Logo Polskiego Radia
Jedynka
Piotr Grabka 08.07.2013

Marian Opania: mówią na mnie dzięcioł

Znany aktor filmowy, radiowy, teatralny i kabaretowy uwielbia rzeźbić w drewnie. Jak mówił w radiowej Jedynce, to jego własny sposób na rozmowę z Bogiem.
Marian OpaniaMarian OpaniaE.Iwanicka/PR

- Może czuję trochę niedostatki wiary? Na pewno nie jest ona u mnie ślepa, tylko wątpiąca. Nazywają mnie dzięcioł, bo w czasie urlopu, zamiast chodzić na plażę, siedzę na przyzbie swojego domku w Dębkach i sobie stukam - wyznał Marian Opania w "Sobocie z radiową Jedynką".

Aktor w młodości miał duże grono wielbicielek, z czego w ogóle nie zdawał sobie sprawy. - Gdy po latach dowiedziałem się, że najpiękniejsze dziewczęta ze szkoły teatralnej, jak Ewa Wiśniewska, Magda Zawadzka, Jola Zykun, czy Anna Seniuk, chodziły i maślanymi oczami patrzyły na mój występ w "Polach zielonych" na 4. roku, byłem ogromnie zdziwiony. Zapytałem, dlaczego nic mi nie powiedziały. Byłem nieduży, piegowaty i miałem kompleksy z powodu swojego wyglądu. Przez lata z tym walczyłem i jakoś w końcu mi to minęło - stwierdził.

Jedną z najważniejszych ról w dorobku Mariana Opani jest redaktor Winkel w filmie "Człowiek z żelaza" Andrzeja Wajdy. Jak przyznaje aktor, przyszła ona w momencie, gdy znalazł się w trudnym momencie swojej kariery. - Bardzo długo dostawałem role bardzo młodych ludzi. Mając lat 28, grałem w telewizji 14-letniego Tomka Sawyera. Pod koniec lat 70. jako trzydziestokilkulatek osiwiałem, przytyłem i skończyły się dla mnie wiodące role. Było to bardzo bolesne i wtedy pojawiła się propozycja roli u Andrzeja Wajdy - wspominał.

Początkowo Marian Opania był "przymierzany" do mniejszej roli, ale po zdjęciach próbnych "Człowieka z żelaza" okazało się, że jednak zagra głównego bohatera.

Rozmawiała Anna Stempniak.

pg