał Holandia-Włochy, rzuty karne też decydowały, (...) który zastąpił Buffona, bo ten złamał rękę, Holendrzy nie strzelili dwóch karnych, 50 tysięcy ludzi na stadionie w Amsterdamie, później rzuty karne, no, fantastyczne mecze. Tym właśnie żyjemy...

D.T.: Na ulicach też parę ciekawych rzeczy się wtedy zdarzyło.

T.Z.: Też się dzieje, zwłaszcza w Amsterdamie. A które mistrzostwa, który mecz, właśnie jeśli chodzi o mistrzostwa Europy, tak pan wspomina? Będzie pan pewnie dopiero wspominał.

D.T.: Przez to, że... Właśnie, przez to, że Polska nie uczestniczyła poza mistrzostwami w Austrii i Szwajcarii w mistrzostwach Europy, to siłą rzeczy w pamięci... Wiele meczów pamiętam, ale żeby któryś mnie szczególnie rozemocjonował, to skłamałbym, może dlatego, że właśnie oglądaliśmy te mecze jednak z jakimś dystansem. To Holandia-Związek Radziecki, Marco van Basten z narożnika pola karnego...

T.Z.: Ależ to była bramka! Rok 88 (...)

D.T.: Było trochę tych emocji, znaczy w Polsce wszyscy byli za Holandią, więc...

T.Z.: Tak. Mieli też wspaniałych piłkarzy: Gullit, van Basten, 2:0...

D.T.: Absolutnie genialna jedenastka i tę bramkę będę pamiętał... Zresztą byłem piłkarsko zakochany w van Bastenie.

T.Z.: Dlaczego?

D.T.: Genialny piłkarz i przy tym skromny, znaczy dla mnie wzór piłkarza – inteligentny, nigdy nie udawał, znaczy ja bardzo lubię tych Holendrów, ich dziś jest trochę mniej, którzy nawet brutalnie sfaulowani nie robią teatru, przewracają się tylko wtedy, kiedy nie mają żadnej już Innej możliwości, i powściągliwi. Nie, fajny typ. Berkant podobny, podobny typ piłkarza. Ale z tych meczów, które naprawdę mi utkwiły w pamięci, to jednak nie oszukujmy się, to jest... najbardziej przeżywałem mecz z Dynamo Kijów – Górnik Zabrze i rzut karny i Hubert Kostka.

T.Z.: Też grał w czapeczce (...)

D.T.: Też, oczywiście. I trzeba już mieć swoje lata, żeby dokładnie pamiętać ten moment, kiedy Huberta Kostkę znoszono. I to była taka prawdziwa inicjacja dla młodego chłopaka takiego jak ja. To wtedy rzeczywiście rodziło się to marzenie: Jezu, być kimś takim jak Kostka, jak Szołtysik, jak Lubański oczywiście, Wilczek, no, tę jedenastkę Górnika to ci starsi kibice chyba znają na pamięć, chociaż to już minęło ile? Czterdzieści lat? Lepiej, nie?

T.Z.: Cudowna epoka, cudowne pokolenie polskich piłkarzy. Wracając do Holandii, Holandia to wiatraki, diamenty, Amsterdam, prawda?

D.T.: Jeszcze parę innych skojarzeń, ale...

T.Z.: Holandia to także i piłka. Ba, jeśli pyta się Holendrów, co ich łączy, to oni wręcz odpowiadają: łączy nas futbol totalny, oni są z tego dumni, że wymyślili coś przełomowego. Ale zdaje się, że pan jest bardziej zainteresowany w ostatnich latach tym, co wyprawia Hiszpania na boisku.

D.T.: Ja jestem, podobnie jak wszyscy, pod wrażeniem tej odmiany powiedziałbym psychicznej Hiszpanii, bo przecież Hiszpanie mieli zawsze wybitnych piłkarzy. Kluby zawsze bezkonkurencyjne, mówię przynajmniej o legendzie Realu i Barcelony...

