Głowacki dostał ją za rolę w filmie "Dziewczyna z szafy" Bodo Koxa, w którym wcielił się w postać Jacka, brata chłopaka, który cierpi na autyzm. - Przystępując do pracy odkrywałem dla siebie główny wątek filmu, którym było braterstwo. Bardzo ciekawe samo w sobie jest być z kimś związanym w nierozerwalny sposób - powiedział aktor.
Gość radiowej Jedynki przyznał, że przyzwyczaił się do bycia nominowanym do tej nagrody. Zdarzyło mu się to już trzykrotnie za role w filmach "Oda do radości", "80 milionów" i właśnie "Dziewczyna z szafy". Dlatego, gdy tym razem usłyszał swoje nazwisko to pomyślał, że ktoś się pomylił. - Nagroda im. Cybulskiego jest jedyną w Polsce, o której wcześniej nie informuje się zwycięzcy. Wszyscy nominowani przychodzą w oczekiwaniu. Przeżywałem to jednak w spokoju i nagle okazało się, że to ja. Byłem zaskoczony - powiedział.
W rozmowie z Joanną Sławińską tłumaczył, że Zbigniew Cybulski jest dla niego pierwszą, nowoczesną ikoną polskiego kina. Jego zdaniem, stał się nią dzięki specyficznemu stosunkowi do kamery. - On nią władał. Nie udawał naturalności, po prostu był człowiekiem, który miał bardzo konkretny przekaz. Wiedział, że jest obserwowany przez kamerę i starał się przekazać swoją kwestię najmocniejszymi środkami. To go najbardziej wyróżniało i spowodowało, że pozostanie na zawsze w polskim kinie - powiedział Głowacki.
Dla niego samego aktorstwo jest zawodem i zabawą. - Urzeczywistnianiem rzeczy wyobrażonych przy pomocy swojego ciała oraz wszystkiego, co może się do tego ciała zbliżyć, na tle czego ciało może być pokazane - powiedział. Aktorstwo jest też dla niego drogą przez życie. Głowacki tłumaczył, że stara się dopasowywać do tekstu i danego scenariusza. Jednak podstawą zawodu jest poczucie wolności.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.
tj/asz