Logo Polskiego Radia
Jedynka
Michał Mendyk 06.02.2012

Jak Bush "ukradł" piosenkę McFerrinowi...

- Don’t worry, be happy - przekonywał w 1988 roku artysta, znany wcześniej tylko w jazzowej niszy. Dziś ma na koncie 20 mln sprzedanych płyt. W międzyczasie był jeszcze film, afera polityczna i obyczajowa. O tym wszystkim w Jedynkowym felietonie Adama Halbera.
Bobby McFerrinBobby McFerrinfot. Ivor Szaniszlo/Wikimedia Commons/CC

Bobby'ego McFerrina trudno nazwać twórcą jednego przeboju. Faktem jest jednak, że o wiele dłużej musiałby on czekać na masowy sukces, gdyby nie pozornie banalna piosenka, w której ćwierć wieku temu zakochał się cały świat. "Don’t Worry, Be Happy" stała się wtedy pierwszym w historii utworem a capella (McFerrin wykonał swoim głosem i ciałem nie tylko wszystkie partie wokalne, lecz także imitacje efektów perkusyjnych oraz basowych), który wspiął się na szczyt listy "Billboardu" oraz zdobył aż trzy nagrody Grammy. Co prawda piosence pomógł nieco film "Koktajl" z udziałem m.in. Toma Cruise’a, ale potem to ona "wzmacniała" niezliczone obrazy kinowe, seriale i filmy telewizyjne oraz… kampanię prezydencką Busha seniora (zresztą bez zgody i wbrew woli autora, który na znak protestu wycofał ją nawet z repertuaru).

Uniwersalność przesłania i bezpretensjonalny ton "Don't Worry, Be Happy" mogą być mylące, jeśli chodzi o pierwotne inspiracje oraz intencje McFerrina. Otóż tytułową frazę artysta zaczerpnął z dorobku słynnego indyjskiego mistrza duchowego, Meher Baby. Nie zabrakło oczywiście obrońców moralności, którzy w pozornie niewinnym zdaniu "Nie martw się, bądź szczęśliwy" doszukali się nawoływania do obyczajowej anarchii. Ale to już temat na zupełnie inną audycję...

Muzyczne felietony Adama Halbera na antenie Jedynki w każdą sobotę po godzinie 18.15.