T.Z.: A na marginesie – komu pan bardziej kibicuje, Realowi czy Barcelonie? Bo w Polsce to jest wielki pojedynek kibiców.

D.T.: Znaczy ja mam... stałe uczucia mam do mojego klubu, znaczy kibicem jest się zawsze jednej drużyny...

T.Z.: Lechii.

D.T.: Tak, a cała reszta to są sympatie i sympatie bywają zmienne, więc ja w przypadku Realu i Barcelony mam zmienne... w zależności od tego, kto gra, ponieważ jestem absolutnie bezbronny i bezradny wobec talentu Messiego, więc mógłbym godzinami oglądać Messiego i nie jestem w tym oryginalny, wiem. Więc dzisiaj trzymam kciuki za Barcelonę, wydaje mi się sympatyczniejsza...

T.Z.: Czyli przeciągamy pana premiera na stronę tych, co kibicują Barcelonie. A wracając do Hiszpanii?

D.T.: I wszyscy czekaliśmy długo, tak myślę, ci, którzy trochę znają się na piłce, żeby ta Hiszpania przestała wreszcie tak potwornie pechowo, tak zupełnie nie wiadomo dlaczego wszystko przegrywać. Żal mi ich było na tych wszystkich mistrzostwach świata i Europy, kiedy wydawało się, że mają już ten zespół marzeń, nagle jakieś albo głupie zdarzenia, albo pech, albo słaby mecz jeden i wypadali z gry. Więc chyba cały świat ten, który zna się na piłce, z ulgą przyjął, że jednak Pan Bóg na niebie jest sprawiedliwy i że prędzej czy później dobra piłka też została nagrodzona. No i dlatego życzę im, żeby jeszcze trochę pociągnęli z tym fartem.

T.Z.: Czyli Hiszpanie głównym faworytem?

D.T.: Ja naprawdę wierzę w to, że Polska może zajść bardzo daleko. Nie chcę się ośmieszać, więc nie powiem, że Polska jest faworytem i zdaję sobie sprawę, że Polska może dojść do finału i może przegrać wszystkie mecze. Dzisiaj tak oceniam szanse Polski, znaczy jest drużyną obiecującą, najmłodszą po niemieckiej, stać ją właściwie na wszystko, ale to znaczy, że nie wiemy, na co. Natomiast tych drużyn, które się jednym tchem wymienia jako faworytów, no to widać było także w ostatnich dniach, że w świetnej formie są Hiszpanie, Niemcy, Rosjanie, Holendrzy. I moim zdaniem w tej czwórce nie możemy wykluczać Francuzów. Estonia jest trochę lepsza od Andory. I tak na luzie, tak trochę spacerkiem włożyć... 4:0 chyba było, to znaczy, że Francuzi mogą być czarnym koniem tych mistrzostw, bo przecież nikt Francuzów nie wymienia jako faworytów, ja uważam, że mogą być czarnym koniem.

T.Z.: Chorwatów też.

D.T.: Trochę mają pecha, trochę jeszcze teraz odpadł Olić, więc rzeczywiście nie przekonywali w tych grach tych towarzyskich przed Euro. Ja bardzo będę im życzył, bardzo lubię chorwacką piłkę, chyba każdy lubi, bo oni mają i fantazję, i technikę, ale ciężko im będzie.

T.Z.: Dobrze, że w tym turnieju startuje Irlandia. Ja się cieszę dlatego, że przyjadą kibice, którzy pokażą, jak fajnie można przeżywać mecze, jak można identyfikować się z zespołem, jak traktowany jest sport, że to wcale nie koniec świata. W Gdańsku z tego, co wiem, to będzie wręcz święto, będą specjalne koncerty w Stoczni Gdańskiej, mecze. Nigdy nie zapomnę widoku na stadionie olimpijskim w roku 90, jak Irlandia odpadła, kibice, kilka tysięcy Irlandczyków czekało na stadionie olimpijskim i Jackie Charlton z drużyną wyszedł i się razem bawili. To także będzie doświadczenie dla Polski właśnie, że sport to jest coś fajnego, że sport właśnie to jest taka wspólnota, to jest takie identyfikowanie się.

D.T.: Irlandczycy już napisali w niektórych gazetach, że nigdy w historii nikt ich tak ciepło nie przyjął jak gdańszczanie. Poza tym my mamy straszny sentyment. Ja do dzisiaj (...) Irlandię, nie tylko ja, jak sądzę. No, ja jestem czasami chwalony, częściej wyklinany albo złośliwie przedrzeźniany, kiedy mówię o zielonej wyspie, ale to się jakoś przyjęło, więc uważam, że mamy też ten powód. Irlandia była gościnna dla nas wtedy, kiedy Polacy byli w szczególnej potrzebie, nieprzypadkowo jakoś tam Polacy na tyle dobrze się czują, że to jest główny kierunek migracji czy był główny kierunek migracji. Mamy bardzo podobną historię, więc wydaje mi się też, że... No, w ogóle to jest kłopot, jak sądzę, dla wszystkich gdańszczan akurat, bo ta grupa, gdzie grają Włosi, Hiszpanie, Chorwaci i Irlandczycy to jest grupa, gdzie grają cztery drużyny bardzo sympatyczne i gdzie Polacy chętnie by kibicowali...

T.Z.: Każdej.

D.T.: ...każdej. Oczywiście mecz Hiszpania-Włochy w Gdańsku budzi też największe zainteresowanie wśród moich koleżanek i kolegów z różnych stolic europejskich i można się spodziewać sporej ilości europejskich przywódców na tym meczu.

T.Z.: Pan wtedy będzie w trochę lepszej sytuacji, no bo te emocje będzie można nieco...

D.T.: Stonować.

T.Z.: ...skryć, stonować niż w meczu inauguracyjnym na Stadionie Narodowym. Marszruta pana w czasie tych mistrzostw już jest nakreślona?

D.T.: Nie, nie może być nakreślona z jednego powodu, uwierzycie albo nie, ale dla mnie to jest też jednak praca, a nie tylko przyjemność. W tym sensie praca, że powinienem być, nie zawsze to będzie możliwe, ale powinienem być na tych meczach, gdzie pojawią się premierzy, premier lub premierzy, lub kanclerz, lub prezydent któregoś z tych państw, no bo wtedy muszę czynić honory gospodarza. I w tym sensie jest to praca, bo niewykluczone, że będę w związku z tym na jakimś meczu, który będzie konkurował z innym meczem, który wolałbym obejrzeć na przykład.

T.Z.: Ktoś, i to życzliwie, powiedział, że to najtrudniejsze być może trzy tygodnie w pana premiera pracy.

D.T.: Czy ja wiem? Znaczy jak... No nie, nie przesadzajmy, bo jak tak patrzę na tę pracę w roli premiera, to nie trzeba się długo zastanawiać, żeby znaleźć trudniejsze chwile.

T.Z.: Panie premierze, bardzo dziękujemy za to spotkanie, dziękujemy za rozmowę. Mam jeszcze pytanie: czy pan... Tak jak do piłkarzy pan powiedział, żeby nie przemotywowali się, prawda? Oni na to zwrócili uwagę, bo przecież nie można być za bardzo skoncentrowanym, bo nieraz to przynosi efekt. Gdyby pan był kibicem, nie premierem, to co pan by radził? Jak to Euro... Oddać się temu szaleństwu, być takim dzieciakiem, że te emocje jednak przeżywać? Być nawet takim dzieckiem w tej piaskownicy Euro, to Euro-oszołomstwo chować, tonować? Czy też po prostu odważnie mówić: tak, jestem Euro-oszołomem.

D.T.: Słuchajcie, to jest dla mnie tak oczywiste, że warto się zanurzyć w takim... I to nie chodzi o kibicowanie nawet, tylko w takim stanie, który można chyba nazwać szczęściem publicznym. To Hannah Arendt użyła kiedyś tego sformułowania, oczywiście wobec zupełnie innych zdarzeń społecznych, ale ono dobrze pasuje też do tego, co przecież nie raz przeżywaliśmy. Ja to też mówiłem właśnie piłkarzom, żeby oni też zrozumieli, że niektórzy sądzą, że warto się urodzić, żeby dać szczęście choćby jednej osobie i choćby przez chwilę. Oni mogą dać autentyczne poczucie szczęścia czterdziestu milionom ludzi, i to na dłuższą chwilę. I warto się w tym poczuciu szczęścia zanurzyć. Jak zremisowaliśmy na Wembley, to ja pamiętam... No, wiecie, ciemno, jesień, komunizm i w każdym polskim mieście, akurat byłem w swoim Gdańsku jako chłopak kilkunastoletni i wszyscy spontanicznie powychodzili z domów, jakieś manifestacje radości, bo pamiętam przechodziliśmy przez gdański Błędnik, tysiące ludzi, to jest naprawdę... Być razem ze swoimi, cieszyć się, mieć poczucie sukcesu, to jest autentyczna chwila takiego publicznego szczęścia. I życzę każdemu bez wyjątku, żeby się w tym szczęściu zanurzył.

T.Z.: Takiej wspólnoty. Taką wspólnotę przeżyć to naprawdę coś fajnego. No ale pan nie będzie tak mógł do końca, no bo do strefy kibica premier Donald Tusk na spacer pójdzie?

D.T.: No tak, zapraszam dzisiaj otwieramy, jak wiecie, strefę kibica w Warszawie i będę dzisiaj w Łodzi, bo chcę przetestować jeszcze osobiście przejezdność tak zwaną legendarną, umówiłem się też na obiad z naszym czarnoskórym posłem Johnem Godsonem, który jako pierwszy właściwie zareagował na te przesadzone i czasami bzdurne opinie wyrażone w BBC. Sam był pytany przez zagraniczne media, jak to jest, co to znaczy być czarnoskóry w Polsce, i cieszę się, że będziemy to mogli dzisiaj obaj powtórzyć. I jeśli zdążymy, z żoną jadę tam, ale jeśli zdążymy, to będziemy też w strefie kibica dzisiaj, zobaczymy, jak wygląda strefa kibica warszawska.

T.Z.: Ja myślę, że przekonamy dziennikarzy BBC do tego, że walki kibiców, że nawet jakieś elementy rasizmu na polskich stadionach to nie jest to, co jest na co dzień. Oczywiście nie negujemy tego, ale przecież tak nie jest. Bez kompleksów, wydaje mi się, a z taką dumą narodową przeżywajmy te mistrzostwa i naprawdę się tego nie wstydźmy.

D.T.: Nie wstydźmy się naszego Euro. Wstydźmy się tego, co jest złe na polskich stadionach czy w polskich zachowaniach. Ja nie uważam, że mamy to zacierać, trzeba z tym walczyć, trzeba wychowywać, to jest wszystko prawda, tylko nie możemy sobie dać wmówić albo innym, że w Polsce jest pod tym względem wyraźnie gorzej niż gdzie indziej, a właściwie o to mieliśmy taki żal do tych, no, nieobiektywnych materiałów. Mamy bardzo dużo jeszcze do naprawienia zarówno w nas samych, jak i wokół nas, ale my, Polacy, naprawdę nie mamy się często wstydzić wtedy, kiedy porównujemy się z innymi narodami. A po tych mistrzostwach być może będziemy mieli trochę więcej powodów do chwały niż inni.

T.Z.: I pamiętajmy, że współorganizujemy mistrzostwa z Ukrainą. Na Ukrainie będzie pan w czasie tych mistrzostw, pewnie nawet na kilku spotkaniach.

D.T.: Zobaczymy, bo to zależy jednak też właśnie od tego, co się będzie działo w Polsce i ja nie mogę brać urlopu na ten czas. Tam, gdzie będzie grała Polska, oczywiście będę starał się być. I to jest...Znaczy eufemizm... Znaczy będę na sto procent na każdym meczu. Natomiast oczywiście mamy wszyscy ten problem z Ukrainą. Zaapelowałem dość skutecznie w Europie, rozmawiałem z wieloma przywódcami, żeby nie było w ogóle mowy o żadnym bojkocie, ale ten cień związany z sytuacją Julii Tymoszenko kładzie się oczywiście na tej ukraińskiej części Euro, nikt tego nie będzie w stanie ukryć i na pewno jest opór, aby jechać na Ukrainę i spotykać się z ukraińskimi przywódcami, u wielu ludzi w Europie. Więc można się spodziewać, i mówię o tym bez żadnej satysfakcji, mówię o tym ze smutkiem, że wielu Europejczyków będzie chciało pokazać: Polska okay, Ukraina nie. Jak temu przeciwdziałać, a przecież sami czujemy, że nie wszystko jest okay, to będzie bardzo poważny dylemat. Będę w każdym razie zastanawiał się nad każdym ewentualnym tym meczem w Ukrainie, czy premier Polski powinien być, czy nie.

T.Z.: Na zakończenie – chciałby pan, żeby to już był drugi dzień lipca?

D.T.: Ja bardzo boję się tego meczu z Grekami, o, tak bym powiedział, więc bardzo bym chciał, żeby to był już...

T.Z.: Dziewiąty dzień czerwca.

D.T.: No, niech to będzie ósmy godzina 21 i... No, tak czuję jakoś, że od tego wszystko zależy. I bardzo jestem zdenerwowany, bo wiemy, jak mecze inauguracyjne... jak często zamieniają się w nudne takie szachy na 0:0 i wiem, że nasi piłkarze nie mają w żadnym wypadku takiej intencji, ale być może nikt nie ma takiej intencji, a jakże często tak się kończą te mecze rozpoczynające wielkie turnieje. A 0:0 z Grecją to nie byłby dobry start. Tak że jestem naprawdę pod tym względem bardzo taki spięty wewnątrz.

T.Z.: Sprawozdawca radiowy nieraz patrzy w oczy sportowca i na podstawie wyglądu, właśnie spojrzenia musi opisać. Mnie się wydaje, że pan by chciał być członkiem tej drużyny i pan by chciał walczyć, bo pan już walczy, ale z drugiej strony wyczuwam też coś takiego, że chciałby pan, żeby te mistrzostwa... ja też zresztą, żeby trwały wieczność.

D.T.: To jest... Ja nie wiem, czy wy to odczuwacie, ale pewnie bardzo wielu ludzi, i nie tylko kibiców, odczuwa tę upiorną depresję po, to znaczy że nagle tak jakby... Znaczy kiedyś jechało się na kolnie, znaczy ja, moje pokolenie jeździło na kolonie i na kolonie się jechało bardzo nieszczęśliwym, później człowiek się zakochiwał z reguły, później miał nowych przyjaciół, wracał do domu i koniec świata, pustka, znaczy niemożliwe, nie do przeżycia. Albo po fajnej imprezie. Po mistrzostwach Europy, po olimpiadzie, po mistrzostwach świata, szczególnie jak naszym dobrze idzie, to jest rzeczywiście taka pustka i takie depresyjne nastroje, więc tego też oczywiście się obawiam. No ale takie jest życie.

T.Z.: Panie premierze, cieszmy się i życzę wielu fajnych przeżyć, żebyśmy się bawili wszyscy, żeby pan premier też mógł nie być taki stonowany protokołem dyplomatycznym, żebyśmy to Euro właśnie fajnie, tak wspólnie przeżywali i cieszyli się nawet z drobnych spraw, choć tak jak pan powiedział, przywołując słowa papieża Jana Pawła II, że sport wcale nie jest najważniejszy, ale z tych najmniej ważnych rzeczy to jednak właśnie sport, a szczególnie piłka.

D.T.: Tak. Ja też marzę o tym, że jak będą grali hymny Grecji za kilka dni, później Rosji, kilka dni później Czech, żeby nasi kibice, nawet jeśli będą bardzo tacy napięci i zdeterminowani, żeby nie gwizdali, przynajmniej wtedy, kiedy grają hymny, bo na to chyba szczególnie widownia telewizyjna całego świata może być wrażliwa. Więc zróbmy to dla siebie, bo tak naprawdę gdyby się okazało, że będziemy gwizdali wtedy, kiedy grają hymny innych państw, to będziemy sobie wydawali nie najlepsze świadectwo. I też proszę was o pomoc, czyli dziennikarzy, media, żebyśmy przekonali siebie nawzajem, że nie warto gwizdać w tym jednym momencie. W czasie meczu oczywiście tak, rozumiem emocje, sam gwiżdżę, ale żeby ten moment uszanować.

T.Z.: I nie przeszkadzajmy w zabawie, nie przeszkadzajmy, jak grupa kibiców z innego państwa będzie chciała przejść na Stare Miasto. To jest normalny rytuał i to jest normalny obrazek z każdej wielkiej imprezy. I pewnie Kolumna Zygmunta będzie tam dekorowana i pomnik Mickiewicza w Krakowie, tłumy będą szły Mostem Poniatowskiego, bo to się zamieni w deptak. To także jest jakaś tam cząstka tego wielkiego widowiska.

D.T.: Tak, tak, bardzo bym namawiał wszystkich, żeby również wtedy, nawet gdyby się okazało, że mamy powody do gorszego nastroju, np. jeśli nie wygramy jakiegoś meczu, ale żebyśmy pozwolili innym się cieszyć. To jest też bardzo poważne wyzwanie. Sam wiem po sobie, co człowiek czuje w środku, kiedy nie idzie, ale jeśli wtedy byśmy wytrzymali i byli nadal gościnni, to moim zdaniem będziemy naprawdę mistrzami Europy.

T.Z.: Dziękuję bardzo za rozmowę. Korciło mnie, żeby z panem premierem się o coś założyć, no ale tak – chcemy wspólnie sukcesów polskiej drużyny...

D.T.: Tępię hazard. [śmiech]

T.Z.: ...Hiszpania niech będzie też mistrzem, chociaż bym o tę Holandię starał się tutaj z panem premierem założyć, jeśli nie Polska w finale.

D.T.: A pan jest zdania, że Holandia będzie mistrzem?

T.Z.: Chciałbym. Chciałbym, bo to takie też trochę stracone pokolenie, 88 rok ostatni sukces, a drużyna fajnie gra, w poprzednich mistrzostwach w fazie eliminacyjnej grali najpiękniej, później przyszedł mecz z Rosją, niestety nieudany, ale tak to jest.

D.T.: Ale dzisiaj chyba trochę szalona drużyna, bo tamta wielka Holandia to była jednak drużyna zimnokrwista, wspaniale grająca, ale niezwykle takie odporne typy i takie twarde charaktery. A dzisiaj jak się patrzy na wielkich piłkarzy – Robbena czy van Persiego – ale trochę tam w głowie mają wiatru i to...

T.Z.: Ale w szaleństwie? A, na tym też polega siła sportu, szaleństwo jest piękne w sporcie, w życiu, tak że tego szaleństwa nie przekreślajmy. Dziękuję raz jeszcze, dziękuję bardzo.

D.T.: Dziękuję.

(J.M.)